Papież Franciszek – i można to po stu dniach powiedzieć z czystym sumieniem – stał się ulubioną maczugą na konserwatystów czy zwolenników kościelnej ortodoksji, po którą sięgają rozmaitej maści liberałowie (niekoniecznie wierzący). Od samego początku pontyfikatu, zgrabnie manipulując cytatami czy dobierając tylko te z nich, które pasują im do koncepcji, budują oni wizję, w której Franciszek jest wielkim liberałem, „katolikiem otwartym", a jego głównymi przeciwnikami są „fundamentaliści", „ortodoksi" czy szeroko pojęci konserwatyści.
Tekst Jarosława Makowskiego („Franciszek jak Jerzy Turowicz", „Rz" 2.07.2013) jest tylko jednym z wielu przykładów tego zjawiska, które wypływa z niezrozumienia tego, czym dla wierzącego katolika jest Kościół i papiestwo.
Kościół jak partia
Już na pierwszy rzut oka widać, że dla Makowskiego Kościół jest jedną z wielu instytucji społecznych, którą można opisać dokładnie tymi samymi terminami, co partię polityczną. Mamy w nim zatem liberałów (czasem określanych mianem „katolików otwartych") i konserwatystów i narodowców (określanych mianem „garstki fundamentalistów), którzy toczą między sobą nieustanną walkę o dominację i przejęcie władzy. Ostatecznie – jak to bywa w instytucji monarchicznej – kluczową rolę w określeniu tego, kto akurat zwycięża, odgrywa papież. W tej wizji Benedykt XVI miał być papieżem konserwatystów, który wzmacniał fundamentalistyczny nurt w Kościele, a Franciszek – przeciwnie – ma być papieżem liberałów, umacniającym „otwarty", „tolerancyjny" i – nie ukrywajmy – wrogi konserwatystom i ortodoksom nurt w Kościele.
Opis ten niewiele ma jednak wspólnego z rzeczywistością Kościoła czy papiestwa. Papież nie jest bowiem przywódcą frakcji, która aktualnie wygrywa w wewnątrzeklezjalnej walce. Jest następcą św. Piotra i zastępcą Jezusa Chrystusa, który ma strzec wiary i moralności katolików i umacniać ich na drodze wiary (wezwanie „umacniaj braci" pozostaje wciąż aktualne). Dokonuje tego, pozostając sobą, ale jednocześnie przyjmując na siebie szczególny charyzmat, który jest niezależny od jego osobistych poglądów czy cech charakteru. Katolik jest mu zatem winien posłuszeństwo wiary, szacunek i miłość, tylko ono bowiem prowadzić go może do zbawienia.
Każdy kolejny papież jest postawiony przez Chrystusa, by był znakiem budzącym katolików z wygodnej, często motywowanej religijnie drzemki, a jego wypowiedzi powinny być zawsze uważnie wysłuchane i przemyślane, stając się ważnym elementem rachunku sumienia. Własnego, a nie innych środowisk czy grup.