Sprawa Jana Rokity to ważna lekcja dla nas wszystkich. I chodzi w niej nie tylko o kwestię polskiej przeszłości, ale i o współczesność wymiaru sprawiedliwości w naszym kraju. Z jednej strony rację ma Jarosław Gowin mówiąc o „hańbie polskiego państwa”, bo przecież Rokita nie obrzucił Konrada Kornatowskiego oszczerstwami z niskich pobudek, tylko przywołał echo prac swojej komisji działającej w latach 1989–1991, której zasług nikt poważny nie podważa. Z drugiej strony Jan Rokita został skazany prawomocnym wyrokiem za ewidentne – zdaniem sądu – nadużycie wolności słowa i podważanie tego wyroku to nic innego jak bicie cepem w fundamenty takiej Polski, o którą polityk ten walczył przez dużą część dorosłego życia.
Były poseł przywołał echo prac swojej komisji działającej w latach 1989–1991, której zasług nikt poważny nie podważa
Przyjmijmy na chwilę, że Rokita miał powód do oskarżania Kornatowskiego, bo wiedza, jaką posiadał, ocenę, jaką sformułował, uzasadniała. Jaka to wiedza? Fachowcy twierdzą, że mocno niedoskonała. Sejmowa Specjalna Komisja do Zbadania Działalności MSW, która potwierdziła w swoim raporcie bezpośredni związek aż 88 przypadków zgonów działaczy opozycji z działalnością funkcjonariuszy MSW, posłużyła się, delikatnie mówiąc, dość „archaiczną” metodologią. Zbyt wiele tam było arbitralnych sądów i esbeckich sprawozdań, zbyt mało rzetelnej pracy na dokumentach – twierdzą znawcy tematu. Osobną sprawą jest, że MSW wiele śladów skutecznie zatarło, a czyszczenie archiwów pod koniec PRL w ustaleniu prawdy materialnej z pewnością nie pomogło.
Z tego zapewne powodu – świadom po latach niedoskonałości raportu – stojący niegdyś na czele komisji Rokita powinien zdawać sobie sprawę najlepiej i szafować słowami dużo ostrożniej. Równocześnie trzeba brać pod uwagę to, że raport Komisji został przyjęty przez Sejm Rzeczypospolitej i w ten sposób nabył wartość oficjalnego dokumentu.
Niebezpodstawne jest zatem pytanie, czy nie powinno dojść do zharmonizowania stanowiska dwóch konstytucyjnych władz, ustawodawczej i sądowniczej, w tej konkretnej sprawie. Brak takiej harmonii jakaś część opinii publicznej może odczytywać jako element dysfunkcjonalności państwa, a jej efekty postrzegać jako niesprawiedliwość.