Ulica cudzoziemców. Felieton Rafała Tomańskiego

To nie adres nowego centrum konsularnego, ani nie żaden ośrodek pomocy imigrantom. To nowe zasady w jednym z chińskich miast.

Publikacja: 15.09.2014 13:11

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa

Przed wiekami miasto Chongqing należało do ludu Ba i nazywało się zupełnie inaczej. Co kilkaset zmieniały się walczące o nie królestwa, dynastie i miasto przechodziło pod zwierzchnictwo kolejnych prowincji. Wreszcie, gdy w drugiej połowie XII wieku na historycznej scenie Chin pojawił się cesarz Guangzong, od nazwy jego podwójnej koronacji (najpierw na króla, następnie na cesarza dynastii Song) powstała obecna nazwa Chongqing, dosłownie „podwójne święto". Obecnie jednak miasto nie myśli o historycznych zaszczytach i świętowaniu. Problem leży zupełnie gdzie indziej.

Eksperyment z parkiem

Chongqing wprowadziło właśnie specjalną uliczkę dla pieszych, którzy nie chcą rozstać się z komórkami nawet podczas poruszania się po chodniku. Z nosem w ekranie smartfonów łatwo przecież nie zauważyć kogoś z naprzeciwka, można też zboczyć z chodnika i wpaść pod samochód. Dlatego władze miasta przygotowały próbne oznaczenie jednej z części parku o nazwie Yangren Jie. To miejsce to czynny całą dobę teren, na którym umieszczono pomniejszone repliki atrakcji turystycznych ze świata. Można znaleźć 10-metrowego Chrystusa na wzór tego z Rio de Janeiro, zabudowę Nowego Jorku, weneckie kanały, chiński mur (teoretycznie nie z zagranicy, ale turystom bardzo się spodobał), a także wspominaną część dla obsługujących komórki. Na jednej z alejek przedzielono chodnik na dwie części i na jednej napisano „Telefony komórkowe, poruszanie się po tej alejce na własne ryzyko", po drugiej zaś „Zakaz korzystania z komórek". Na obu pasach ruchu odpowiednio symbole telefonów komórkowych, jeden przekreślony na wzór znaków zakazu.

W Chongqing zagranicznego parku tematycznego miało nie być, władze miasta chciały jedynie uhonorować coraz liczniejszą grupę osiedlających się tam cudzoziemców i stworzyć im zbliżone do zachodnich otoczenie. Chociaż na niewielkim terenie. W rezultacie powstał teren o nazwie „Ulica cudzoziemców", który obecnie zajmuje 3,5 kilometra kwadratowego. Można znaleźć w nim atrakcje rodem z wesołego miasteczka, są zderzające się samochodziki, dom, w którym straszy, sale do ślubów, egzotyczne restauracje oraz tak nietypowy punkt turystyczny jak największa na świecie publiczna toaleta (zajmuje 40 tys. metrów kwadratowych).

Ukłon dla cudzoziemców ze strony miasta Chongqing to rzecz godna uwagi i zastanowienia, ponieważ, gdy Yangren Jie powstawał w 2006 roku w ponad 30-mln mieście mieszkało 5000 przyjezdnych. Sława atrakcji turystycznej rozniosła się jednak po kraju i świecie. Uliczka dla komórkowców stała się kolejnym punktem zwiedzania. Choć zajmuje zaledwie 50 metrów i najprawdopodobniej została wzorowana na pomyśle z Waszyngtonu. 17 lipca 2014 kanał National Geographic przeprowadził eksperyment na mieszkańcach stolicy USA. Na długości jednej przecznicy 18. ulicy w mieście domalowano identyczny do chongqinśkiego pas dla posiadaczy komórek. Następnie filmowano zachowanie przechodniów na potrzeby nowego cyklu programów o nazwie „Mind Over Masses". Większość Amerykanów jednak nie zauważała nowych napisów.

Tryb bezpieczeństwa

Zapatrzeni w ekrany komórek ludzie mogą stanowić uciążliwość na chodnikach. Pod koniec 2013 roku japoński operator DoCoMo pozwala przełączyć użytkownikom telefon w tryb „bezpieczeństwa", który wyczuje, że chcemy z niego korzystać podczas chodzenia na ulicy. Gdy czujniki wykryją przemieszczanie się aparatu wraz z pisaniem emaila, SMSa, czy przeglądaniem sieci wyświetli się nam wiadomość przywołująca do porządku. Można ją jednak zignorować i pisać idąc dalej. Japoński telekom zaprezentował także specjalną animację, na której można obejrzeć katastrofalne skutki korzystania z telefonów podczas przechodzenia przez najbardziej zatłoczone przejście dla pieszych w Tokio, w dzielnicy Shibuya. Trójwymiarowe modele przechodniów wpadają na siebie, zatrzymują na środku ulicy, a nawet spadają ze schodów. Komunikaty o tym, że chodzenie po ulicy i pisanie może grozić bezpieczeństwu można spotkać także na schodach przy wejściach na dworzec Shinjuku, najbardziej uczęszczaną stację kolejową na świecie. Problem nie kończy się jednak na zatłoczonej Japonii. Stany Zjednoczone notują podwojenie wypadków związanych z rozproszeniem wynikającym z korzystania z komórek na przestrzeni 2005 i 2010 roku. W wielu amerykańskich stanach można dostać mandat za patrzenie w ekran komórki podczas przechodzenia przez ulicę.

Apple zareagował na rosnący problem patentując mechanizm transparentnego pisania SMSów (patent nr 20140085334), który wyświetla na ekranie z wiadomościami widok z kamery znajdującej się z tyłu obudowy telefonu. Dzięki temu pisząc, cały czas widzimy, czy nie zbliżamy się do jakiejś przeszkody. W sklepach z aplikacjami są także programy działające na tej samej zasadzie.

Chińczycy zapatrzeni w komórki to jednak żadna nowość. W kraju, w którym niedawno liczba osób z mobilnym dostępem do sieci przekroczyła tych z komputerami stacjonarnymi (83,4 wobec 80,9 proc. w czerwcu 2014 roku), zakupy w internecie robi się na potęgę. W ciągu ostatniego półrocza w kraju przybyło ponad 27 mln nowych użytkowników sieci ze smartfonów, coraz większą popularność zyskują systemy płatności online (wzrost z 25 do 39 proc.) oraz internetowe sklepy (z 29 proc. Chińczyków robiących zakupy przez internet obecnie notuje się poziom 39 proc.). 19 września w Nowym Jorku zadebiutuje chiński e-handlowy gigant Alibaba, który obecnie notuje sprzedaż towarów za pośrednictwem swoich serwisów na poziomie 2 proc. chińskiego PKB z 2012 roku. Dla porównania amerykańska sieć supermarketów Walmart notowała sprzedaż odpowiadającą 0,03 proc. rodzimego PKB w 2013 roku. Podczas okresów rekordowych sprzedaży w sieci w Chinach notuje się o wiele wyższe przychody niż w USA. Zeszłoroczne Święto Singli (11 listopada, data z samymi jedynkami), podczas którego Chińczycy korzystają z okazji w internecie, przyniosło ponad 5,7 mld dolarów. Dla porównania amerykański okres wzmożonej aktywności konsumentów w sieci, czas pomiędzy Dniem Dziękczynienia a tzw. Cyber Poniedziałkiem, oznaczał w analogicznym czasie 5,3 mld dolarów. Choć zbliżony, to jednak w rzeczywistości pięciokrotnie niższy od chińskiego wynik, ponieważ pomiędzy tymi dwoma datami w USA mija 5 dni.

Chiński model e-handlu

Chińczycy zatem skazani są na coraz większe zespolenie z ekranami smartfonów i być może z czasem alejki na wzór tej z Chongqing staną się codziennością. Bowiem, mimo iż zakupy robi się w sieci, trzeba się będzie po ulicach trochę przemieścić. W Państwie Środka zyskuje popularność tzw. model O2O, czyli biznes online-to-offline. Polega na tym, że użytkownik dostaje możliwość zrobienia zakupów w sieci, porównania cen produktów i zdecydowania się na zakup, jednak odbiór towaru coraz częściej następuje w sklepie. Chiny nie dysponują zcentralizowanym i efektywnym systemem transportu paczek, czasami wysłanie czegoś na krajowym dystansie kosztowałoby drożej niż wysyłka za granicę. Powstają kolejne inicjatywy, które z tego trendu korzystają. Niedawno trzech bardzo bogatych, odnoszących sukcesy w swoich przedsiębiorstwach Chińczyków: Wang Jianlin (prezes dewelopera Dalian Wanda Group), Pony Ma (twórca społecznościowego serwisu Tencent) oraz Robin Li (z wyszukiwarki Baidu) założyli nowy projekt, który ma konkurować z Amazonem.

Założenie nowej firmy miało miejsce w Shenzhen, mieście, na terenie którego jeszcze w latach 80. XX wieku ćwiczono funkcjonowanie zasad wolnego rynku. Inwestycja ma wartość ponad 800 mln dolarów i wciąż ogromny potencjał wzrostu, nawet pomimo wspominanego IPO Alibaby, który może zebrać dla firmy dużo ponad 20 mld dolarów. Na chińskim rynku jest wciąż zbyt mało sklepów detalicznych – dane z 2008 roku mówią o 549 tys. placówek, czyli ok. 416 sklepach przypadających na milion mieszkańców. Dla porównania w Stanach Zjednoczonych działa ponad 1,1 mln sklepów, czyli około 3620 na milion mieszkańców.

Chiński konsument ma o wiele trudniejsze zadanie, gdy przychodzi do podjęcia decyzji o zakupie. Nadzieja w kupowaniu online – użytkownik może przy kurierze przymierzyć zamówione ubranie i odesłać je od razu, gdy stwierdzi, że nie leży, jak trzeba. Chiny to ogromny rynek, wciąż nienasycony, ale dzięki swojej niedoskonałości, zależności od skomplikowanych biurokratycznych procedur i nierówności społecznej oferujący wiele możliwości do kreatywnego zagospodarowywania przestrzeni na handel. Obecnie także ten w internecie. Czyli z nosem w telefonie na ulicy.

Przed wiekami miasto Chongqing należało do ludu Ba i nazywało się zupełnie inaczej. Co kilkaset zmieniały się walczące o nie królestwa, dynastie i miasto przechodziło pod zwierzchnictwo kolejnych prowincji. Wreszcie, gdy w drugiej połowie XII wieku na historycznej scenie Chin pojawił się cesarz Guangzong, od nazwy jego podwójnej koronacji (najpierw na króla, następnie na cesarza dynastii Song) powstała obecna nazwa Chongqing, dosłownie „podwójne święto". Obecnie jednak miasto nie myśli o historycznych zaszczytach i świętowaniu. Problem leży zupełnie gdzie indziej.

Pozostało 93% artykułu
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml