Maczuga na konserwatystów

Mediom wcale nie chodzi o to, by zapoznać nas z myślą papieża Franciszka, ale o to, żeby wyrwanymi z kontekstu fragmentami jego nauczania okładać po głowie konserwatystów – twierdzi publicysta.

Aktualizacja: 03.07.2013 19:05 Publikacja: 03.07.2013 19:03

Tomasz Terlikowski

Tomasz Terlikowski

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz Rafał Guz

Papież Franciszek – i można to po stu dniach powiedzieć z czystym sumieniem – stał się ulubioną maczugą na konserwatystów czy zwolenników kościelnej ortodoksji, po którą sięgają rozmaitej maści liberałowie (niekoniecznie wierzący). Od samego początku pontyfikatu, zgrabnie manipulując cytatami czy dobierając tylko te z nich, które pasują im do koncepcji, budują oni wizję, w której Franciszek jest wielkim liberałem, „katolikiem otwartym", a jego głównymi przeciwnikami są „fundamentaliści", „ortodoksi" czy szeroko pojęci konserwatyści.

Tekst Jarosława Makowskiego („Franciszek jak Jerzy Turowicz", „Rz" 2.07.2013) jest tylko jednym z wielu przykładów tego zjawiska, które wypływa z niezrozumienia tego, czym dla wierzącego katolika jest Kościół i papiestwo.

Kościół jak partia

Już na pierwszy rzut oka widać, że dla Makowskiego Kościół jest jedną z wielu instytucji społecznych, którą można opisać dokładnie tymi samymi terminami, co partię polityczną. Mamy w nim zatem liberałów (czasem określanych mianem „katolików otwartych") i konserwatystów i narodowców (określanych mianem „garstki fundamentalistów), którzy toczą między sobą nieustanną walkę o dominację i przejęcie władzy. Ostatecznie – jak to bywa w instytucji monarchicznej – kluczową rolę w określeniu tego, kto akurat zwycięża, odgrywa papież. W tej wizji Benedykt XVI miał być papieżem konserwatystów, który wzmacniał fundamentalistyczny nurt w Kościele, a Franciszek – przeciwnie – ma być papieżem liberałów, umacniającym „otwarty", „tolerancyjny" i – nie ukrywajmy – wrogi konserwatystom i ortodoksom nurt w Kościele.

Opis ten niewiele ma jednak wspólnego z rzeczywistością Kościoła czy papiestwa. Papież nie jest bowiem przywódcą frakcji, która aktualnie wygrywa w wewnątrzeklezjalnej walce. Jest następcą św. Piotra i zastępcą Jezusa Chrystusa, który ma strzec wiary i moralności katolików i umacniać ich na drodze wiary (wezwanie „umacniaj braci" pozostaje wciąż aktualne). Dokonuje tego, pozostając sobą, ale jednocześnie przyjmując na siebie szczególny charyzmat, który jest niezależny od jego osobistych poglądów czy cech charakteru. Katolik jest mu zatem winien posłuszeństwo wiary, szacunek i miłość, tylko ono bowiem prowadzić go może do zbawienia.

Każdy kolejny papież jest postawiony przez Chrystusa, by był znakiem budzącym katolików z wygodnej, często motywowanej religijnie drzemki, a jego wypowiedzi powinny być zawsze uważnie wysłuchane i przemyślane, stając się ważnym elementem rachunku sumienia. Własnego, a nie innych środowisk czy grup.

Nie dialog, lecz ewangelizacja

I nie ma wątpliwości, że poranne msze święte Franciszka odgrywają taką rolę. Jego słowa są często jak miecz obosieczny, który przecina rozmaite pewniki i daje do myślenia. Jest jednak poważnym uproszczeniem uznanie, że znajdziemy w nich wyłącznie elementy Ewangelii społecznej czy krytyki Kościoła lub jego duchownych.

