Pieniacz czy ofiara?

Zamiast odruchów solidarności z krakowskim politykiem mamy decyzję jego macierzystej partii o skreśleniu go z listy członków.

Publikacja: 13.06.2013 19:45

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Rzeczpospolita

Sprawa Jana Rokity to ważna lekcja dla nas wszystkich. I chodzi w niej nie tylko o kwestię polskiej przeszłości, ale i o współczesność wymiaru sprawiedliwości w naszym kraju. Z jednej strony rację ma Jarosław Gowin mówiąc o „hańbie polskiego państwa”, bo przecież Rokita nie obrzucił Konrada Kornatowskiego oszczerstwami z niskich pobudek, tylko przywołał echo prac swojej komisji działającej w latach 1989–1991, której zasług nikt poważny nie podważa. Z drugiej strony Jan Rokita został skazany prawomocnym wyrokiem za ewidentne – zdaniem sądu – nadużycie wolności słowa i podważanie tego wyroku to nic innego jak bicie cepem w fundamenty takiej Polski, o którą polityk ten walczył przez dużą część dorosłego życia.

Były poseł przywołał echo prac swojej komisji działającej w latach 1989–1991, której zasług nikt poważny nie podważa

Przyjmijmy na chwilę, że Rokita miał powód do oskarżania Kornatowskiego, bo wiedza, jaką posiadał, ocenę, jaką sformułował, uzasadniała. Jaka to wiedza? Fachowcy twierdzą, że mocno niedoskonała. Sejmowa Specjalna Komisja do Zbadania Działalności MSW, która potwierdziła w swoim raporcie bezpośredni związek aż 88 przypadków zgonów działaczy opozycji z działalnością funkcjonariuszy MSW, posłużyła się, delikatnie mówiąc, dość „archaiczną” metodologią. Zbyt wiele tam było arbitralnych sądów i esbeckich sprawozdań, zbyt mało rzetelnej pracy na dokumentach – twierdzą znawcy tematu. Osobną sprawą jest, że MSW wiele śladów skutecznie zatarło, a czyszczenie archiwów pod koniec PRL w ustaleniu prawdy materialnej z pewnością nie pomogło.

Z tego zapewne powodu – świadom po latach niedoskonałości raportu – stojący niegdyś na czele komisji Rokita powinien zdawać sobie sprawę najlepiej i szafować słowami dużo ostrożniej. Równocześnie trzeba brać pod uwagę to, że raport Komisji został przyjęty przez Sejm Rzeczypospolitej i w ten sposób nabył wartość oficjalnego dokumentu.

Niebezpodstawne jest zatem pytanie, czy nie powinno dojść do zharmonizowania stanowiska dwóch konstytucyjnych władz, ustawodawczej i sądowniczej, w tej konkretnej sprawie. Brak takiej harmonii jakaś część opinii publicznej może odczytywać jako element dysfunkcjonalności państwa, a jej efekty postrzegać jako niesprawiedliwość.

Osobnym problemem jest kwestia elementarnej solidarności, jeśli nie politycznej, to czysto ludzkiej wobec Jana Rokity. Stojąc na czele komisji, działał w najlepiej rozumianym interesie publicznym. Jeśli jest związek między tamtą aktywnością (myślę, że ważne są również inne zasługi Rokity dla polskiej demokracji) a jego dzisiejszymi problemami, czy nie należało się spodziewać jakiegoś odruchu wsparcia czy poparcia ze strony beneficjentów tamtych działań, o których bez przesady powiem, że były (a tak naprawdę być mogły!) kładzeniem fundamentów pod polską wolność i demokrację? Zamiast odruchów solidarności mamy decyzję macierzystej partii Rokity o skreśleniu go z listy członków, i to nawet bez poinformowania zainteresowanego. Nawet jeśli zbieżność groźby egzekucji komorniczej wobec polityka z wyrzuceniem go z Platformy Obywatelskiej jest przypadkowa, to bacznym obserwatorom sceny politycznej muszą się nasuwać pytania.

Muszę szczerze przyznać, że nie podoba mi się, iż Jan Rokita dość arogancko wypowiada się o tym wyroku jako o niesprawiedliwym i zarzut niesprawiedliwości rozciąga szerzej na polskie orzecznictwo. Niemniej trzeba podkreślić, na co zwrócił uwagę w dyskusji na jednym z portali Maciej Gawlikowski, że zasądzanie przeprosin w prasie i telewizji w dobie Internetu jest przynajmniej anachroniczne. Takie orzeczenie przestawia wartości. „Kara dodatkowa” staje się ważniejsza od istoty sprawy, czyli przeprosin. Tu już nie chodzi o oddanie honoru pomówionemu, ale o zrujnowanie człowieka.

W tym sensie Jan Rokita, niewątpliwie dla polskiej demokracji zasłużony, ma prawo powiedzieć, że jest „pierwszą osobą, która zapłaci za zbrodnie stanu wojennego”. Zwłaszcza że ze stu funkcjonariuszy MSW i urzędników prokuratury związanych z przypadkami śmierci działaczy opozycji, których nazwiska ustaliła „komisja Rokity”, żaden do dnia dzisiejszego nie został pociągnięty do odpowiedzialności.

Sprawa Jana Rokity to ważna lekcja dla nas wszystkich. I chodzi w niej nie tylko o kwestię polskiej przeszłości, ale i o współczesność wymiaru sprawiedliwości w naszym kraju. Z jednej strony rację ma Jarosław Gowin mówiąc o „hańbie polskiego państwa”, bo przecież Rokita nie obrzucił Konrada Kornatowskiego oszczerstwami z niskich pobudek, tylko przywołał echo prac swojej komisji działającej w latach 1989–1991, której zasług nikt poważny nie podważa. Z drugiej strony Jan Rokita został skazany prawomocnym wyrokiem za ewidentne – zdaniem sądu – nadużycie wolności słowa i podważanie tego wyroku to nic innego jak bicie cepem w fundamenty takiej Polski, o którą polityk ten walczył przez dużą część dorosłego życia.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Źle o Nawrockim, dobrze o Hołowni, w ogóle o Mentzenie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Wybory prezydenckie zostały rozstrzygnięte. Wiemy już, co zrobi nowy prezydent
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne