Barbara Brodzińska-Mirowska: Zmiany w składce zdrowotnej to polityczna pułapka na miarę Polskiego Ładu

Zmiany w składce zdrowotnej niwelują efekt jednej z niewielu zrealizowanych obietnic wyborczych rządu Tuska – podwyżki dla budżetówki. To może obudzić poczucie niesprawiedliwości w tej grupie, która traci albo za chwilę straci pozycję społeczną, na którą pracuje latami.

Publikacja: 27.11.2024 04:57

Donald Tusk wie, że brak spełnionych obietnic odbija się niekorzystnie na wyniku wyborów

Donald Tusk wie, że brak spełnionych obietnic odbija się niekorzystnie na wyniku wyborów

Foto: TOMASZ JASTRZĘBOWSKI/REPORTER

Skuteczność wypełniania obietnic to jak na razie najsłabsza strona rządu Donalda Tuska. Brak samodzielnej większości, prezydent wspierający opozycję oraz stan państwa, jaki pozostawili po sobie poprzednicy, nie są jedynymi przeszkodami na drodze do realizacji wyborczych zapowiedzi. O ile Mateusz Morawiecki i jego rząd realizowali interesy wyłącznie swoich wyborców, o tyle elektorat koalicji 15 października nie jest tak jednorodny. Rządzenie to wybór interesu, kiedy jedni korzystają, inni tracą.

Problem Donalda Tuska jak w soczewce skupia dyskusja wokół składki zdrowotnej, ponieważ w tym przypadku swój głos oddali na rząd zarówno ci, którzy tracą na tej zmianie, jak i zyskujący na niej. Nie jestem ekonomistką, widzę jednak ryzyka polityczne, jakie niosą te pomysły. A są one moim zdaniem znaczące.

Dlaczego klasa średnia poparła rząd Donalda Tuska

Koalicja 15 października wydaje się mieć w tyle głowy ważną lekcję od PiS-u – trzeba dbać o własny elektorat. Rząd przedstawił plany dotyczące obniżenia składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, które konsumują wyborcze zapowiedzi. Pomysł ma swoje źródła w nieudanym ostatecznie projekcie poprzedników – Polskim Ładzie, który w założeniach miał ugruntować bezpieczeństwo elektoratu PiS-u.

W praktyce zmiany w systemie podatkowym oznaczały próbę redystrybucji dochodu od domniemanych wyborców partii opozycyjnych do nowej klasy średniej, którą swego czasu Zjednoczona Prawica widziała mniej więcej jako grupę zarabiającą ok. 4 tys. zł brutto miesięcznie. Powiązano wówczas wysokość składki zdrowotnej z wynagrodzeniem pracowników zatrudnionych na umowę o pracę oraz wprowadzono brak możliwości odliczenia jej od podatku. System rozliczeń podatkowych okazał się skomplikowany, a wielu wyborców miało realne poczucie, że na nim straciło.

Choć w założeniu zmiany miały chronić klasę średnią, w istocie uderzyły przede wszystkim w nią. Dziś ta właśnie grupa, poobijana pandemią oraz inflacją, boi się o swój los. W praktyce zmuszona jest do ponoszenia coraz większych kosztów oraz danin. Dlatego to właśnie ona ze szczególną nadzieją patrzyła w stronę nowego rządu.

Nagle praca na etacie przestaje się opłacać

Zmiany w składce zdrowotnej dla przedsiębiorców mają być w zamyśle realizacją kolejnej obietnicy. Przedsiębiorcy, zwłaszcza mikro-, to ważna grupa wyborców. Jest jednak drugie dno tej zmiany. Wygląda na to, że na politycznym horyzoncie rośnie poczucie niesprawiedliwości, a wraz z nim wyrasta grupa, która traci albo za chwilę straci pozycję społeczną, na którą pracuje latami. Definicja klasy średniej obejmuje nie tylko kwestie finansowe. W przypadku dyskusji o składkach ten wskaźnik jest ważny. Dziś bowiem klasa średnia, a precyzyjnie ta jej część, która zarabia niewiele więcej niż minimalna krajowa, wie, że może nie zrealizować aspiracji, które jeszcze kilka lat temu były na wyciągnięcie ręki.

Czytaj więcej

Joanna Ćwiek-Świdecka: Co z podwyżkami dla nauczycieli?

Znaczna jej część pracuje na etacie, który jeszcze niedawno był marzeniem pracujących na tzw. umowach śmieciowych. Dziś – o dziwo – przestaje się opłacać. Ekonomiści już zwracają uwagę na pierwsze sygnały, że pracownicy to wiedzą i podejmują próby przejścia na inne, bardziej elastyczne podatkowo formy zatrudnienia. Pomijam długofalowe konsekwencje tego procesu, zwłaszcza w kontekście finansowania usług medycznych czy emerytalnych. Tym zajmują się ekonomiści.

Na gruncie politycznym te procesy każą postawić pytanie: kto dziś reprezentuje interes tych, którzy jakoś sobie radzą, którzy do tej pory wiele od państwa nie chcieli, ale dziś mają poczucie, że państwo nie tylko nie daje im wiele, ale dodatkowo obciąża? Partie tworzące koalicję rządzącą muszą sobie na to pytanie szybko odpowiedzieć, bowiem aspiracja to zjawisko o dużym potencjale politycznym. Zwłaszcza gdy narasta frustracja.

Zmiany w składce zdrowotnej podkopują efekt podwyżki dla budżetówki

Tu właśnie kryje się ryzyko dla rządu. Wydaje się, że dziś słabo przez polityków dostrzegane. Zmianami w wysokości składki zdrowotnej rządzący mogą doprowadzić do podziałów wewnątrz swoich grup wyborców. Dziś rośnie przepaść kontrybucji podatkowej pomiędzy przedsiębiorcami a pracownikami. Według wyliczeń Federacji Pracodawców i Przedsiębiorców proponowane zmiany wyglądają na pogłębianie tej różnicy na korzyść działalności gospodarczych, a niektórzy wskazują, że pracownik z wynagrodzeniem minimalnym zapłaci większą składkę niż dobrze prosperujący przedsiębiorca. Jeśli tak jest w istocie, to przed kampanią prezydencką sami rządzący zastawili na siebie pułapkę na miarę Polskiego Ładu.

Na koniec dnia, przy urnie wyborczej, wielu ludzi zadaje sobie pytanie, czy dziś żyje mi się lepiej niż kilka lat temu

To ważne o tyle, że jedna obietnica podkopuje znaczenie drugiej. A to może mieć już potencjalnie konsekwencje polityczne. Jednym z niewielu namacalnych przykładów realizacji obietnic wyborczych koalicji 15 października były podwyżki dla budżetówki. Podwyżki znaczące, ale w obliczu od lat zamrożonych pensji w tym sektorze miały one raczej charakter próby wyrównania wynagrodzeń. Zwłaszcza że tempo wzrostu tych pensji ma się nijak do dynamiki rynku.

Przyszłość rządów Donalda Tuska oraz najbliższe wybory zależeć będą od tego, na ile klasa średnia, zwłaszcza ta finansowo niższa – naturalne zaplecze wyborcze KO – odczuje w swoim portfelu efekty tych rządów. I czy będą to efekty pozytywne, czy negatywne. Tu ekonomia spotyka się z polityką. Przy urnie wyborczej wielu ludzi zada sobie pytanie, czy dziś żyje mi się lepiej niż kilka lat temu. A do stawiania takich pytań namawiać będą wyborców politycy opozycji podczas najbliższych wyborczych miesięcy.

Autorka

Barbara Brodzińska-Mirowska

Politolożka i medioznawczyni, badaczka polityki, komunikacji politycznej i mediów, profesor UMK w Toruniu

Skuteczność wypełniania obietnic to jak na razie najsłabsza strona rządu Donalda Tuska. Brak samodzielnej większości, prezydent wspierający opozycję oraz stan państwa, jaki pozostawili po sobie poprzednicy, nie są jedynymi przeszkodami na drodze do realizacji wyborczych zapowiedzi. O ile Mateusz Morawiecki i jego rząd realizowali interesy wyłącznie swoich wyborców, o tyle elektorat koalicji 15 października nie jest tak jednorodny. Rządzenie to wybór interesu, kiedy jedni korzystają, inni tracą.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?
Opinie polityczno - społeczne
Psychoterapeuci: Nowy zawód zaufania publicznego
analizy
Powódź i co dalej? Tak robią to Brytyjczycy: potrzebujemy wdrożyć nasz raport Pitta
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką