Michał Steć: Ukraina gra na Donalda Tuska

Podejście ukraińskiej dyplomacji do zmiany rządu w Polsce pokazuje realistyczną, a zarazem cyniczną politykę Wołodymyra Zełenskiego. Potwierdza to wizyta Tuska w Kijowie. I nie ma sensu obrażać się na Ukraińców, tylko trzeba współpracować dalej.

Publikacja: 26.01.2024 03:00

Michał Steć: Ukraina gra na Donalda Tuska

Foto: AFP

Stwierdzenie wskazujące cynizm i realizm Kijowa to bynajmniej nie zarzut, lecz raczej lekcja, która powinna być dogłębnie przestudiowana w gabinetach przy al. Szucha. W ostatnich tygodniach urzędowania gabinetu Zjednoczonej Prawicy byliśmy świadkami mnóstwa posunięć ze strony polityków PiS, mających na celu zagospodarowanie antyukraińskich nastrojów obecnych w niewielkiej, ale głośnej części społeczeństwa. Nie poprzestano na słowach, choć te również źle się zestarzały.

Poza warstwą retoryczną posunięcia rządu Mateusza Morawieckiego uderzały w interesy ukraińskie i ograniczały możliwość czerpania zysków z najbardziej dochodowej części ukraińskiego biznesu, czyli eksportu płodów rolnych. Jedynej oprócz metalurgii i hutnictwa, według Ośrodka Studiów Wschodnich, istotnej gałęzi ukraińskiego eksportu. W czasie dramatycznych braków budżetowych Ukrainy był to cios wyjątkowo dotkliwy.

Czytaj więcej

Michał Matlak: Po wizycie Donalda Tuska w Kijowie: wspierajmy Ukrainę z całych sił, ale nie liczmy na wdzięczność

Ukraina nie pozostała dłużna i zarówno prezydent Wołodymyr Zełenski, jak i kijowskie elity polityczne szybko zmienili pełną braterstwa retorykę na twarde i zimne argumenty, a także skarżąc się w Brukseli, jakby zapomnieli o polskiej pomocy w pierwszych dniach wojny.

Znajome problemy

Kto jednak obserwuje politykę dłużej, ten wie, że wdzięczność nie jest żadną walutą w polityce. Jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie kierunek ukraiński w polskiej polityce zagranicznej nie był zbyt wysoko na liście priorytetów. Choć wymiana handlowa i migracje do Polski każdego roku rosły, na poziomie politycznym mieliśmy ciągłe spory o Wołyń, o ukraińskie produkty rolne czy o transporty przez granicę.

Brzmi znajomo, prawda? Te problemy istniały wcześniej, tyle że akcesja Ukrainy do Unii Europejskiej była mało prawdopodobna, a rosyjskie rakiety nie spadały na Lwów, więc polska polityka zagraniczna się tym nie interesowała. Ukraina też o Polskę nie zabiegała, bo nie miała takiej potrzeby. Naturalnie od wielu lat Kijów orientował się na Berlin. Widoczne było to już przy Euromajdanie i późniejszych negocjacjach w formacie mińskim, w którym dla Polski zabrakło miejsca przy stoliku. Wynikało to akurat nie z faktu tej czy innej politycznej opcji u władzy, lecz z ekonomicznej i militarnej siły Polski.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Tusk w Kijowie. Wymiar symboliczny jednoznaczny, teraz potrzeba traktatu z Ukrainą

Sytuacja nie uległa zmianie także za rządów PiS. W końcu po co Kijów miałby orientować się na Warszawę, która nic na brukselskich salonach nie jest w stanie załatwić i która do niedawna stała w jednym rzędzie z prorosyjskim pariasem Viktorem Orbánem?

Tusk jako drabina do UE

Braterstwo polsko-ukraińskie po wybuchu wojny jest do bólu pragmatyczne – my mieliśmy czołgi i dawaliśmy kluczową pomoc jako pierwsi, by odsunąć rosyjską agresję dalej od naszych granic. Jednak gdy staliśmy się jednymi z wielu donatorów pomocy, a niemieckie dostawy popłynęły szerszym strumieniem, to rząd PiS już nie był Ukrainie potrzebny, a sławne prace nad nowym traktatem ucichły. Brzmi to brutalnie, ale realistyczna polityka Kijowa nakazywała hołubić tych, którzy mogą najwięcej dać, a nie tych, którzy kiedyś ładnie się zachowali.

Czytaj więcej

Donald Tusk w Kijowie: W Ukrainie przebiega światowy front w walce dobra ze złem

Wraz z Donaldem Tuskiem u władzy otwierają się nowe możliwości dla Ukrainy, które kijowska dyplomacja chce wykorzystać. Mocna pozycja Tuska w UE to solidna drabina, po której łatwiej wspiąć się na brukselskie salony i nagłośnić swoje potrzeby. Na tle Europy, coraz liczniej wypełnionej nacjonalistycznymi ugrupowaniami, które mogą być sceptyczne co do pomocy Ukrainie, Polska poszła pod prąd, a władzę objęli politycy z koneksjami wśród brukselskich elit.

Jak rzadko dzieje się w polityce międzynarodowej, mamy sytuację, na której obie strony mogą skorzystać. Nie ma więc nic złego w tym, że więcej amunicji i sprzętu będzie w stanie załatwić Ukraina z pomocą Tuska niż z pomocą PiS. Dla polskiej racji stanu nie ma znaczenia, kto dba o interes narodowy, ważne, aby robił to skutecznie.

Stwierdzenie wskazujące cynizm i realizm Kijowa to bynajmniej nie zarzut, lecz raczej lekcja, która powinna być dogłębnie przestudiowana w gabinetach przy al. Szucha. W ostatnich tygodniach urzędowania gabinetu Zjednoczonej Prawicy byliśmy świadkami mnóstwa posunięć ze strony polityków PiS, mających na celu zagospodarowanie antyukraińskich nastrojów obecnych w niewielkiej, ale głośnej części społeczeństwa. Nie poprzestano na słowach, choć te również źle się zestarzały.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Magdalena Louis: W otchłań afery wizowej nie powinno się wrzucać całego szkolnictwa wyższego
Opinie polityczno - społeczne
Mirosław Żukowski: Nie spodziewajmy się, że igrzyska olimpijskie cokolwiek zmienią
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Niemiecka bezczelność nie zna granic
Opinie polityczno - społeczne
Michał Urbańczyk: Kamala Harris wie, jak postępować z takim typem człowieka jak Trump
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Opinie polityczno - społeczne
Michał Wojciechowski: Drogi do sprawnego państwa