Z drugiej strony ludzie swoje wiedzą i to, że u nas żadna tajemnica nie uchowa się dłużej niż parę godzin, jest dla wszystkich oczywiste. Bo jak posłowie nie powiedzą dziennikarzom, to minister Sikorski napisze na Twitterze albo jakiś kolejny Macierewicz umieści sekretne dane w raporcie tak tajnym, że wszyscy mogą sobie go ściągnąć z sieci.

Mówiąc zaś najzupełniej serio, bo sprawa jest poważna, uzyskujemy kolejny dowód, że w Internecie nie ma niewinności. Że najbardziej błaha aktywność w globalnej sieci ma swoje znaczenie. Że wszystko, co mamy w swoich tabletach i komputerach, może służyć inwigilacji. Że służby specjalne gromadzą dane od wielkich informatycznych korporacji. Że można być śledzonym, jeśli gra się w „Word of Warcraft" i używa popularnych map Google'a. I dobrze, dodam od siebie. Bo niektórzy terroryści, zboczeńcy i psychopaci też pewnie lubią Wściekłe Ptaszki (bo tak by chyba należało nazwę Angry Birds przetłumaczyć).

Śmieszy mnie moralne wzmożenie w obronie prywatności użytkowników sieci. Moim zdaniem wynika ono głównie z niechęci (by nie powiedzieć ostrzej) do USA. W mniejszym zaś stopniu z pięknoduchostwa lub braku refleksji. Antyamerykańskimi obsesjonatami nie ma sensu się zajmować, bo u nas jest ich niewielu, a ludziom opętanym i tak się do rozumu nie przemówi. Pozostali powinni jednak rozważyć kilka argumentów. Taki np., że mówienie o prywatności w globalnej sieci, gdzie miliardy ludzi publikują w serwisach społecznościowych wszystkie dane na swój temat, włącznie z tym, z kim uprawiają seks i gdzie jedzą obiad, jest komiczne. Poza tym osobiście uważam, że jak ktoś nie ma nic do ukrycia (czytaj: nic złego nie robi), to mu nie przeszkadza, że służby specjalne mogą mieć jakieś dane na jego temat. Zawsze można postępować jak Jack Reacher, bohater kryminałów Lee Childa, który nie ma komórki, posługuje się wyłącznie gotówką, a podróżuje autobusami, żeby nikt nie mógł go namierzyć. No i jest wreszcie argument dla mnie kluczowy: wybierając między prywatnością i bezpieczeństwem, stawiam na to drugie. Uważam, że nic złego się nie stanie, jeśli kilkaset osób zostanie bez potrzeby przesłuchanych, a pomoże to zapobiec zamachowi czy krzywdzie dziecka.