Michał Długosz: A może by tak służba publiczna

W II RP przy kolejnych zmianach władzy nie chciano się pozbywać pracowników służby cywilnej. Wręcz przeciwnie, wiedziano bowiem, co i dziś każdy racjonalnie myślący wie, że każde państwo, aby mogło funkcjonować i rozwijać się, potrzebuje dobrej fachowej kadry. A dziś?

Publikacja: 28.05.2024 04:30

Michał Długosz: A może by tak służba publiczna

Foto: AdobeStock

Niedługo po transformacji ustrojowej, kiedy Polacy w wyborach chodzili od politycznej ściany postsolidarnościowej do ściany postsocjalistycznej, któryś z polityków stwierdził, że wymiana kadr w urzędach i ministerstwach to normalna rzecz; w końcu politycy chcą otaczać się swoimi ludźmi i mają do tego prawo. Przez lata zjawisko narastało i dotyczyło już nie tylko stanowisk kierowniczych, ale też coraz niższych pozycji urzędniczych i dosięgło nawet sprzątaczki. Zjawisko to przy akceptacji społecznej rozszerzało się na wszystko, w czym tylko państwo miało swój udział. Mam tu na myśli spółki Skarbu Państwa, czyli ten sektor gospodarki, który przez polityków jest w mniejszym lub większym stopniu kontrolowany. Wybory i zmiana władzy to zmiana obsady na „stołkach” współcześnie od samej góry aż po sam dół drabiny stanowiskowej. Nie liczy się przecież w kraju nad Wisłą praca i wiedza, ale stare dobre BMW, czyli bierny mierny, ale wierny.

Niezależna służba publiczna zrodziła się w Anglii

Prawnika bardzo boli serce, kiedy patrzy na zarząd kraju sprawowany przez ludzi merytorycznie słabych oraz ich znajomych. Prawnik wie, że podobne zjawisko wystąpiło w Anglii, w końcówce XIX w. Tylko Anglicy, widząc problem, potrafili dla dobra kraju zrezygnować z partykularnych interesów i stworzyć apolityczny, wysoko wyspecjalizowany korpus administracji publicznej, oddzielony solidnymi gwarancjami zatrudnienia od polityków, który nazwali służbą cywilną. Instytucja ta funkcjonuje do dziś i jest bez wątpienia ustrojowym filarem Zjednoczonego Królestwa, a jej pracownicy cieszą się ogromnym i niekwestionowanym szacunkiem społecznym. Brytyjski pracownik służby cywilnej jest dzięki swoim kompetencjom i pozycji ustrojowej całkowicie odporny na jakiekolwiek wpływy polityczne. Mało tego, przypadek niedawnego premiera Borisa Johnsona dowodzi, że ta instytucja potrafi skutecznie przeciwstawić się gwałtownym i radykalnym zmianom w organizacji i polityce państwa, zapewniając mu stabilizację i oszczędzając ogromne pieniądze.

II RP budowana była jak Stany Zjednoczone na konstytucji zwanej dziś marcową, a od Anglików skopiowała ich projekt służby cywilnej i nawet go rozszerzyła. Od 1922 r. obowiązująca ustawa o publicznej służbie cywilnej dawała elicie ówczesnego państwa niezwykle silne gwarancje i ochronę zatrudnienia. W ramach stosunku służby zatrudnieni byli wszyscy ci, którzy świadczyli pracę na rzecz państwa. Poczynając od urzędników, żołnierzy, sędziów przez kolejarzy aż po nauczycieli. To wtedy zegarki można było ustawiać zgodnie z ruchem pociągów i wtedy też biły one rekordy szybkości oraz wygody współczesnemu PKP nieznane. Profesjonalni nauczyciele opracowali metody pracy z dzieckiem, im zawdzięczamy budowę kultury społecznej i szacunek do współobywateli, wszystko to współcześnie już zupełnie roztrwoniono. Państwo pracowników swojej służby cywilnej pozbywać się wcale nie chciało. Wręcz przeciwnie, wiedziano bowiem, co i dziś każdy racjonalnie myślący wie, że każde państwo, aby mogło funkcjonować i rozwijać się, potrzebuje dobrej fachowej kadry. A dziś?

Czytaj więcej

Andrzej Bryk: Władza to prawo, a nie przywilej

Kadry dobierane przez klucz znajomości

Pewien patriota z USA John F. Kennedy, tak się składa, że również prezydent tego kraju, powiedział kiedyś: „Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie, zapytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju”. Daje to nam wzór oceny polskiego systemu partyjnego i polityków, którzy zdają się opierać na zgoła odmiennej maksymie „Polsko daj”. I Polska daje, jej zasoby stają się łupem politycznym dla każdej siły politycznej, której suweren powierzy władzę. Co minister to zmiana koncepcji polityki i rozwiązań organizacyjnych oraz prawnych. A przecież pociąga to za sobą – szczególnie przy próbach ich wdrożenia – ogromne wydatki. Kadry dobierane przez klucz znajomości lub z przypadku nie świadczą dobrej pracy na rzecz państwa. Do tego nieefektywne szkolnictwo, upadająca służba zdrowia, zapaść sądów, wszystko to przy braku działań i nawet próby rozwiązania problemów ze strony polityków.

Być może sposobem na przywrócenie sprawności państwa jest ograniczenie politycznej władzy partii i powierzenie jej sprawnej, kompetentnej administracji. Czy to, co sprawdziło się w Anglii i dało fundament dla II RP, można przywrócić? Czy współcześni Polacy, a w szczególności ich przedstawiciele w parlamencie będą w stanie zrezygnować ze swoich interesów na rzecz racji stanu? Myślę, że warto poświęcić czas i zastanowić się nad tymi pytaniami; w końcu interes państwa to też interes każdego jego obywatela, dosłownie i w przenośni.

Michał Długosz

Michał Długosz

mat. prywatne

O autorze

dr Michał Długosz

prawnik, Uniwersytet WSB Merito

Niedługo po transformacji ustrojowej, kiedy Polacy w wyborach chodzili od politycznej ściany postsolidarnościowej do ściany postsocjalistycznej, któryś z polityków stwierdził, że wymiana kadr w urzędach i ministerstwach to normalna rzecz; w końcu politycy chcą otaczać się swoimi ludźmi i mają do tego prawo. Przez lata zjawisko narastało i dotyczyło już nie tylko stanowisk kierowniczych, ale też coraz niższych pozycji urzędniczych i dosięgło nawet sprzątaczki. Zjawisko to przy akceptacji społecznej rozszerzało się na wszystko, w czym tylko państwo miało swój udział. Mam tu na myśli spółki Skarbu Państwa, czyli ten sektor gospodarki, który przez polityków jest w mniejszym lub większym stopniu kontrolowany. Wybory i zmiana władzy to zmiana obsady na „stołkach” współcześnie od samej góry aż po sam dół drabiny stanowiskowej. Nie liczy się przecież w kraju nad Wisłą praca i wiedza, ale stare dobre BMW, czyli bierny mierny, ale wierny.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Magdalena Louis: W otchłań afery wizowej nie powinno się wrzucać całego szkolnictwa wyższego
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Niemiecka bezczelność nie zna granic
Opinie polityczno - społeczne
Mirosław Żukowski: Nie spodziewajmy się, że igrzyska olimpijskie cokolwiek zmienią
Opinie polityczno - społeczne
Michał Urbańczyk: Kamala Harris wie, jak postępować z takim typem człowieka jak Trump
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Opinie polityczno - społeczne
Michał Wojciechowski: Drogi do sprawnego państwa