Misztal: Między targowiskiem a debatą

W polityce, inaczej niż w życiu indywidualnym, zawsze jest jakieś jutro. Nie można uczestniczącego w niej aktora skazywać na unicestwienie ani przypisywać mu historycznej głupoty – pisze socjolog.

Publikacja: 12.10.2015 22:00

Misztal: Między targowiskiem a debatą

Foto: Fotorzepa, Dominik Pisarek

Wspólnota jest w życiu społecznym fundamentem najtrudniejszym do wybudowania i najłatwiejszym do zrujnowania. Wymaga ona przestrzegania zasad wspólnego dobra, przy uznaniu równych praw i dostępu do zasobów, jakie mamy, i przy uznaniu racji, jakie leżą u podstaw wartości, jakim hołdujemy.

Szczepimy dzieci nie tylko w trosce o to, by nie zachorowały, ale też aby uniknąć epidemii i zagrożenia życia innych; kształcimy nowe pokolenia nie tylko dlatego, że chcemy uzyskać ich głosy wyborcze, ale też dlatego, że głęboko wierzymy, iż edukacja uczyni ich życie znośniejszym; tworzymy fundusze emerytalne nie tylko po to, by zapłacić, jak to mawiał prezydent Ronald Reagan, „okup" za względny spokój społeczny, ale też po to, by zrealizować zasady sprawiedliwości społecznej. Zawieramy traktaty międzypaństwowe, układy militarne czy handlowe nie dla przejściowej korzyści, ale dlatego, iż jesteśmy architektami partnerstwa, które ma zapewniać bezpieczeństwo, dostatek i przewidywalność losów jednostkowych i narodowych. Kalkulacje i strategie, jakie leżą u podstaw decyzji jednostkowych, odbiegają jednak od strategii międzynarodowych, albowiem jako jednostki mamy ściśle określony czas życia, podczas gdy aktorzy zbiorowi mają przywilej długiego trwania, często także hibernacji i odrodzenia.

Niestabilne układy

W relacjach międzynarodowych, w których podmiotami są państwa, rządy, a zwłaszcza wielkie organizacje zrzeszające aktorów zbiorowych, sytuacja jest bardziej skomplikowana niż w życiu codziennym. W międzynarodowych negocjacjach występują co prawda konkretne osoby, konkretne twarze, ale w rzeczywistości są to jedynie maski ludzkie, za którymi skrywa się nieodgadniona często logika zbiorowego aktora. Według jakich zasad działają?

W negocjacjach pomiędzy Unią Europejską a Grecją twarzami byli premier Aleksis Cipras i ówczesny minister finansów Janis Warufakis, a także kanclerz Angela Merkel, prezydent Francois Hollande oraz przewodniczący Donald Tusk. Za tajemniczą wiadomością tekstową, którą otrzymał Tusk, a która zawierała propozycję przeznaczenia połowy z 50 mld euro funduszy na rekapitalizację bankową, stał szef holenderskiego rządu Mark Rutte. Ale z kolei za nim, jak podkreślał Ian Traynor, brukselski korespondent dziennika „The Guardian", stała arytmetyka portugalska, czyli doświadczenie portugalskiego premiera Pedra Passosa Coehlo w negocjacjach z trojką.

Grecja, jako aktor zbiorowy w negocjacjach dotyczących swego gospodarczego, ale także politycznego losu, weszła w złożoną relację z uogólnionym, ale także ze zobiektywizowanym praktycznie doświadczeniem portugalskim. Dla niewprawnego obserwatora pytanie, często także pojawiające się w polskich mediach, brzmiało: dlaczego grecki premier w drugim podejściu przyjął warunki bardziej surowe aniżeli te, które szybkie referendum ludowe z początków lipca odrzuciło? Po stronie greckiej również pojawiało się pytanie: dlaczego premier podpisał umowę, w której pozytywny efekt nie wierzy?

Ale logika zbiorowych aktorów, w tym przypadku tych państw, które poprzez akceptację cięć budżetowych i oszczędności wydatków socjalnych dotknęły często dojmująco społecznej tkanki, była inna: z jednej strony wiązała się z perspektywą konieczności tłumaczenia ewentualnej taryfy ulgowej, gdyby taką Unia wobec Grecji przyjęła, z drugiej zaś dotyczyła odpowiedzialności za uwolnienie przyszłych pokoleń od spłaty długów podjętych przez obecne pokolenia.

Prawie równolegle toczyły się na świecie inne negocjacje. W Wiedniu mocarstwa atomowe stanęły twarzą w twarz z aspiracjami strategicznymi Iranu. Ugoda, jaką zawarto, wzbudziła wiele zastrzeżeń, w szczególności dotyczących faktu, że nie eliminuje ona groźby wyprodukowania broni nuklearnej przez Teheran, a jedynie opóźnia ją o ok. 15 lat. Logika prezydenta Baracka Obamy, minimalistyczna w sumie, była (zapewne) taka, iż dążył on do uniknięcia otwartego wojennego konfliktu z aktorem otwarcie antyamerykańskim. Po stronie amerykańskiej pojawia się więc pytanie: dlaczego przyjęto fragmentaryczną umowę, która nie chroni USA od wojny, jedynie przesuwa jej cień w niezbyt odległą przyszłość? Równie drastyczne pytania zadaje opinia publiczna Izraela i Iranu. Dlaczego zatem w układzie wielostronnym zawarto umowę, która, jak widać, nikogo nie satysfakcjonuje? Jaką grę toczą aktorzy w maskach szefów państw i dyplomacji USA, Kanady czy UE? Jaka jest skala ich kompromisu wymuszona przez fakt, że reprezentują dynamiczne, wielowymiarowe i często niestabilne układy polityczne?

