Nie konserwujmy konserwatorów! Ratujmy zabytki

Zabytków mamy w Polsce ciągle jeszcze sporo i wydaje się, że świadomość o ich wartości historycznej w samym społeczeństwie rośnie.

Publikacja: 20.06.2012 18:34

Jarosław W. Lasecki

Jarosław W. Lasecki

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński KK Kuba Kamiński

Red

Myliłby się jednak ten, kto uważałby, że wiemy, co to jest zabytek i jaką definicję przyjąć, aby tym mianem określać pamiątki historii. W myśl ustawy zabytkiem jest nieruchomość (np. pojedynczy budynek, cmentarz, historyczny układ urbanistyczny lub krajobraz kulturowy) albo rzecz ruchoma (np. dzieło sztuki użytkowej, obraz, rzeźba, znalezisko archeologiczne – np. artefakt), ich części lub zespoły rzeczy, które są dziełem człowieka lub związane z jego działalnością i stanowią świadectwo minionej epoki bądź zdarzenia, a których zachowanie leży w interesie społecznym ze względu na swoją wartość artystyczną, naukową lub historyczną. Definicja ta, dość rozległa, nie pozostawia jednak wątpliwości: wszystko to, co jest dziełem człowieka i co ma wartość artystyczną, naukową lub historyczną i zostało wykonane w przeszłości, może być zabytkiem. W tak pojętej definicji samo kryterium czasu nie jest najważniejsze. Ważne jest to, aby taki wytwór działalności człowieka był świadkiem epoki. A zatem czy każda stara rzecz jest zabytkiem?

Wawel i wychodek jednym są zabytkiem?

Wydawałoby się, że definicja jest prosta i ci, którzy decydują o tym, jak ją interpretować, mierzą wszystko odpowiednią miarą. Trudno się jednak pogodzić z tym, że wybitne dzieło architektoniczne będące świadkiem wiekopomnych zdarzeń jest takim samym zabytkiem jak coś, co jest co prawda wytworem działań człowieka i pochodzi z danej epoki, ale ani jego wartość historyczna, ani naukowa ma się nijak do tego prawdziwego zabytku. Czy można z takim samym pietyzmem i używając takiej samej definicji, mówić o Wawelu, jak i pochodzącym, co prawda z owej epoki, za przeproszeniem, tylko wychodku? Czy zrównanie zabytków w myśl jednej definicji nie powoduje, że wychodkowi nadaje się biurokratycznie znaczenie Wawelu, a Wawel deprecjonuje, wrzucając go do jednego worka z... no właśnie – wychodkiem? Czy podejście do zabytku nie powinno być bardziej indywidualne, bardziej zróżnicowane w zależności od jego wartości? I to nie tylko tej materialnej, ale przede wszystkim historycznej? Dzisiaj, kiedy coraz mniej zabytków znajduje się w rękach państwa, a zależność petencka autentycznych opiekunów zabytków od urzędników jest niczym niehamowana, tym bardziej należy rozważyć wprowadzenie gradacji ważności. Gradacji na zasadzie chociażby trójpodziału na klasy: 1, 2, 3. I niechby klasy te były prostą wynikową wieku, wielkości i historycznego znaczenia, a już uprościłyby właścicielom zabytków urzędnicze kontakty. Eliminując często nieuzasadnione wymogi tworzenia opinii i analiz służących nie dobru zabytku, ale swego rodzaju przychylności „środowiska". Dodatkowo wystarczyłoby w tych dwóch niższych klasach wprowadzenie zasady domniemanej, wiążącej zgody na prace rewaloryzacyjne przy zabytku po przedstawieniu opinii trzech naukowców z profesorskimi tytułami np. z dziedziny architektury, historii i archeologii. W ten oto sposób urzędniczy proces wydawania zgody na prace przy zabytkach ograniczyłby się do administracyjnych przesłanek. A nie do merytorycznych rozstrzygnięć, do których często konserwatorzy-urzędnicy nie mają odpowiednich kompetencji.

Konserwator – tylko konserwuje, opiekun – się opiekuje!

Temu, kto opiekuje się zabytkami, powinny należeć się szacunek i wszelka pomoc. Bo przecież to on dba o namacalne pamiątki naszej wspólnej historii. I jako opiekun ma przecież aktywną funkcję w stosunku do dzieła innego człowieka. Często dzieła naszych przodków. Wypełnia funkcję, która polega na ciągłym i bezinteresownym zaspokajaniu potrzeb zabytku. Jest osobą ze wszech miar pozytywną, bo żywotnie zainteresowaną istnieniem zabytku w jak najlepszej kondycji. Jakże w takim razie podchodzić do urzędowej nazwy tych, którzy ustawowo powinni opiekować się zabytkami w Polsce? Otóż oni nie nazywają się dzisiaj OPIEKUNAMI zabytku. Oni nazywają się KONSERWATORAMI. I jak już z samej definicji tej nazwy wynika, nie opiekują się oni zabytkami, oni je tylko konserwują! A konserwacja znaczy przecież nie mniej jak powolne przemijanie. Znaczy pogodzenie się ze stanem istniejącym.

Znaczy poddanie się. Czy chodzi nam o to, aby w majestacie prawa państwo poddawało się i pozwalało na przemijanie zabytków? Na przemijanie namacalnych pamiątek naszej historii? I warto byłoby dzisiaj się zastanowić nad tym, czy w czasach, kiedy w innych państwach Europy urzędnicy nazywają OPIEKUNAMI zabytków, nie pora pożegnać naszych KONSERWATORÓW i powierzyć los polskich zabytków w ręce OPIEKUNÓW! Opiekunów, którzy z natury rzeczy mieliby za zadanie opiekowanie się zabytkami jako aktywną funkcją zobowiązaną do pomocy.

Czy odnowiony zabytek jest jeszcze zabytkiem?

Zmiana podejścia do zabytków jest konieczna, bo z samego upływu czasu i jego wpływu na otaczającą nas rzeczywistość widać, że rzecz niepielęgnowana przemija.  Rzecz, nad którą nie roztacza się opieki, niszczy się. Rzecz jedynie konserwowana zostaje pozbawiona ducha. A zatem czy zabytkiem jest jeszcze coś, co z niego pozostało w konserwowanym procesie samodestrukcji? Czy przemijający zabytek w sensie funkcji jest jeszcze zabytkiem? Gdzie zaczyna się i gdzie się kończy definicyjna wartość zabytku? Czy zabytkiem jest jeszcze coś, co zostało, co prawda wytworzone w danej epoce, ale w trakcie opieki, a nie konserwacji zmieniło istotne swe elementy na bardziej współczesne? Czy ilość oryginalnych kamieni w zabytkowej nieruchomości określa jej przynależność do definicji zabytku? W tym miejscu warto przytoczyć tzw. paradoks statku z Theseus opisany przez Plutarcha i zadać pytanie: czy statek, który wypłynął w morze i wrócił po wielu latach do tego samego portu i w którym w trakcie podróży wymieniono wszystkie zgniłe elementy drewniane na nowe, jest jeszcze tym samym statkiem? Odpowiedzi na to pytanie szukano przez wieki i w zależności od kręgów kulturowych różnie ona wyglądała. W Polsce problem ten także zajmował filozofów. I odpowiedź na to pytanie leży nie w ilościowym podejściu do rozwiązania, lecz jakościowym! Nie ilość pierwotnych kamieni czy cegieł jest ważna, ale forma, funkcja czy zgodność kompozycyjna pamiątki historii pretendująca do nazwy zabytku. Czy Wawel, mimo że wielokrotnie przebudowany i remontowany, nie jest zabytkiem? Jest, bo zawsze był przede wszystkim Wawelem. A zatem zabytkiem będzie zawsze to dzieło ludzkiej twórczości, którego funkcja i forma trwa lub została z powrotem przywrócona, niezależnie od tego, ile pierwotnych elementów z dnia jego wytworzenia jest jeszcze w nim zawarte. I najlepszym chyba przykładem tak pojętego zabytku jest i Zamek Królewski w Warszawie, i Stare Miasto wpisane na listę UNESCO. Nie dziwi to dzisiaj nikogo, gdyż ten, któremu zawdzięczamy dzisiaj piękno takiej Warszawy, prof. Jan Zachwatowicz, był sygnatariuszem ze strony Polski Biblii Konserwatorskiej, jaką jest dzisiaj Karta Wenecka.

Języki obce warto znać!

Od wielu dziesięcioleci hołduje się w Polsce doktrynie konserwatorskiej, według której nie należy rekonstruować zabytków! Tak naprawdę nikt nie wie, z czego to wynika. Jakiego kalibru akty prawne czy opracowania naukowe leżą u podstaw tejże doktryny. Ale tzw. środowisko ogólnie przyjęło, że rekonstrukcja zabytków jest „be" i basta! A już ci, co bardziej ciekawscy, którzy mają czelność zapytać: „a tak właściwie dlaczego nie powinno się rekonstruować zabytków", odsyłani są z pogardą do tejże właśnie Biblii konserwatorskiej, jaką jest Kartą Wenecką, w której to jest napisane. W tym miejscu należy jednak zapytać: czy wszyscy polscy konserwatorzy czytali Kartę Wenecką? A czy ktoś czytał ją w ORYGINALE? Pewnie nie! Bowiem w oficjalnym obiegu naukowym w Polsce kursuje przetłumaczony z języka angielskiego tekst Karty Weneckiej, który NIEPRAWDZIWIE oddaje słowa oryginału!!! Tłumaczenie to jest niezgodne z oryginałem i nie oddaje ducha podpisanego przez Polskę dokumentu. W angielskim oryginale art. 9 dotyczącego rekonstrukcji jest powiedziane:

Proces restauracji jest wysoko wyspecjalizowaną operacją.

Zdanie to zostało, zapewne w latach 60. już, błędnie przetłumaczone na język polski:

Restauracja jest zabiegiem, który powinien zachować charakter wyjątkowy.

Zdania te różnią się diametralnie w swoim znaczeniu i legły zapewne u podstaw komunistycznego sposobu myślenia, że pielęgnacja pamiątek przeszłości nie jest korzystna dla systemu. Stąd to zapewne wywodzą się późniejsze interpretacje zapisów Karty Weneckiej, mówiące o wyjątkowości restauracji i raczej niedopuszczające jej w ogóle. I tak to tam, gdzie kiedyś zrobiony został po prostu błąd tłumaczenia, dzisiaj dorabiana jest ideologia. Może wreszcie najwyższy czas, aby porządnie przetłumaczyć Kartę Wenecką i przemyśleć polskie podejście do rekonstrukcji zabytków, otwierając tym samym nową erę w polityce historycznej państwa.

Podatki na zabytki

W wielu krajach europejskich nie ma wielu „państwowych" zabytków. One są z natury rzeczy w rękach prywatnych. Państwo jednak, wiedząc, iż jest to dobro wspólne, pomaga jak może w ich utrzymywaniu. Najprostszym sposobem pomocy jest merytoryczna pomoc państwa. To właśnie urzędy OPIEKUNÓW ZABYTKÓW, a nie KONSERWATORÓW mają w obowiązku merytoryczną pomoc właścicielowi zabytku. Nie tylko w opracowywaniu dokumentacji czy badaniach naukowych, ale w merytorycznej pomocy. Nie w nadzorze, ale w aktywnym procesie rekonstrukcji i rewaloryzacji. Ale najbardziej istotną pomocą jest bezpośrednia pomoc finansowa państwa. Nie poprzez dotacje, których przyznanie jest z natury rzeczy trudną i często nieprzejrzystą procedurą, ale poprzez bezpośrednie odpisy podatkowe wydatków na cele rewaloryzacji zabytków. W ten oto sposób obywatel sam decyduje o tym, na jaki zabytek może i chce wydać część swego podatku należnego państwu.

Nie jest to odpis 100 proc., ale i 25 proc. raz na kilka lat może zrobić dla ochrony zabytków więcej niż wielkie fundusze europejskie, których zawsze jest mało. System ten jest o tyle prostszy i bardziej korzystny dla zabytków, że to autentyczny opiekun zabytku decyduje, czy i w jakim zakresie stać go na opiekowanie się zabytkiem. A i państwo zostaje odciążone w swym ustawowym obowiązku dbania o nasze dobra narodowe. Znika bowiem w takim przypadku cały urzędniczy aparat rozdziału i tak ciągle zbyt małych środków na ochronę zabytków. Dodatkowym aspektem jest aspekt patriotycznej postawy tych, którzy mając do płacenia duże podatki, nie usiłują uciekać z nimi do rajów podatkowych, ale inwestują w nasze dziedzictwo narodowe.

