Producent filmu o katastrofie smoleńskiej poprosił Polski Instytut Sztuki Filmowej o dofinansowanie w wysokości połowy budżetu najwyższe, jakie PISF może przyznać. To pięć i pół miliona złotych. Reżyser „Smoleńska" Antoni Krauze jest cenionym artystą. Nakręcił 34 filmy, w tym 14 fabularnych, lecz panuje zasada „jesteś tak dobry jak twój ostatni film".
Zdrojewski nie widzi możliwości
Ostatnią pracę Krauzego z 2011 „Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł" jury festiwalu polskich filmów fabularnych w Gdyni uznało za „wyjątkowy wkład w pielęgnowanie narodowej świadomości i za wyjątkowo osobistą nutę w kinie dotykającym wydarzeń historycznych". Otrzymał też nagrodę Brama Wolności na gdańskim festiwalu DocFilm za „artystyczny upór w dążeniu do prawdy". Międzynarodowi krytycy filmowi dali mu nagrodę FIPRESCI na festiwalu w Montrealu. Film bardzo dobrze przyjęli również krytycy w kraju.
Antoni Krauze jest idealnym realizatorem fabuły opartej na dziennikarskim dochodzeniu prawdy o katastrofie będącej punktem zwrotnym w historii niepodległej Polski po roku 1989. Wybitny artysta chce nam przedstawić wielkie wydarzenie. Czy nie od tego mamy polskie kino?
Kiedy środowisko filmowe walczyło o utworzenie PISF, używało hasła, żeby „mówić po polsku o polskich sprawach". A co może być bardziej polskiego aniżeli tragiczna śmierć prezydenta i części elity politycznej w drodze do Katynia, aby złożyć hołd pomordowanym oficerom narodu, który znalazł się w strasznym uścisku pomiędzy Rosją a Niemcami?
W tej tragedii odbija się polski los. Refleksja nad tym wydarzeniem może nam pomóc w ocenie możliwości prowadzenia samodzielnej polityki polskiej w kraju i za granicą. Przy szczególnej wrażliwości reżysera ukazanej w „Czarnym czwartku" i uznanej przez fachowców może on dać nam lekcję historyczną.