Nieco wcześniej toczyły się słynne rozmowy na temat możliwości rozwiązania konfliktu na wschodzie Europy, nazwanego umownie konfliktem ukraińskim (chociaż wikła on więcej aktorów). Zakończone tzw. porozumieniem mińskim lub określane jako rozmowy w formacie normandzkim dla wielu przyniosły rezultat niewystarczający, niesatysfakcjonujący lub wręcz naruszający polityczne ego zarówno podmiotów bezpośrednio zaangażowanych, jak i aktorów postronnych, takich jak Polska, pozostających formalnie poza układem. Jak kalkulują się zyski i straty i jakie motywacje mieli uczestnicy tych negocjacji?

Zupełnie niedawno toczyły się w Nowym Jorku negocjacje dotyczące rozwiązania konfliktu w Syrii, w wyniku czego Rosja podjęła w tym kraju działania wojskowe. Czy cel przedstawiany przez zachodnią koalicję jako kluczowy, tj. sukcesja polityczna w Damaszku, jest tym celem, do którego zmierzają wszyscy zaangażowani w negocjacje?

Teoria gier

Przykłady można mnożyć dalej. Najbardziej złożony jest kazus uchodźców, którzy sforsowali europejskie granice, czy wręcz kwestia ochrony granic europejskich, europejskiej tożsamości i ludzkiej godności. Przechylanie negocjacji na rzecz jednej z tych kwestii tworzy kosztowny rachunek względem pozostałych. Logika rządów jest odmienna od logiki społeczeństw, logika demograficzna i logika bezpieczeństwa pozostają w konflikcie, rachunek ekonomiczny jednych gospodarek jest rozbieżny z rachunkami innych gospodarek, a tożsamość społeczna i poczucie przyzwoitości historycznej nijak się mają do siebie. Które z tych kwestii są faktycznie brane pod uwagę przez wielkich międzynarodowych aktorów?

Na ogół negocjacje analizuje się w kategoriach gry, a dokładniej teorii gier. Klasyczny dylemat Nasha opisuje motywacje aktorów, którzy racjonalizują skalę podejmowanego kompromisu, ryzyka i rodzaj kalkulacji branych pod uwagę przy ustaleniu minimum ustępstw. Ale rachunek Nasha zakłada, że rozwiązanie problemu następuje w wyniku jednej gry, którą każdy uczestnik stara się zoptymalizować. Tymczasem układy polityczne, a więc także ustalenia negocjacyjne, mają to do siebie, że można od nich odstąpić, zmienić je lub wręcz ich nie wdrażać ze względu na zmianę parametrów legitymizacyjnych (rządy tracą poparcie, społeczeństwa zmieniają zdanie, opinia publiczna jest manipulowana), na wahania nastrojów społecznych, na rozszerzenie lub przeciwnie – zawężenie perspektywy ocennej, a w końcu na zmianę przywództwa. Innymi słowy, różnica między aktorem jednostkowym a aktorem zbiorowym jest taka, iż ten ostatni często działa według zasady, że gra nie jest ostateczna, że jest ona sekwencją decyzji, które mogą wpływać na kolejne kalkulacje pozostałych uczestników gry.

Przyjęcie w negocjacjach rozwiązania, które jest odmienne od przyświecającego im systemu wartości, może więc wynikać z przesłanek instrumentalnych, a nie racjonalnych. Tworzy to niesłychanie ciekawą i sprzeczną z odczuciem zdrowego rozsądku sytuację, gdy aktorzy zbiorowi podejmują negocjacje i przystają na rozwiązania, co do których wiedzą, iż w krótkiej perspektywie rozwiązują napięcie, ale w długiej perspektywie wymagać będą renegocjacji. Zamiast negocjowania wspólnej płaszczyzny wartości i podzielanych intencji aktorzy państwowi negocjują doraźne rozwiązania o charakterze politycznym.

Podzielane intencje w naturalny sposób prowadzą do wspólnoty celu, przy możliwej rozbieżności, jeśli chodzi o drogi prowadzące do osiągnięcia tego celu.

