Wspólnota jest w życiu społecznym fundamentem najtrudniejszym do wybudowania i najłatwiejszym do zrujnowania. Wymaga ona przestrzegania zasad wspólnego dobra, przy uznaniu równych praw i dostępu do zasobów, jakie mamy, i przy uznaniu racji, jakie leżą u podstaw wartości, jakim hołdujemy.
Szczepimy dzieci nie tylko w trosce o to, by nie zachorowały, ale też aby uniknąć epidemii i zagrożenia życia innych; kształcimy nowe pokolenia nie tylko dlatego, że chcemy uzyskać ich głosy wyborcze, ale też dlatego, że głęboko wierzymy, iż edukacja uczyni ich życie znośniejszym; tworzymy fundusze emerytalne nie tylko po to, by zapłacić, jak to mawiał prezydent Ronald Reagan, „okup" za względny spokój społeczny, ale też po to, by zrealizować zasady sprawiedliwości społecznej. Zawieramy traktaty międzypaństwowe, układy militarne czy handlowe nie dla przejściowej korzyści, ale dlatego, iż jesteśmy architektami partnerstwa, które ma zapewniać bezpieczeństwo, dostatek i przewidywalność losów jednostkowych i narodowych. Kalkulacje i strategie, jakie leżą u podstaw decyzji jednostkowych, odbiegają jednak od strategii międzynarodowych, albowiem jako jednostki mamy ściśle określony czas życia, podczas gdy aktorzy zbiorowi mają przywilej długiego trwania, często także hibernacji i odrodzenia.
Niestabilne układy
W relacjach międzynarodowych, w których podmiotami są państwa, rządy, a zwłaszcza wielkie organizacje zrzeszające aktorów zbiorowych, sytuacja jest bardziej skomplikowana niż w życiu codziennym. W międzynarodowych negocjacjach występują co prawda konkretne osoby, konkretne twarze, ale w rzeczywistości są to jedynie maski ludzkie, za którymi skrywa się nieodgadniona często logika zbiorowego aktora. Według jakich zasad działają?
W negocjacjach pomiędzy Unią Europejską a Grecją twarzami byli premier Aleksis Cipras i ówczesny minister finansów Janis Warufakis, a także kanclerz Angela Merkel, prezydent Francois Hollande oraz przewodniczący Donald Tusk. Za tajemniczą wiadomością tekstową, którą otrzymał Tusk, a która zawierała propozycję przeznaczenia połowy z 50 mld euro funduszy na rekapitalizację bankową, stał szef holenderskiego rządu Mark Rutte. Ale z kolei za nim, jak podkreślał Ian Traynor, brukselski korespondent dziennika „The Guardian", stała arytmetyka portugalska, czyli doświadczenie portugalskiego premiera Pedra Passosa Coehlo w negocjacjach z trojką.
Grecja, jako aktor zbiorowy w negocjacjach dotyczących swego gospodarczego, ale także politycznego losu, weszła w złożoną relację z uogólnionym, ale także ze zobiektywizowanym praktycznie doświadczeniem portugalskim. Dla niewprawnego obserwatora pytanie, często także pojawiające się w polskich mediach, brzmiało: dlaczego grecki premier w drugim podejściu przyjął warunki bardziej surowe aniżeli te, które szybkie referendum ludowe z początków lipca odrzuciło? Po stronie greckiej również pojawiało się pytanie: dlaczego premier podpisał umowę, w której pozytywny efekt nie wierzy?
Ale logika zbiorowych aktorów, w tym przypadku tych państw, które poprzez akceptację cięć budżetowych i oszczędności wydatków socjalnych dotknęły często dojmująco społecznej tkanki, była inna: z jednej strony wiązała się z perspektywą konieczności tłumaczenia ewentualnej taryfy ulgowej, gdyby taką Unia wobec Grecji przyjęła, z drugiej zaś dotyczyła odpowiedzialności za uwolnienie przyszłych pokoleń od spłaty długów podjętych przez obecne pokolenia.