Kto wygrał a kto stracił

Jadąc na szczyt unijny polscy przywódcy mieli dwa strategiczne cele. Zablokować powstanie osobnego budżetu strefy euro, który – w ocenie polskich dyplomatów – zagrażałby wieloletnim ramom finansowym, oraz wynegocjować równość praw i obowiązków dla ewentualnego członkostwa w Unii Bankowej. Żaden z tych celów nie został w pełni osiągnięty

Publikacja: 20.10.2012 10:50

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Ryszard Waniek

Zacznijmy od banków. Pierwszym etapem nowej bankowej unii ma być wspólny europejski nadzór. Na szczycie potwierdzono decyzję, że ma on być umiejscowiony w Europejskim Banku Centralnym. Unijny nadzór, zwany w unijnym żargonie SSM (single supervisory mechanism) z siedzibą we Frankfurcie, będzie więc częścią banku, w którym Polska nie ma wiele do powiedzenia.

W myśl unijnych traktatów EBC kierowane jest przez zarząd i radę dyrektorów, w skład której wchodzą szefowie banków centralnych 17 krajów strefy euro. Oznacza to, że nawet gdybyśmy chcieli wejść z prawem głosu do unii bankowej, nie dałoby się tego zrobić bez zmiany traktatów. Polska nie domagała się zaś zmiany traktatów na tym szczycie, by nikt nie uznał, że jesteśmy hamulcowym walki z kryzysem w UE. Dobrą reputację zachowaliśmy, ale osiągnęliśmy niewiele. W konkluzjach ze szczytu zawarto enigmatyczne sformułowanie, że w najbliższych miesiącach będą trwały prace nad włączeniem do nadzoru państw spoza strefy euro, które sobie tego życzą i nad zwiększeniem ich prawa w SSM. Jest to jednak gwarancja bardzo ogólna w porównaniu z konkretem decyzji dotyczących istnienia i umiejscowienia unii bankowej w ustroju UE.

- Dopóki będziemy poza strefą euro, Polska będzie uczestniczyć w jednolitym nadzorze finansowym na lżejszej zasadzie. Będziemy mieli trochę mniej praw, ale w związku z tym też trochę mniej obowiązków – mówił w piątek premier Donald Tusk. To jednak tylko część prawdy. Według różnych szacunków banki, których siedziby znajdują się w strefie euro to 60-75 proc. polskiego sektora bankowego.

A więc to nadzór we Frakfurcie będzie podejmował kluczowe decyzje dla dwóch trzecich działających w Polsce banków trochę ponad polskim KNF. Owszem, jako państwo będziemy mieli mniej obowiązków, ale decyzję o losach dużej części naszego sektora podejmować będzie zapewne Mario Draghi – suerpotężny szef EBC, który w kryzysie zyskał władzę, o jakiej nie może marzyć jakikolwiek unijny urzędnik. Przy okazji warto zwrócić uwagę, że nadzorem w Polsce zajmuje się nie NBP, lecz w efekcie ustawy z 2006 r. Komisja Nadzoru Finansowego, która bardzo dobrze sprawdziła się w kryzysie bankowym, w jaki popadły państwa strefy euro. Jak wygląda sytuacja z osobnym budżetem strefy euro? Z polskiego punktu widzenia podobnie. Choć premier Tusk ogłosił sukces – prace nad tym zostały do facto rozpoczęte.

Szef rady Herman van Rompuy powiedział, że otrzymał od rady misję przeanalizowania tematu i przedstawienia w grudniu własnych propozycji. Jeśli do tego czasu budżet całej unii na lata 2014-20 nie zostanie przyjęty (jest na to około 50 proc. szans na moje oko), dyskusje nad oboma budżetami się zbiegną, co będzie dla nas skrajnie niekorzystne. W dodatku brytyjski premier David Cameron, któremu zależało na takim powiązaniu dyskusji nad oboma ramami finansowymi, również ogłosił sukces. – Każdy, kto mówi inaczej, jest w błędzie. Z czasem będzie związek między tymi dwoma budżetami – mówił brytyjski premier. W tej sytuacji warto zadać dwa pytania. O hipokryzję i o sojusze. Na poprzedzającym szczyt zjeździe Europejskiej Partii Ludowej Donald Tusk wygłosił płomienne przemówienie potępiające unijną hipokryzję. Grzmiał, że unijni politycy mówią o jedności i pogłębianiu integracji, ale jak wracają do swoich krajów mówią wyłącznie językiem interesu narodowego, tak by trafić do swych wyborców i spełnić ich oczekiwania. Jeśli tak jest, to nic dziwnego, że sukces ogłosił Cameron. Nic dziwnego, że szeroko do kamer uśmiechał się francuski prezydent, choć wydaje się, że Francja ten szczyt przegrała. Mimo to mówił o „dobrym porozumieniu".

Również Angela Merkel była zadowolona – na szczycie nie zapadły żadne decyzje, które obciążałyby ratowaniem strefy euro, a szczególnie hiszpańskich banków pieniędzmi niemieckich podatników przede wszystkim do czasu jesieni przyszłego roku. To dla pani Kanclerz ważny atut przed przyszłorocznymi wyborami. Skoro jedna Hollande, Cameron i Merkel mówili o sukcesie, mimo iż mieli rozbieżne interesy, to znaczy, że mowa Tuska o hipokryzji skierowana była do nich. Ale skoro w ich wypowiedziach jest fałsz i interpretowanie wyników na swoją korzyść, dlaczego mamy wierzyć, że premier Tusk komentuje szczyt wyłącznie z punktu widzenia dobra unii. A może tylko to, co Polacy chcieliby usłyszeć? A więc przekonuje, jak Hollande i Cameron, że choć szczyt nie poszedł po jego myśli, osiągnęliśmy bardzo dużo. To powiedziawszy warto zadać pytania o nasze sojusze. Premier Tusk przyjaźni się z Angelą Merkel, podobnie jak minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski ze swoim niemieckim odpowiednikiem. Czy jednak te przyjaźnie i ten sojusz przynoszą nam korzyści.

Wydaje się, że najwięcej na tym szczycie osiągnęła Pani Kanclerz. Zaprzyjaźniona z nią Polska prawie nic, prócz niejasnych obietnic. Przecież pomysł osobnego budżetu strefy euro to pomysł niemiecki. Przecież europejski nadzór z siedzibą w Niemczech znacznie bardziej odpowiada interesom Berlina niż Warszawy. Przecież Niemcom zależy na tym, by Polska jak najszybciej weszła do strefy euro, co nie leży w gospodarczych interesach RP. Skoro zaś mamy aż tak rozbieżne interesy, może warto pomyśleć nad jakimś innym unijnym sojuszem. Albo przyznać wprost, że jesteśmy za słabi, by z przyjaźni z Angelą Merkel odnosić jakiekolwiek korzyści. Może ktoś powiedzieć, że dla Polski jest lepiej, że szczyt wygrała Merkel niż Hollande. To prawda, pomysły francuskie doprowadziłyby do szybszego wyrzucenia Polski z unijnego centrum decyzyjnego. To prawda. W tym sensie mamy zgodny interes z Berlinem. Pytanie jednak, czy z samego faktu, że udało nam się nie być wyrzuconym za drzwi przez współbiesiadników, mamy udawać, że na kolacji osiągnęliśmy tyle samo, co gospodarz?

Zacznijmy od banków. Pierwszym etapem nowej bankowej unii ma być wspólny europejski nadzór. Na szczycie potwierdzono decyzję, że ma on być umiejscowiony w Europejskim Banku Centralnym. Unijny nadzór, zwany w unijnym żargonie SSM (single supervisory mechanism) z siedzibą we Frankfurcie, będzie więc częścią banku, w którym Polska nie ma wiele do powiedzenia.

W myśl unijnych traktatów EBC kierowane jest przez zarząd i radę dyrektorów, w skład której wchodzą szefowie banków centralnych 17 krajów strefy euro. Oznacza to, że nawet gdybyśmy chcieli wejść z prawem głosu do unii bankowej, nie dałoby się tego zrobić bez zmiany traktatów. Polska nie domagała się zaś zmiany traktatów na tym szczycie, by nikt nie uznał, że jesteśmy hamulcowym walki z kryzysem w UE. Dobrą reputację zachowaliśmy, ale osiągnęliśmy niewiele. W konkluzjach ze szczytu zawarto enigmatyczne sformułowanie, że w najbliższych miesiącach będą trwały prace nad włączeniem do nadzoru państw spoza strefy euro, które sobie tego życzą i nad zwiększeniem ich prawa w SSM. Jest to jednak gwarancja bardzo ogólna w porównaniu z konkretem decyzji dotyczących istnienia i umiejscowienia unii bankowej w ustroju UE.

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?