Opinia o dotacjach jakoby masowo marnowanych na aquaparki od lat regularnie pojawia się w dyskusji o wykorzystaniu funduszy unijnych. Do reductio ad aquarium (mam nadzieję, że łacinnicy mi wybaczą) instynktownie uciekają się wszyscy ci, którzy chcą wykazać, że pieniądze europejskie są wydawane w Polsce źle. Ostatnio po aquaparkowy argument sięgnięto nawet na trybunie sejmowej – w czasie debaty nad efektami negocjacji budżetu Unii Europejskiej na lata 2014–2020.
Wygląda jednak na to, że żaden z krytyków nie sprawdził, ile europejskich pieniędzy faktycznie zostało w ten sposób wydanych. Odpowiedź mogłaby ich zaskoczyć: nieco ponad jeden promil.
Ćwiczenia z rachowania
Tak, dobrze państwo przeczytali. Zaledwie 0,2 proc. (po zaokrągleniu) wszystkich pieniędzy, jakie Polska ma do dyspozycji (w ramach Narodowych Strategicznych Ram Odniesienia NSRO) i jakie zostały rozdzielone w podpisanych umowach na dotację (stan na koniec 2012 r.), przeznaczono na inwestycje sportowo-rekreacyjne w jakikolwiek sposób związane z wodą. W skali całego kraju jest ich raptem 74 (przeznaczono na nie pół miliarda złotych unijnych dotacji).
Nawet jeśli jako podstawy do porównania użyjemy tylko tej części funduszy europejskich, którą do wykorzystania miały samorządy – to wówczas udział aquaparków, basenów, pływalni lub kąpielisk wzrośnie do 7 promili (0,7 proc.).
Jeśli jednak skupimy się tylko na aquaparkach właściwych, czyli tych inwestycjach, które mają słowo „aquapark” w nazwie projektu (wyrzucając z zestawienia np. remonty przyszkolnych basenów), to wówczas okaże się, że na rozrywkę wodną przeznaczono z budżetu UE „oszałamiającą” kwotę kilkudziesięciu milionów złotych. Ułamki promila.
Polska na lata 2007–2014 ma do dyspozycji ponad 270 miliardów złotych. Proszę zestawić w głowie te dwie liczby: 270 miliardów i kilkadziesiąt milionów. Proporcje – przyznacie państwo – dają do myślenia.