Obywatele mają większe prawa niż władza

Mimo że nagrane na „taśmach prawdy” spotkania były nieformalne, to ich uczestnicy rozmawiali o sprawach państwa. A skoro tak, to mamy pełne prawo poznać treść tych rozmów – pisze publicysta.

Publikacja: 30.06.2014 02:00

Red

Dziwi mnie drobnomieszczańskie oburzenie, które wywołały taśmy ujawnione przez „Wprost”. Ten typ oburzenia opiera się nie tylko na purytańskich poglądach obyczajowych, ale też na zakłamaniu. Uwadze oburzonych osób umykają sprawy najważniejsze – w tym przypadku istota nagranych rozmów. Ważniejsze dla tych ludzi są kwestie wizerunkowe.

Dla człowieka o mentalności drobnomieszczańskiej liczy się to, że politycy przeklinali, bo od najważniejszych osób w państwie wymaga on „poziomu”. Przy czym „poziomu” tego nie definiują realne czyny, poglądy czy wartości, ale sposób mówienia, zachowywania się przy stole, czy ubioru. A przecież – co przyzna wiele osób – są to rzeczy drugorzędne, szczególnie w przypadku polityka, od którego przecież wymagamy dużo ważniejszych rzeczy niż „prezencja”. W skrócie chodzi tu o to, że dla niektórych ludzi forma czy wizerunek jest wszystkim, treść zaś nie dociera do ich ograniczonych umysłów.

Tymczasem kultura osobista polega na szacunku do drugiego człowieka, a nie na braku przeklinania. W przypadku taśm „Wprost” ów szacunek, jak na nieformalny charakter prowadzonych rozmów, został zachowany. Można przecież pięknie i kwieciście potraktować kogoś jak psa. 

Kultura osobista polega na szacunku do drugiego człowieka, a nie na nieprzeklinaniu

Po raz kolejny też rozgorzała dyskusja na temat etyki podsłuchiwania. Argument, że polityków powinno się oceniać tylko na podstawie tego, co mówią publicznie uważam za bezzasadny. Bo co jeśli polityk prywatnie mówi zupełnie co innego, i tym rzeczywiście się kieruje? Co gdy w prywatnej rozmowie mówi o jakimś przestępstwie? Mamy sprawę zostawić policji i nie informować obywateli? Mamy zignorować ujawnione prawdziwe motywy i patrzeć tylko na to, co nam politycy chcą przekazać w kampanii wyborczej, i tylko to komentować? Politycy bardzo by tak chcieli, ale niekoniecznie byłoby to dobre dla społeczeństwa.

Zaznaczam, że „taśmy prawdy” nie dotyczą życia prywatnego. Pomimo, że spotkania były nieformalne, to uczestniczyli w nich politycy, którzy rozmawiali o sprawach państwa, a więc rozmowy dotyczyła nas wszystkich. A skoro tak, to mamy pełne prawo być o nich poinformowani.

Nie ma symetrii

Padają też słowa o rzekomej hipokryzji ludzi, którzy uważają, że władza nie może podsłuchiwać obywateli, ale obywatele mogą podsłuchiwać władzę. Sugerują one, że mamy do czynienia z podwójnymi standardami, wręcz moralnością Kalego. To, moim zdaniem, absurdalne i dramatycznie spłycające podejście do sprawy, bo przedstawia władzę i obywateli jako dwie równorzędne, i równoprawne grupy, które powinny mieć te same prawa. A przecież zupełnie tak nie jest. Ta relacja nie jest i nie może być symetryczna. To władza ma działać na korzyść obywateli, a nie obywatele na korzyść władzy, i to obywatele mają większe prawa, bo są suwerenem. Ktoś tu chyba nie czytał konstytucji, albo czytał, ale nie zrozumiał tej jakże prostej i podstawowej dla nowoczesnych społeczeństw zasady.

Przekładając na prostszy język, przypomina to sytuację, gdy lekarz twierdzi, że skoro pacjent ma prawo przychodzić pijany do niego (na przykład po wypadku na imprezie) to on ma też prawo przychodzić pijany do tego pacjenta. Sprawiedliwie nie znaczy po równo. I lekarz, i władza, są w pracy. Poza tą pracą mają takie same prawa jak reszta obywateli, ale nie podczas niej.

Dlatego w pełni rozumiem i popieram decyzję redakcji „Wprost” o opublikowaniu rozmów polityków. Nie chciałbym żyć w kraju, w którym prasa mając takie informacje, zataja je przed obywatelami.

Ale to jedna strona medalu. Druga zaś jest taka, że nie można dać się wodzić za nos obcym służbom, czy innym grupom interesów, którym dobro Polski zapewne na sercu nie leży. Rolą mediów jest informować, ale rolą czytelnika (wyborcy) jest myśleć i samemu oceniać znaczenie danej informacji. Rolą polityka jest natomiast odpowiednio reagować. Myślę, że dobrze się stało, iż premier nie poszedł na łatwiznę i nie pozbył się niewygodnych osób, bo nie można tańczyć jak nam zagrają grupy, które zapewne chciały zdestabilizować sytuację w kraju, i zapewne nie robią tego z myślą o jej poprawie. Nie można sprawić, aby osiągnęły swój cel.

Premier w pierwszej chwili zdobył moje uznanie, bo odniósł się do treści nagrań, a nie zareagował niczym Amerykanie na rewelacje Wikileaks. Przypomnijmy, tamta publikacja ujawniała łamanie wszelkich praw przez amerykańskich żołnierzy w Iraku: egzekucje bez wyroku, aresztowania niewinnych osób, gwałty i wiele innych przewinień. Pentagon zareagował oburzeniem i jednoznacznie potępił publikację. Brzmi to trochę jak ponury żart z czasów realnego socjalizmu, bo spodziewalibyśmy się raczej potępienia nadużyć czy wręcz potępienia zbrodni wojennych.

Jednak ostatnie doniesienia o wejściu ABW do redakcji „Wprost” nie stawiają rządu w korzystnym świetle. Politycy od mediów powinni się trzymać jak najdalej, tutaj ta zasada, niestety, nie została zachowana, a należy pamiętać, że redaktorzy opublikowali informacje prawdziwe, mieli do tego nie tylko prawo, ale był to wręcz ich dziennikarski obowiązek. Konsekwencje powinny być wyciągnięte w przypadku zatajenia tych taśm, a nie ich ujawnienia.

Ktoś powie, że bagatelizuję sprawę, a wobec polityków powinno się jednak mieć jakieś wymagania. Otóż moje są bardzo wygórowane. Nie wymagam od nich ładnego wysławiania się przy wódce we własnym towarzystwie, lecz zajmowania się sprawami kraju, a nie własnymi karierami czy gierkami o władzę. I tutaj ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu (patrząc na sposób zapowiedzi tych taśm) tak właśnie było. Oczywiście, nie licząc rozmowy Sławomira Nowaka z Andrzejem Parafianowiczem, no ale ten pierwszy jest już na politycznym aucie, a ten drugi za chwilę się na nim znajdzie.

Zmiana na lepsze

Można dyskutować, czy pomysły rozwiązania problemów gospodarczych naszego kraju są słuszne czy nie, ale nie ma wątpliwości, że politycy rozmawiali na ten właśnie temat, a nie o własnych interesach. Oburzenie Bartłomieja Sienkiewicza na działania niektórych instytucji z całą pewnością nie jest tym, co go kompromituje. Przecież wszyscy wiemy, że sposób myślenia o państwie wśród wielu jego przedstawicieli odbiega od tego, jak chcielibyśmy, aby o nim myśleli. Bardziej kompromitujące byłyby stwierdzenia, że wszystko, w 100 procentach działa jak należy, bo to oznaczałoby, że minister spraw wewnętrznych jest albo niezbyt mądry, albo niezbyt prawdomówny, a to bez wątpienia bardziej dyskwalifikujące cechy. Nie wiem jak się wysławiał jego pradziadek, ale możemy przywołać niektóre wiersze innego klasyka polskiej literatury, czyli Adama Mickiewicza. W szkole o nich nie usłyszymy. To by dopiero dzisiejszym oburzonym uszy zwiędły. A przecież kompetencji językowych Mickiewiczowi odmówić z pewnością nie można.

Można się natomiast przyczepić do Sienkiewicza o to, iż zależy mu na tym, żeby PiS nie wygrało wyborów. Tyle że to nie jest załatwianie swoich partykularnych interesów. Interes partyjny PO może się nakładać się na interes społeczeństwa, oczywiście pod warunkiem, że przyjmiemy, iż rządy PiS to byłaby katastrofa, bo przecież zwolennicy tego ugrupowania mają z pewnością  na ten temat inne zdanie. Jednak ze sposobu argumentacji Sienkiewicza można wywnioskować, że w swoim (jak i wielu innych Polaków, w tym również moim) mniemaniu Sienkiewicz martwi się o Polskę.

Na koniec warto przypomnieć, że żyjemy w kraju, w którym u władzy był Sojusz Lewicy Demokratycznej, a potem współrządziła Samoobrona. Ich „taśmy prawdy” przebijały nawet dialogi z filmów o mafii – zarówno pod względem formy czy języka, jak i treści. Nie wspominając już o prostactwie, jakie ujawniały. Z tego wynika, że zachowania polityków zmieniają się na lepsze. W przypadku taśm „Wprost” nie mieliśmy do czynienia z politycznymi gangsterami.

Dziwi mnie drobnomieszczańskie oburzenie, które wywołały taśmy ujawnione przez „Wprost”. Ten typ oburzenia opiera się nie tylko na purytańskich poglądach obyczajowych, ale też na zakłamaniu. Uwadze oburzonych osób umykają sprawy najważniejsze – w tym przypadku istota nagranych rozmów. Ważniejsze dla tych ludzi są kwestie wizerunkowe.

Dla człowieka o mentalności drobnomieszczańskiej liczy się to, że politycy przeklinali, bo od najważniejszych osób w państwie wymaga on „poziomu”. Przy czym „poziomu” tego nie definiują realne czyny, poglądy czy wartości, ale sposób mówienia, zachowywania się przy stole, czy ubioru. A przecież – co przyzna wiele osób – są to rzeczy drugorzędne, szczególnie w przypadku polityka, od którego przecież wymagamy dużo ważniejszych rzeczy niż „prezencja”. W skrócie chodzi tu o to, że dla niektórych ludzi forma czy wizerunek jest wszystkim, treść zaś nie dociera do ich ograniczonych umysłów.

Pozostało 88% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Opinie polityczno - społeczne
Skrzywdzeni w Kościele: Potrzeba transparentności i realnych zmian prawnych
Opinie polityczno - społeczne
Edukacja zdrowotna, to nadzieja na lepszą ochronę dzieci i młodzieży. List otwarty
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Prawdziwy test dla Polski zacznie się dopiero po zakończeniu wojny w Ukrainie
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska