Krzysztof Kłopotowski pyta, kto zapłaci za "Smoleńsk"

Być może film „Smoleńsk" Antoniego Krauzego rzeczywiście wzburzyłby opinię publiczną i przyczynił się do upadku rządu Platformy Obywatelskiej, a może nawet pomógł PiS w objęciu władzy. Ale czy to powinno martwić artystów? – pyta krytyk filmowy.

Publikacja: 10.12.2013 18:21

Krzysztof Kłopotowski pyta, kto zapłaci za "Smoleńsk"

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski Krzysztof Skłodowski

Producent filmu o katastrofie smoleńskiej poprosił Polski Instytut Sztuki Filmowej o dofinansowanie w wysokości połowy budżetu najwyższe, jakie PISF może przyznać. To pięć i pół miliona złotych. Reżyser „Smoleńska" Antoni Krauze jest cenionym artystą. Nakręcił 34 filmy, w tym 14 fabularnych, lecz panuje zasada „jesteś tak dobry jak twój ostatni film".

Zdrojewski nie widzi możliwości

Ostatnią pracę Krauzego z 2011 „Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł" jury festiwalu polskich filmów fabularnych w Gdyni uznało za „wyjątkowy wkład w pielęgnowanie narodowej świadomości i za wyjątkowo osobistą nutę w kinie dotykającym wydarzeń historycznych". Otrzymał też nagrodę Brama Wolności na gdańskim festiwalu DocFilm za „artystyczny upór w dążeniu do prawdy". Międzynarodowi krytycy filmowi dali mu nagrodę FIPRESCI na festiwalu w Montrealu. Film bardzo dobrze przyjęli również krytycy w kraju.

Antoni Krauze jest idealnym realizatorem fabuły opartej na dziennikarskim dochodzeniu prawdy o katastrofie będącej punktem zwrotnym w historii niepodległej Polski po roku 1989. Wybitny artysta chce nam przedstawić wielkie wydarzenie. Czy nie od tego mamy polskie kino?

Kiedy środowisko filmowe walczyło o utworzenie PISF, używało hasła, żeby „mówić po polsku o polskich sprawach". A co może być bardziej polskiego aniżeli tragiczna śmierć prezydenta i części elity politycznej w drodze do Katynia, aby złożyć hołd pomordowanym oficerom narodu, który znalazł się w strasznym uścisku pomiędzy Rosją a Niemcami?

W tej tragedii odbija się polski los. Refleksja nad tym wydarzeniem może nam pomóc w ocenie możliwości  prowadzenia samodzielnej polityki polskiej w kraju i za granicą. Przy szczególnej wrażliwości reżysera ukazanej w „Czarnym czwartku" i uznanej przez fachowców może on dać nam lekcję historyczną.

Artystom powinno zależeć na wolności. Kiedy kneblują kolegę, a ty to popierasz, to przyjdzie czas, że zakneblują ciebie.

Film o Smoleńsku ma przeciwników. Minister kultury Bogdan Zdrojewski oświadczył, że teraz nie widzi możliwości, aby powstał. Od tego jest minister, żeby prowadzić politykę kulturalną rządu. A obecny rząd nie chce niezależnego dochodzenia przyczyn katastrofy. Pokazałoby ciężkie zaniedbania właśnie rządu w przygotowaniu wizyty prezydenta i po katastrofie. Łatwo sobie wyobrazić, co minister Zdrojewski usłyszałby od premiera Donalda Tuska, gdyby śmiał ten projekt poprzeć.

Jednak decyzji o dofinansowaniu nie podejmuje minister, ale dyrektor PISF, który jest niezależny. O to również walczyliśmy przy tworzeniu Instytutu. Kultura musi być autonomiczna, bo ma dostarczać głębokiej refleksji nad życiem wspólnoty. Nie powinna służyć doraźnym interesom aparatu władzy, ale poszerzać świadomość narodową. Niezależna od władzy kultura jest ostoją polskości, jak wykazały dzieje ostatnich dwustu lat.