Źle służy sługa dwóch panów

Aby dobrze wypełniać funkcję opiekuna zabytków, trzeba mieć obok pieniędzy na taki cel, także odpowiednie umocowania prawne. W polskiej rzeczywistości konserwatorzy zabytków wypełniają klasyczną funkcję sługi dwóch panów. Organizacyjnie podlegają bowiem pod wojewodę. To on płaci im ich pensje. To on powinien im także mówić, jakie zadania mają do wypełnienia, aby być wartym tych pieniędzy, które w końcu im płaci. Bo przecież w każdym przypadku ten, kto finansuje zlecone zadania, powinien rozliczać ich wykonanie. Ale tutaj mamy nagle ustawowego figla! Konserwator zabytków podlega co prawda organizacyjnie wojewodzie, ale MERYTORYCZNIE podlega ministrowi kultury. A więc to on mówi konserwatorowi, co ma robić. Ale płaci za to wojewoda! I jak ten z kolei pyta, co konserwator robi dzisiaj, to zawsze może on odpowiedzieć: wypełniam ważne zadania ministra kultury. Każdy z nas chciałby w ten sposób funkcjonować. W jednej firmie pobierać pensje, a w drugiej mieć swego przełożonego! Najlepiej oddalonego o paręset kilometrów od biura. System ten na pewno nie jest wydajny. Żaden sługa nie może służyć dwóm panom. Najwyższy czas, aby funkcja konserwatora zabytków związana była z terenem, na którym on pracuje. A skoro samorządnym terenu jest urząd marszałkowski, to aż się prosi, aby funkcja konserwatora zabytków była tam przyporządkowana. Albo aby była przynajmniej tam, gdzie jest autentycznie potrzebna i skutecznie zarządzana.

Z tych kilku powyżej przedstawionych uwag wynika kilka wniosków, które stworzą płaszczyznę do dalszej dyskusji:

1. Wprowadźmy klasy zabytków.

2. Zmieńmy funkcję konserwatora na opiekuna zabytków. Z pasywnej na aktywną.

3. Traktujmy zabytki jakościowo, a nie ilościowo. O wartości zabytku niech decyduje jakość i trwanie funkcji, a nie jego pierwotna objętość.

4. Zmieńmy podejście do rekonstrukcji. Rekonstruujmy, co się da, bo wkrótce i to się rozleci.

5. Wprowadźmy ulgi podatkowe dla właścicieli zabytków. Bo tylko prawdziwy

gospodarz najlepiej zadba o nasze dziedzictwo narodowe.

6. Urząd konserwatora ulokujmy jako organ samorządu terytorialnego.

Rozwiązania te na pewno nie będą remedium na sytuację w służbach konserwacji zabytków, ale niech posłużą jako głos w dyskusji nad nową polityką historyczną państwa. Bo skoro zabytki są namacalnymi pamiątkami przeszłości, trudno mówić o polityce historycznej państwa bez mowy o zabytkach. I opiece nad nimi.

Autor jest senatorem PO. Sfinansował m.in. remont zabytkowego kościoła parafialnego w Żurawiu, renowację dworu w Żurawiu i Skrzydlowie, zabezpieczenie ruin Zamku Mirów, rekonstrukcję zamku Bobolice.

Myliłby się jednak ten, kto uważałby, że wiemy, co to jest zabytek i jaką definicję przyjąć, aby tym mianem określać pamiątki historii. W myśl ustawy zabytkiem jest nieruchomość (np. pojedynczy budynek, cmentarz, historyczny układ urbanistyczny lub krajobraz kulturowy) albo rzecz ruchoma (np. dzieło sztuki użytkowej, obraz, rzeźba, znalezisko archeologiczne – np. artefakt), ich części lub zespoły rzeczy, które są dziełem człowieka lub związane z jego działalnością i stanowią świadectwo minionej epoki bądź zdarzenia, a których zachowanie leży w interesie społecznym ze względu na swoją wartość artystyczną, naukową lub historyczną. Definicja ta, dość rozległa, nie pozostawia jednak wątpliwości: wszystko to, co jest dziełem człowieka i co ma wartość artystyczną, naukową lub historyczną i zostało wykonane w przeszłości, może być zabytkiem. W tak pojętej definicji samo kryterium czasu nie jest najważniejsze. Ważne jest to, aby taki wytwór działalności człowieka był świadkiem epoki. A zatem czy każda stara rzecz jest zabytkiem?

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?