„Kochajcie Kościół, nie wahajcie się go bronić, dla niego się poświęcać i jemu służyć, aby stawał się bardziej braterski i gościnny. Jezus Chrystus i Kościół stanowią jedno" – mówił papież. „Jeszcze dziś niektórzy mówią: Chrystus tak, Kościół nie. Mówią: wierzę w Boga, ale nie w księży, nieprawdaż? Mówi się: Chrystus tak, Kościół nie... Ale to przecież Kościół przynosi nam Chrystusa i prowadzi nas do Boga. Kościół jest wielką rodziną dzieci Bożych. Oczywiście ma również aspekty ludzkie. Ci, którzy go tworzą, duszpasterze i wierni, mają swoje słabości, niedoskonałości, grzechy. Również Papież je ma, oj, tak, ma ich wiele. Piękne jednak jest to, że kiedy zdajemy sobie sprawę, iż jesteśmy grzesznikami, znajdujemy miłosierdzie u Boga. Bóg zawsze przebacza. Nie zapominajcie o tym: Bóg zawsze przebacza! Niektórzy twierdzą, i jest to piękne, że grzech jest, owszem, obrazą Boga, ale jest także szansą, by się upokorzyć, by zdać sobie sprawę, że jest coś piękniejszego: Boże miłosierdzie. Pomyślmy o tym" – uzupełniał papież.

Trudno w tych słowach znaleźć wezwanie do krytykowania Kościoła czy rozważania jego grzeszności. Jest w nich raczej wezwanie do miłości i troski, połączone z pełną świadomością grzechów ludzi Kościoła, które nigdy nie mogą zniszczyć zakorzenionej w Chrystusie świętości Kościoła.

Nie widać też, by Franciszek – co tak mocno podkreśla Makowski – uznawał za cnoty katolickie „ciekawość, otwartość i dialog". Dla papieża bowiem najważniejszym celem katolika nie jest dialogowanie, ale... ewangelizacja, spotkanie z drugim człowiekiem, by głosić mu Chrystusa, który jest Miłosierdziem.

„Jeśli księży w Wielki Czwartek prosiłem, by byli pasterzami, od których czuć zapach owiec, to wam, drodzy bracia i siostry, mówię: nieście wszędzie Słowo życia w naszych dzielnicach, w miejscach pracy, wszędzie, gdzie są ludzie i gdzie rozwijają się ludzkie relacje. Musicie iść na zewnątrz. Nie rozumiem wspólnot chrześcijańskich zamkniętych w parafii. Chcę wam coś powiedzieć. W Ewangelii mowa o pasterzu, który zostawia 99 owiec, widząc, że brakuje jednej. Ale dziś, bracia i siostry, brakuje nam 99! Musimy do nich wyjść! W tej kulturze, powiedzmy sobie prawdę, mamy tylko jedną owieczkę, jesteśmy mniejszością. Czy odczuwamy zapał, żarliwość, by iść i znaleźć innych 99? To wielka odpowiedzialność i musimy prosić Pana o łaskę szczodrości, odwagi i cierpliwości, by wyjść głosić Ewangelię" – mówił papież.

Wyjście do ludzi, pasja spotkania z nimi, chęć docierania do wszystkich, także do grzeszników, nie wynika zatem z liberalnego przekonania, że wszyscy mają rację i z wszystkimi warto rozmawiać, tylko że do wszystkich trzeba dotrzeć, bo zamykanie się w katolickich gettach nie jest i nie może być drogą chrześcijanina.

Znak na nasze czasy

Nie ma też wątpliwości, że Franciszek jest wielkim apostołem ubogich, kimś, kto w czasach kryzysu gospodarczego przypomina o obowiązkach chrześcijan wobec biednych i wykluczonych. Nie jest jednak prawdą, że jest w tym szczególnie wyjątkowy. Benedykt XVI, jeśli wczytać się w jego pisma, także przypominał o konieczności tworzenia ekonomii eucharystycznej, a bł. Jan Paweł II wprowadzał do myśli społecznej Kościoła zasadę solidarności.

W nauczanie obu poprzednich papieży wsłuchiwali się nie tylko redaktorzy „Tygodnika Powszechnego" (warto tu przypomnieć, że „TP" był gorącym zwolennikiem reform Balcerowicza, które z ekonomią solidarności niewiele miały wspólnego), ale też „Tygodnika Solidarność" czy politycy związani z wieloma prawicowymi partiami z lat 90. XX wieku (by wymienić tylko Ruch Odbudowy Polski czy rozmaite partie chadeckie).

Nie inaczej jest obecnie. Troska o ubogich i wykluczonych to w tej chwili raczej domena Prawa i Sprawiedliwości (co zresztą zarzuca mu choćby Przemysław Wipler) niż Platformy Obywatelskiej (jej thinkiem tankiem kieruje właśnie Jarosław Makowski).

Jeśli zatem Makowski chce rzeczywiście realizować papieskie nauczanie w sprawie ubogich, to powinien nimi zainteresować własnych pracodawców. To oni prezentują bowiem w Polsce ślepotę na ubogich i wykluczonych. Śmierć człowieka, który podpalił się przed Kancelarią Premiera, jest tego smutnym, symbolicznym potwierdzeniem. Tym jednak Makowski się nie zajmuje, jemu bowiem wcale nie chodzi o wierność papieżowi, ale o to, by sprawnie wykorzystać go do walki ze swoimi ideowymi przeciwnikami.

Pokusa faryzeizmu

Papież Franciszek – i to jest jego szczególny charyzmat – mocno atakuje także wszelkiego rodzaju faryzeizm, przekonanie, że jest się lepszym od innych, bliższym Chrystusowi czy Kościołowi. Ma także mocną świadomość tego, że Chrystus przyszedł do chorych i do grzeszników, a nie do zdrowych. Te słowa często wywołują mentalny sprzeciw, bo burzą samozadowolenie, poczucie moralnej wyższości.

Ale byłoby fałszem uznanie, że skierowane są one wyłącznie do konserwatystów czy zwolenników kościelnej ortodoksji. Te słowa mogą i powinny być treścią rachunku sumienia każdego środowiska i każdego chrześcijanina.

Tylko nieliczni są bowiem wolni od pokusy faryzeizmu, uznania samych siebie za bardziej katolickich od innych. U Makowskiego tę pokusę (obecną także u mnie czy reprezentantów mojego środowiska) uznania za jedyny prawdziwy katolicyzm bliskiej mu wizji widać doskonale, choć oczywiście on sam dostrzega ją jedynie u innych.

Wezwanie do walki z pokusą faryzeizmu nie oznacza – o czym Makowski zdaje się zapominać – zgody na grzech. Papież mocno – i w wielu wypowiedziach – podkreśla, że grzech jest rzeczywistością przerażającą, za którą stoi diabeł. Chce on nam odebrać perspektywę życia wiecznego. Ten element, jakże ważny, bo odwołujący się do głębokich prawd wiary, jest jednak skrzętnie pomijany w mediach.

Obraz papieża, który przypomina o diable i ostrzega przed jego działaniem, nie współgra bowiem z wizją nowoczesnego Franciszka proponowaną nam przez media. Nie ma w mediach (a także w tekście Makowskiego) miejsca dla przypomnienia o zdecydowanych działaniach papieskich w sprawie homolobby. A nie ma ich, bo mediom wcale nie chodzi o to, by zapoznać nas z myślą papieską, ale o to, żeby wykorzystać wyrwane z kontekstu fragmenty jego nauczania. I okładać nimi po głowie konserwatystów i przekonywać ich (i innych także), jacy to oni są źli i antypapiescy. Szkoda tylko, że przy okazji – szczególnie katoliccy reprezentanci takich poglądów – tracą okazję, by samemu skonfrontować się z myślą papieską...

Autor jest doktorem filozofii, publicystą, współtwórcą i pracownikiem Telewizji Republika, redaktorem naczelnym portalu Fronda.pl

Papież Franciszek – i można to po stu dniach powiedzieć z czystym sumieniem – stał się ulubioną maczugą na konserwatystów czy zwolenników kościelnej ortodoksji, po którą sięgają rozmaitej maści liberałowie (niekoniecznie wierzący). Od samego początku pontyfikatu, zgrabnie manipulując cytatami czy dobierając tylko te z nich, które pasują im do koncepcji, budują oni wizję, w której Franciszek jest wielkim liberałem, „katolikiem otwartym", a jego głównymi przeciwnikami są „fundamentaliści", „ortodoksi" czy szeroko pojęci konserwatyści.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?