Gdy po wyborach z 25 października 2015 r. zastanawiałem się, czy wydarzenie to będzie nosić znamiona przełomu w historii III RP, prezydent Andrzej Duda nie zdecydował się jeszcze na bezprecedensowe ułaskawianie skazanego nieprawomocnym wyrokiem sądu Mariusza Kamińskiego. Większość sejmowa nie postanowiła też „mocą uchwały" zawyrokować o nieważności wyboru pięciu członków Trybunału Konstytucyjnego i powołać własnych sędziów. Nie przygotowywała także nowej ustawy-pułapki na tenże Trybunał. Trudno powiedzieć, co przyniosą najbliższe miesiące, ale już dziś można zaryzykować tezę, że po latach historycy będą dzielić III RP na okres do 2015 roku i od niego...
Nie zapominajmy jednak, że nowa rzeczywistość to nie tylko „rewolucja PiS". Nieoczekiwany sukces odniosła też nowa partia lewicowa. Wraz z nieprzekroczeniem przez kolejny projekt SLD progu wyborczego oraz przeskoczeniem przez partię Razem mitycznych 3 proc. rozpoczął się proces budowy normalnej lewicy w Polsce. Postkomunizm zaczął wreszcie konać. To faktycznie historyczna chwila, której doniosłość nie do końca sobie jeszcze uświadamiamy.
Zaletą Razem jest jej nieobecność w parlamencie. Po pierwsze, odium żenującego sporu na linii PiS–PO na nią nie spadnie, po drugie, w tle walki o Trybunał Konstytucyjny odtworzyła się stara linia podziału, która wiąże polską politykę od 2005 r. Wszystkie partie będą w niej siłą rzeczy uczestniczyć, Razem może być od tych sporów wolna. Nowa lewica ma jednak o wiele więcej atutów.
Świeżość, ludzie... i pieniądze
Obecne działania PiS, choć skłaniają do obywatelskiego i politycznego przebudzenia, nie zachęcają do poparcia PO, która – co pokazuje kazus TK – także psuła państwo i nie ma czystego sumienia. Wszystko wskazuje na to, że wiele osób już w październikowych wyborach zagłosowałoby na Razem, ale uznało, że „romantyczny" sposób uprawiania polityki się nie powiedzie. Dlatego, obawiając się o tzw. zmarnowany głos, oddali go na Zjednoczoną Lewicę (to wciąż lewica), PiS (mimo wszystko program socjalny) albo PO (kwestie światopoglądowe).
Ponad 3,6 proc. wyborców uznało jednak hasło „inna polityka jest możliwa" za atrakcyjną alternatywę. Brak histerii i merytoryczne podejście to główny oręż Razem. Słynny „efekt Zandberga" pociągnął też za sobą pojawienie się innych osobowości tej partii w mediach. Ostatnim oczywistym bonusem są pieniądze, które pozwolą partii na spokojne, przemyślane działania, wzmocnią struktury lokalne i mogą okazać się wystarczające, by z sukcesem wystartować w wyborach samorządowych – co będzie kluczowym etapem w „długim marszu" do przyszłego parlamentu.