Nie rzucę kamieniem

Pomysł Jarosława Gowina na przygotowanie ustawy deregulacyjnej w taki, a nie inny sposób jest pochodną problemów polskiego państwa – twierdzi publicysta

Publikacja: 07.07.2012 16:00

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Można się zastanawiać, czy Jarosław Gowin postąpił rozważnie, zlecając prace nad deregulacyjną ustawą prawniczej kancelarii Mirosława Barszcza i płacąc tej kancelarii 22 tysiące złotych na miesiąc.

Pewnie wolałbym, aby projekty ustaw przygotowywali urzędnicy powodowani tylko poczuciem służby (sam Barszcz był kiedyś wiceministrem, a potem ministrem), nie rzutcy biznesmeni oferujący państwu swoje usługi w logice transakcji. Mam też świadomość, że suma wzbudzi grozę w kraju, w którym tabloidy przekonują nas, że pensja niespełna 12 tysięcy złotych dla premiera to wstyd i hańba (szef rządu, jak wiadomo, powinien sycić społeczeństwo obrazem swojej ascezy).

Wreszcie zaś brak rozwagi Gowina polega i na tym, że jest on dziś jednym z bardziej kontrowersyjnych polityków. Znienawidzonym przez grupy interesu, którym zagraża deregulacja, a i przez sfery liberalno-lewicowe, którym zawadzają jego katolickie przekonania. Ktoś, kto ma podobne problemy, stara się unikać prowokowania jakichkolwiek kontrowersji. A tu słyszymy, że CBA wejdzie do resortu ministra. Bo go złapano na „przekręcie". Wyprowadzał nasze pieniądze – do kancelarii znajomego.

Minister się więc podłożył. Czy miał inny wybór? Nie wiem. Ale ubolewając nad tym, że dał swoim przeciwnikom pretekst do ręki, z pewnością nie rzucę w niego kamieniem. Bo jego pomysł na przygotowanie ustawy deregulacyjnej w ten właśnie sposób jest pochodną problemów polskiego państwa.

Głośne krzyki

Państwa, które z pewnością w różnych swoich zakamarkach marnuje pieniądze podatników – receptą na to powinien być budżet zadaniowy, tyle że obecna koalicja zaniechała prac nad tą bardzo pożyteczną innowacją. Ale które ani nie przepłaca swoich funkcjonariuszy, ani generalnie nie kosztuje zbyt dużo.

Nie przeszkadza to różnym ludziom i środowiskom krzyczeć na ten temat zbyt głośno. Czasem robi to opozycja (ostatnio bezsensowny atak na polityczne gabinety, bez których żaden minister nie mógłby wytyczać samodzielnie swoich celów, omijając zastaną w resorcie kadrę). Ale jeszcze częściej tak postępują media utrwalające w Polakach najgłupsze instynkty.

Czy naprawdę wierzycie, że polskie ministerstwa w swojej tradycyjnej archaicznej postaci dobrze pracują nad przyszłym polskim prawem?

To nie chodzi o to, że polscy urzędnicy zarabiają mniej od szefów korporacji, bo tak jest na całym świecie. Ale polscy urzędnicy zarabiają śmiesznie mało także w porównaniu z zupełnie przeciętnymi przedstawicielami klasy średniej. Czy można w tej sytuacji choćby marzyć o silnym, asertywnym i profesjonalnym państwie?

I czy w politykach stawiających sobie zadania wykraczające poza inercyjne trwanie nie rodzi to pokusy, aby sprostać tej konkurencji? Na przykład szukając niektórych usług wprost na rynku, w świecie renomowanych firm prawniczych. Czy naprawdę wierzycie, że polskie ministerstwa w swojej tradycyjnej archaicznej postaci dobrze, fachowo, zgodnie z publicznym interesem, pracują nad przyszłym polskim prawem?

Zamach na urzędnicze prerogatywy

A w tym przypadku jest coś jeszcze. Przy okazji tej kontrowersji zajrzałem do książki „Alfabet Rokity" – ten świetny znawca państwa rozmawiał ze mną i Michałem Karnowskim w roku 2004 między innymi o problemie biurokracji.

Ówczesny lider PO drwił między innymi ze złudzeń Leszka Balcerowicza, który jako wicepremier w rządzie AWS – UW szukał rozwiązania tego problemu w rządowym zespole. „Bo zbudował ten zespół wewnątrz biurokratycznego aparatu. Bez odwagi premiera i ministrów intelektualne studia są do niczego nieprzydatne. Potrzebujemy wstrząsu, a nie korekt. Nie można ograniczać biurokracji, powierzając to zadanie biurokracji".

Ano właśnie – tak widzę dylemat Gowina. Urzędniczy aparat traktuje ten projekt jako zamach na własne prerogatywy i albo czuje się za słaby wobec rozmaitych grup interesów, albo jest wręcz od nich uzależniony. Zamówienie tego projektu „na mieście" to próba obejścia jego ewentualnego oporu.

Podobnie widział to Kazimierz Marcinkiewicz, który zanim padł ofiarą celebryckiej choroby, był całkiem uważnym, a na pewno doświadczonym obserwatorem państwowej machiny. Rozmawiając z kolei w roku 2007 z tą samą spółką autorską Karnowski – Zaremba, były premier, został zapytany o szansę reformy deregulacyjnej. I dowodził, że aparat ministerialny po prostu tego nie zrobi. Co więcej, Marcinkiewicz jako receptę wskazał posłużenie się renomowaną kancelarią adwokacką. Nic dodać, nic ująć.

I dlatego, gdyby to ode mnie zależało, rozliczałbym Gowina tylko z jednego: czy przygotował dobry projekt, obojętnie, jakimi metodami. Bo jeśli taki projekt zrobi, przetrząsanie kieszeni mecenasa Barszcza nie ma wielkiego sensu. Zyskamy na tym wszyscy i wszyscy zaoszczędzimy.

Ale naturalnie mam świadomość, że moja filozofia nie stanie się filozofią społeczeństwa. Na populistyczne odruchy większości nałożą się dodatkowo rozliczne interesy wrogów obecnego ministra sprawiedliwości. I zostaniemy z wiarą, że tak jak jest, jest dobrze. Że warto ufać normalnym urzędniczym procedurom. Wszak robiliśmy to przez ponad 20 lat.

Autor jest publicystą tygodnika „Uważam Rze"

Można się zastanawiać, czy Jarosław Gowin postąpił rozważnie, zlecając prace nad deregulacyjną ustawą prawniczej kancelarii Mirosława Barszcza i płacąc tej kancelarii 22 tysiące złotych na miesiąc.

Pewnie wolałbym, aby projekty ustaw przygotowywali urzędnicy powodowani tylko poczuciem służby (sam Barszcz był kiedyś wiceministrem, a potem ministrem), nie rzutcy biznesmeni oferujący państwu swoje usługi w logice transakcji. Mam też świadomość, że suma wzbudzi grozę w kraju, w którym tabloidy przekonują nas, że pensja niespełna 12 tysięcy złotych dla premiera to wstyd i hańba (szef rządu, jak wiadomo, powinien sycić społeczeństwo obrazem swojej ascezy).

Pozostało 87% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA