Dziwi mnie drobnomieszczańskie oburzenie, które wywołały taśmy ujawnione przez „Wprost”. Ten typ oburzenia opiera się nie tylko na purytańskich poglądach obyczajowych, ale też na zakłamaniu. Uwadze oburzonych osób umykają sprawy najważniejsze – w tym przypadku istota nagranych rozmów. Ważniejsze dla tych ludzi są kwestie wizerunkowe.
Dla człowieka o mentalności drobnomieszczańskiej liczy się to, że politycy przeklinali, bo od najważniejszych osób w państwie wymaga on „poziomu”. Przy czym „poziomu” tego nie definiują realne czyny, poglądy czy wartości, ale sposób mówienia, zachowywania się przy stole, czy ubioru. A przecież – co przyzna wiele osób – są to rzeczy drugorzędne, szczególnie w przypadku polityka, od którego przecież wymagamy dużo ważniejszych rzeczy niż „prezencja”. W skrócie chodzi tu o to, że dla niektórych ludzi forma czy wizerunek jest wszystkim, treść zaś nie dociera do ich ograniczonych umysłów.
Tymczasem kultura osobista polega na szacunku do drugiego człowieka, a nie na braku przeklinania. W przypadku taśm „Wprost” ów szacunek, jak na nieformalny charakter prowadzonych rozmów, został zachowany. Można przecież pięknie i kwieciście potraktować kogoś jak psa.
Kultura osobista polega na szacunku do drugiego człowieka, a nie na nieprzeklinaniu
Po raz kolejny też rozgorzała dyskusja na temat etyki podsłuchiwania. Argument, że polityków powinno się oceniać tylko na podstawie tego, co mówią publicznie uważam za bezzasadny. Bo co jeśli polityk prywatnie mówi zupełnie co innego, i tym rzeczywiście się kieruje? Co gdy w prywatnej rozmowie mówi o jakimś przestępstwie? Mamy sprawę zostawić policji i nie informować obywateli? Mamy zignorować ujawnione prawdziwe motywy i patrzeć tylko na to, co nam politycy chcą przekazać w kampanii wyborczej, i tylko to komentować? Politycy bardzo by tak chcieli, ale niekoniecznie byłoby to dobre dla społeczeństwa.