Przesłanki instrumentalne pozwalają na zawarcie porozumienia dotyczącego aktualnego sposobu działania, mimo że działania te według każdego aktora mają prowadzić do odmiennego celu. Państwa, rządy, reprezentujący je politycy oraz dominujące partie mogą godzić się na negocjowane, czasowo bezkonfliktowe pokonanie fragmentu drogi, przy czym dla każdego z nich droga ta prowadzić może w inną stronę. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z testowaniem zakresu kompromisu poprzez deliberację nad wartościami podzielanymi przez uczestników negocjacji. Oznacza to gotowość do wysłuchania racji drugiej strony oraz do rozwiązania ewentualnych rozbieżności poprzez debatę i często nawet głosowanie nad uzgodnionym stanowiskiem. Tak działa instytucja ławy przysięgłych w niektórych systemach prawnych.

Deliberacja jest uzgadnianym stanowiskiem w odniesieniu do wcześniej istniejących rozbieżności i polega na uzyskaniu koncesji opartych na przekonaniach, a nie wynikających z użycia siły, fortelu słownego lub z ograniczonej możliwości zrozumienia narracji sytuacji przez któregokolwiek z uczestników. Tymczasem negocjacje instrumentalne oparte są na targach, w których jedna strona nie przekonuje drugiej, że ma bardziej słuszne argumenty. Co więcej, w wyniku takich instrumentalnych negocjacji jedna strona przekonuje drugą do przyjęcia własnego stanowiska, sugerując, że nie ma lepszego dealu, że lepiej podpisać dzisiaj, bo jutro wszyscy mogą być martwi.

Logika wspólnych celów

Negocjacja instrumentalna sprowadza się więc do przekonania aktora zbiorowego, że odstąpienie od przyjęcia proponowanego układu po prostu się nie opłaca, że druga strona ma większe zasoby i spokojnie przetrwa, więc lepiej się zgodzić dzisiaj. Wymusza to, na obu stronach zresztą, gotowość do czasowego układu i przebycia części drogi wspólnie, przy obniżeniu poziomu konfliktu, ale przy niezmienionych głębokich normatywnych podziałach między nimi panujących. Często powoduje to chytrość i chęć oszukania drugiej strony, która traktowana jest jako głupi przeciwnik, a nie jako partner w przedsięwzięciu.

W polityce, inaczej niż w życiu indywidualnym, zawsze jest jakieś jutro, nie można skazywać aktora politycznego na unicestwienie ani przypisywać mu historycznej głupoty czy naiwności. Ruchy społeczne, partie polityczne, zespoły postaw i pamięci, które nie przeszły testu deliberatywności, lecz zostały przehandlowane na targowisku przejściowych układów, powracają do nas, choć pod innymi maskami.

Rozwiązywanie problemów politycznych metodami targowiskowymi, czy to w relacjach między państwami, czy w relacjach między ruchami społecznymi i partiami, faktycznie nic nie daje. Siłowe rozwiązania nie budują konsensusu ani w zakresie skali podzielanych wartości, ani w zakresie większej stabilności układu. Dlatego mądrość aktora zbiorowego musi wykraczać poza konwencję targowiska i przyjmować nie logikę częściowo wspólnej drogi, ale logikę wspólnych celów.

Autor jest profesorem socjologii, aktualnie sprawuje urząd ambasadora RP w Portugalii. Tekst wyraża jego prywatne poglądy

Wspólnota jest w życiu społecznym fundamentem najtrudniejszym do wybudowania i najłatwiejszym do zrujnowania. Wymaga ona przestrzegania zasad wspólnego dobra, przy uznaniu równych praw i dostępu do zasobów, jakie mamy, i przy uznaniu racji, jakie leżą u podstaw wartości, jakim hołdujemy.

Szczepimy dzieci nie tylko w trosce o to, by nie zachorowały, ale też aby uniknąć epidemii i zagrożenia życia innych; kształcimy nowe pokolenia nie tylko dlatego, że chcemy uzyskać ich głosy wyborcze, ale też dlatego, że głęboko wierzymy, iż edukacja uczyni ich życie znośniejszym; tworzymy fundusze emerytalne nie tylko po to, by zapłacić, jak to mawiał prezydent Ronald Reagan, „okup" za względny spokój społeczny, ale też po to, by zrealizować zasady sprawiedliwości społecznej. Zawieramy traktaty międzypaństwowe, układy militarne czy handlowe nie dla przejściowej korzyści, ale dlatego, iż jesteśmy architektami partnerstwa, które ma zapewniać bezpieczeństwo, dostatek i przewidywalność losów jednostkowych i narodowych. Kalkulacje i strategie, jakie leżą u podstaw decyzji jednostkowych, odbiegają jednak od strategii międzynarodowych, albowiem jako jednostki mamy ściśle określony czas życia, podczas gdy aktorzy zbiorowi mają przywilej długiego trwania, często także hibernacji i odrodzenia.

Pozostało 88% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Opinie polityczno - społeczne
Dominika Lasota: 15 października nastąpiła nie zmiana, a zamiana. Ale tych marzeń już nie uśpicie
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Walka o atomowe tabu. Pokojowy Nobel trafiony jak rzadko
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Czy naprawdę nie ma Polek, które zasługują na upamiętnienie?
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Strasburger: Europa jako dobre miejsce. Remanent potrzeb
Opinie polityczno - społeczne
W Warszawie zawyją dziś syreny. Dlaczego?