Pożar bolesny dla Kościoła

Skoro przez miniony rok byliśmy z Dariuszem P., to nie możemy zostawić go samego, gdy ciążą na nim bardzo poważne zarzuty – pisze kapłan katolicki.

Publikacja: 11.04.2014 02:52

Pożar bolesny dla Kościoła

Foto: archiwum prywatne

Red

Porównywanie Dariusza P. z Jastrzębia-Zdroju do biblijnego Hioba nasuwało się samo i nie wyglądało na przesadę. Oto głęboko wierzącego katolika, stojącego od zawsze blisko ołtarza, najpierw jako ministrant, a potem jako nadzwyczajny szafarz Komunii św., ojca wzorcowej wręcz rodziny, spotkało tak ogromne nieszczęście. Na skutek niewielkiego w sumie pożaru stracił aż pięcioro najbliższych – żonę i czworo dzieci. Po ludzku rzecz biorąc, życie mu się zawaliło. Nikt by się nie zdziwił, gdyby reakcją Dariusza P. na tak straszne wydarzenia był bunt przeciwko Bogu, wielkie rozterki i wątpliwości, zawód, a przynajmniej rozczarowanie. Przyjęto by to ze zrozumieniem.

Podziw i chluba

Nic takiego jednak nie nastąpiło. Dariusz P. nie obraził się na Boga i Kościół, nie pomstował, nie przeżywał dramatycznego rozdarcia. Zachowywał się zupełnie inaczej. Dla wielu – imponująco. „Powszechny szloch rozległ się w kościele dopiero, kiedy proboszcz na koniec zaczął czytać podziękowanie przekazane przez pana Dariusza z synem Wojtkiem. – Jako że małżonkowie Joanna i Dariusz stanowili jedno przez 19 lat, tak i forma tego podziękowania będzie stanowić jedność: myśli, pragnień, uczuć – zaznaczył proboszcz przed jego odczytaniem. To podziękowanie powinni przeczytać także ludzie spoza Jastrzębia. Jest tak poruszające, że przytaczamy je w całości" – relacjonował na swych stronach internetowych „Gość Niedzielny".

Później niektórzy księża cytowali ów list w swych kazaniach jako przykład prawdziwie chrześcijańskiej, katolickiej postawy. A Dariusz P. raz po raz pojawiał się w mediach (nie tylko kościelnych) jako człowiek, który dzięki właściwie pojmowanej wierze i zaufaniu do Boga mężnie przeszedł przez straszne doświadczenie, które zrujnowało mu życie. Można powiedzieć, że dawał świadectwo. Na tym większy zasługiwał podziw. A przy okazji przynosił chlubę wspólnocie Kościoła katolickiego w Polsce nękanej atakami zmierzającymi do podważenia jej wiarygodności.

Po prawie 11 miesiącach nagle się okazało, że nie wszyscy podzielali zachwyt postawą Dariusza P. i sposobem, w jaki przeżywał swoją tragedię. Śledczy i prokuratorzy zbierali argumenty i dowody, aby oskarżyć go o straszną zbrodnię popełnioną z niskich pobudek. Zebrali ich na tyle dużo i wystarczająco mocnych, aby nie tylko przekonać gliwicki sąd do aresztowania Dariusza P. na trzy miesiące, ale również by upublicznić bardzo poważne zarzuty wobec człowieka, który jeszcze niedawno uchodził w oczach milionów ludzi za wzór cierpiącego z najwyższą godnością ojca rodziny i katolika.

W tym momencie rozpadł się – niezależnie od swej prawdziwości – obraz Dariusza P. jako wzorowego katolika mężnie i zgodnie z zasadami wiary przeżywającego dramat, jaki go dotknął. W tej samej chwili bolesnego uderzenia doznała wspólnota Kościoła, która do tej pory w pełni identyfikowała się ze swym członkiem, z jednej strony współczując mu, a z drugiej odwołując się do jego osoby jako przykładu godnego pokazywania i naśladowania.

Sytuacja okazuje tym dotkliwsza, że w polskich warunkach już samo przedstawienie komuś zarzutów jest traktowane przez większość mediów i znaczną cześć społeczeństwa jak prawomocny wyrok skazujący. Nie tylko w tabloidowych tytułach niedawny wzorowy i cierpiący ojciec rodziny z Jastrzębia zamienił się z dnia na dzień w podpalacza i potwora bez żadnych znaków zapytania.

To burzy wszelkie wartości

Ilu ludzi, dowiadując się o oskarżeniach pod adresem Dariusza P., przeżyło szok? Ilu katolików poczuło się, jakby im ktoś dał w twarz albo podciął nogi, aż stracili grunt pod stopami? W takich sytuacjach, jak ta z Dariuszem P., Kościół traci nie tylko wizerunkowo. Nie tylko staje się łatwym łupem dla różnej maści prześmiewców i agresywnych zwolenników usuwania go z wszelkich możliwych przestrzeni.

W takich sytuacjach, gdy podważona zostaje autentyczność świadectwa, prawdziwość intencji ludzi uważanych za gorliwych katolików, szkodę ponoszą przede wszystkim sami członkowie Kościoła. Naruszona zostaje ważna, ale wrażliwa konstrukcja, która wspomaga budowanie ich własnej wiary, a przede wszystkim układanie zgodnie z nią całego życia, od spraw fundamentalnych po najdrobniejsze szczegóły.

Sytuację, w jakiej znalazły się po aresztowaniu Dariusza P. tysiące polskich katolików, obrazują wypowiedzi takich osób, jak komendant jastrzębskiej straży pożarnej, który stwierdził „To burzy moje wszelkie wartości", czy jeden ze znajomych oskarżonego o podpalenie własnej rodziny mieszkańca Jastrzębia, który powiedział mediom: „Jeśli to wszystko jest prawdą, to po raz kolejny zadaję sobie pytanie, gdzie jest Bóg".

Rodzi się poczucie bezradności, próba niedopuszczenia do świadomości, że może zaistnieć tak wielkie i tak perfidne zło. Jak miejscowy proboszcz z Jastrzębia człowiek chciałby się obudzić i dowiedzieć, że to wszystko, o czym nagle mówią media, nie jest prawdą.

Czy Kościół faktycznie jest w tej i wielu podobnych sytuacjach bezradny i skazany na milczące znoszenie drwin oraz wytykania palcami, że jego najbardziej zaangażowani i stawiani za wzór członkowie okazują się obiektami zainteresowania prokuratorów i sądów podejrzanymi o wyjątkowo drastyczne zło? Zdecydowanie nie.

To prawda, że w pierwszym odruchu pojawia się chęć odrzucenia nie tylko pojawiających się informacji, ale również człowieka, którego dotyczą. Jest odruch obronny, który podpowiada z jednej strony milczenie i ignorowanie całej sprawy jako niedotyczącej wspólnoty, a z drugiej sugeruje natychmiastowe wykluczenie z własnych szeregów człowieka, który być może zła się dopuścił. Błędem jednak i niewłaściwym zachowaniem byłoby takim pokusom ulec.

Skoro przez miniony rok byliśmy z Dariuszem P., gdy w naszych oczach prezentował się jako ofiara wielkiego nieszczęścia, to tym bardziej nie możemy zostawić go samego w chwili, gdy ciążą na nim bardzo poważne zarzuty.

Nie chodzi jednak o postawę typu: „On jest nasz, musimy go bronić za wszelką cenę, nawet wbrew faktom". Chodzi o to, aby jak najszybciej dotrzeć do pełnej prawdy. Ponieważ nagły brak prawdy to szczególna bolączka w tego typu sytuacjach. Polski katolik przez prawie rok uważał za prawdę opowieści o wielkiej tragedii, jaka spotkała głęboko wierzącego współwyznawcę. Niespodziewanie media mówią coś radykalnie odwrotnego.

Media już niejednokrotnie bezpodstawnie kolportowały pozornie świetnie udokumentowane oskarżenia pod adresem niewinnych ludzi. Czy tym razem jest podobnie? Skąd człowiek czerpiący całą wiedzę o sprawie jedynie z mediów ma wiedzieć, jaka jest prawda? Chciałby się opowiedzieć, zająć stanowisko, zwłaszcza że inni tego od niego oczekują. Niestety, nie ma dość informacji, aby to uczynić zgodnie z sumieniem.

Nie pozostaje jednak bezradny. Chrześcijaństwo uczy nieutożsamiania człowieka ze złem, którego się dopuścił. To nie oznacza ignorowania zła ani nie wyklucza ponoszenia odpowiedzialności za swoje działania. Wskazuje jednak, zwłaszcza w sytuacjach wątpliwych, trudnych, niejasnych, gdy brak materiału pozwalającego jednoznacznie stwierdzić, co zaszło, że nie należy opuszczać człowieka, który z własnej winy lub nie znalazł się w kłopotach. Niezależnie od tego, czy zrobił coś złego, czy nie, potrzebuje pomocy i jest oczywiste, że oczekuje jej od swoich współwyznawców.

To jest właściwy moment na dawanie świadectwa przez tych, którzy doznają szoku, słysząc tak drastyczne zarzuty, jakie skierowano wobec Dariusza P. i w innych podobnych sytuacjach. To także najlepszy sposób na uśmierzanie bólu, jaki tego rodzaju zdarzenia wspólnocie Kościoła zadają.

Autor jest katolickim księdzem ?i dziennikarzem. Był m.in. redaktorem ?w „Gościu Niedzielnym" oraz rzecznikiem prasowym archidiecezji katowickiej

Porównywanie Dariusza P. z Jastrzębia-Zdroju do biblijnego Hioba nasuwało się samo i nie wyglądało na przesadę. Oto głęboko wierzącego katolika, stojącego od zawsze blisko ołtarza, najpierw jako ministrant, a potem jako nadzwyczajny szafarz Komunii św., ojca wzorcowej wręcz rodziny, spotkało tak ogromne nieszczęście. Na skutek niewielkiego w sumie pożaru stracił aż pięcioro najbliższych – żonę i czworo dzieci. Po ludzku rzecz biorąc, życie mu się zawaliło. Nikt by się nie zdziwił, gdyby reakcją Dariusza P. na tak straszne wydarzenia był bunt przeciwko Bogu, wielkie rozterki i wątpliwości, zawód, a przynajmniej rozczarowanie. Przyjęto by to ze zrozumieniem.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?