Niezależność Instytutu od rządu znalazła się w projekcie ustawy o powołaniu PISF. Ustawę przygotował ówczesny minister kultury z SLD Waldemar Dąbrowski, prawdopodobnie najlepszy szef tego resortu w III Rzeczpospolitej. Zaciekły opór ustawie stawiała Platforma Obywatelska będąca w opozycji podobnie jak Prawo i Sprawiedliwość. Wielu posłów PiS było przeciw, ale prezes Jarosław Kaczyński kazał poprzeć projekt. Mimo wrogości do rządu SLD uznał, że PISF służyłby interesom kultury narodowej. Bez poparcia Kaczyńskiego polskie kino byłoby dzisiaj trupem artystycznym.

Machulski ma zły okres

Kiedy Kaczyński został premierem, poparł projekt filmowców budowy miasteczka filmowego w Nowym Mieście nad Pilicą kosztem 100 milionów euro, za pieniądze głównie z Unii Europejskiej. Miało posiadać dziesięć hal, aby mogło pracować jednocześnie pięć ekip. Otwarcie planowano na rok 2009. Powstałoby 80 km od Warszawy studio jak Pinewood pod Londynem, Babelsberg w Berlinie czy Barradov pod Pragą czeską, gdzie realizuje się wielkie produkcje amerykańskie, a korzysta na tym także rodzimy przemysł i filmowcy, którzy się bogacą. Łatwiej byłoby w Polsce robić własne filmy kameralne i superprodukcje. Ale nowy rząd PO z ministrem Zdrojewskim wycofał się. Niechęć do PISF i odrzucenie miasteczka ujawnia wrogość PO wobec mecenatu kulturalnego, podobnie jak w zwalczaniu abonamentu RTV przez Tuska.

Politycy mają swoje interesy, ale artyści swoje, i są one rozbieżne. Artystom powinno zależeć nie tylko na infrastrukturze kultury, jaką gwarantuje im PiS, a podważa PO. Zwalczając PiS, działają wbrew swoim interesom. Ale powinno im także zależeć na wolności twórczej. Kiedy kneblują kolegę, a ty to popierasz, to przyjdzie czas, że zakneblują ciebie. Czemu więc niektórzy są przeciw filmowi o Smoleńsku? Dlaczego nie zostawią oceny filmu publiczności i krytykom, z góry wątpiąc o wartości projektu Krauzego?

Zdaniem Juliusza Machulskiego o Smoleńsku można by co najwyżej zrobić film à la Borat czy Monty Python o tym, jak nabzdyczony i dumny prezydent średnio ważnego kraju środkowoeuropejskiego uparł się, by lądować we mgle na kartoflisku, jak powiedział w rozmowie z „Newsweekiem". – A potem, już po tragedii, poplecznicy tego prezydenta nie dopuszczają myśli, że to, co się stało, było wynikiem głupoty i braku wyobraźni, tylko wymyślają inne przedziwne teorie – dodaje.

Ten wybitny reżyser na pewno wie, że dobra fabuła musi mieć konflikt sprzecznych racji. Otóż ustalenia niepodważalne zespołu parlamentarnego wykazały głupotę i brak wyobraźni instytucji rządowych, które organizowały wizytę prezydenta. A ustalenia wątpliwe tej komisji trzeba zostawić ocenie publiczności tak samo jak ustalenia komisji Millera. Dziennikarka Ewa prowadząca w fabule śledztwo ma porównywać sprzeczne racje i pokazać labirynt polityczny, jaki powstał wokół katastrofy.

A czy poetyka Borata i Monty Pythona pasuje do katastrofy smoleńskiej – to rzecz gustu i raczej wątpliwa. Machulski zastosował takie szyderstwo w swoim ostatnim filmie „Ambassada" o wybuchu II wojny światowej. Żydówka sprawdza, że Hitler jest obrzezany, po czym aplikuje mu łaskotki z zemsty za zagładę Żydów – ale nie wiem, komu jest do śmiechu oprócz Hitlera. Może Machulski ma zły okres i jeszcze mu przejdzie.

Lankosz narzuca wrażliwość

Utalentowany reżyser Borys Lankosz powiedział dla „The New York Timesa", że film Krauzego bazuje na kłamstwie. Jego zdaniem konserwatywni artyści zręcznie czerpią z głęboko osadzonych uczuć krzywdy wytworzonych w czasie stuleci okupacji i podległości. „To jest choroba kulturalna" – mówi. „Zawsze nas uczono, że jesteśmy narodem mesjaszem. Ten kult męczeństwa, odbity w filmach jak „Smoleńsk", jest niebezpieczny, bo jest oparty na kłamstwie".

Idea narodu polskiego – mesjasza jest romantyczna. Nie można twierdzić, że kłamie. To interpretacja uzasadniająca przegrane powstania i pomaga w cierpieniu odnaleźć sens. Można najwyżej twierdzić, że dzisiaj ta idea jest nieprzydatna. I skąd Lankosz wie, do jakich wniosków dojdzie Krauze w ukończonym filmie? Ma jedną pełnometrażową fabułę w dorobku i chyba nie zauważył, że wymowa dzieła powstaje w ostatnim montażu.

A wymowa dobrego skądinąd „Rewersu" Lankosza? W czasie stalinowskiego terroru Polka przechowuje w odbycie zakazaną przez komunistów złotą monetę z napisem „Victory". To aluzja do złotego zegarka z „Pulp Fiction", który przechowywał też w odbycie więzień Wietkongu. Słaba i ciągle zagrożona Polska musi mieć inną strategię kulturalną niż potężna Ameryka.

Niech Lankosz nie narzuca kolegom swojej, a naprawdę cudzej wrażliwości. To „głęboko osadzone uczucie krzywdy", które ponoć „zręcznie wyrażają konserwatywni artyści", ma pełne prawo do istnienia w Polsce, obok prób wydobycia się z męczeństwa za pomocą ironii.

Olbrychski jest zatroskany

Machulski i Lankosz należą do kategorii „polonosceptyków", a Daniel Olbrychski mieści się w kategorii „Polak zatroskany". Jak rzekł w programie Tomasza Lisa: „To byłby film antypolski. Wyrządziłby krzywdę naszemu społeczeństwu, które i tak jest skłócone. Zawrzałoby jeszcze bardziej. Stanie się tak, jeśli pan Antoni zrobi film, gdzie będzie artykułował, że był to zamach. I jeśli ktoś ten film obejrzy za granicą, no to ośmieszy nas przed całym światem".

Wybitny aktor podał poważny argument przeciwko „Smoleńskowi". Być może film rzeczywiście wzburzyłby opinię publiczną i przyczynił się do upadku rządu Platformy Obywatelskiej, a może nawet pomógł PiS w objęciu władzy. Ośmieszyłby Polskę za granicą jako państwo słabe, gdzie rząd nie potrafi bronić interesów narodowych. Ukazałby wewnętrzne i zewnętrzne zagrożenia suwerenności.

Ale czy to powinno martwić artystów? Rząd PiS zapewniłby przecież mocny mecenat państwa, a nasilenie sporów ideowych pobudziłoby kulturę. Obecność Polski w Unii i zależność finansów od Brukseli sprawiłyby, że konserwatywna władza dostałaby nieprzekraczalne granice. Ani wolność wypowiedzi, ani obyczajów nie zostałaby poważnie zagrożona.

A prawda historyczna? PISF dofinansował „Wałęsę. Człowieka z nadziei" Andrzeja Wajdy oraz Janusza Głowackiego, choć fabuła jest sprzeczna z ustaleniami historyków Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka oraz tak przykrawa czas opowieści, żeby gloryfikować rolę polityczną Wałęsy, wbrew wnioskom płynącym z jego prezydentury. Dofinansował też „Pokłosie" Władysława Pasikowskiego, chociaż film nawiązuje do „Sąsiadów" Jana Tomasza  Grossa, których pewne ważne tezy zostały obalone przez historyków. I pierwowzór głównego bohatera wcale nie został przybity krzyżem na drzwiach stodoły przez oszalałych antysemitów sąsiadów, ale wybrany na przewodniczącego Rady Miejskiej Brańska.

Producent Maciej Pawlicki zostawił historykom tezę o zamachu w Smoleńsku. Największa przeszkoda dla dotacji PISF została usunięta. Czekamy na wnioski.

Autor jest krytykiem filmowym, recenzentem premier w TV Republika

Producent filmu o katastrofie smoleńskiej poprosił Polski Instytut Sztuki Filmowej o dofinansowanie w wysokości połowy budżetu najwyższe, jakie PISF może przyznać. To pięć i pół miliona złotych. Reżyser „Smoleńska" Antoni Krauze jest cenionym artystą. Nakręcił 34 filmy, w tym 14 fabularnych, lecz panuje zasada „jesteś tak dobry jak twój ostatni film".

Zdrojewski nie widzi możliwości

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę