Miałem zaszczyt pracować w MSZ pod kierownictwem wybitnych ministrów: Skubiszewskiego, Geremka, Bartoszewskiego. Czasy były niespokojne, właśnie upadł Związek Sowiecki, republiki wybijały się na niepodległość, NATO i Unia Europejska jawiły się jako odległe marzenie. Właśnie w takich czasach trzeba – jak mawiał de Gaulle – „obstawiać wszystkie azymuty”, rozważać wydarzenia, o jakich głośno mówić nie wypada, uwzględniać również niekorzystne ewentualności.

Gdyby telewizyjni szperacze głębiej zajrzeli do archiwów MSZ, znaleźliby opracowania i memoriały (także i mojego pióra) rozważające to, co mogło się wydarzyć, ale na szczęście nie wydarzyło się. Ci ministrowie i ich najbliżsi współpracownicy nie wpadali w złość, gdy trafił do nich „niesłuszny” papier, chwalili za samodzielność i podejmowanie śliskich tematów.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Miękki Donald Tusk, żelazny Jarosław Kaczyński? Czyli „Reset” w TVP

Dziś czasy są podobnie trudne, przyszłość mglista. Ale kierownictwo polityki zagranicznej reaguje na podobieństwo rozkapryszonego bachora: wrzeszczy i tupie nóżkami. Polityka nie tylko zagraniczna musi przygotować państwo na wszystko: nie powinno być trudności nie do przewidzenia. Reset z Rosją wcześniej czy później nas czeka, tak jak jawił się na początku XXI wieku z inicjatywy raczej Waszyngtonu niż alei Szucha w Warszawie. Gdzie leży Rosja, można zobaczyć na każdej mapie, ale bachor na mapach się nie zna. Pod wspomnianym adresem taka polityka wschodnia jest najlepsza, która głośno krzyczy, przeklina i narzeka. Rozkapryszony dzieciak jest bezsilny także wobec Unii Europejskiej i Niemiec: dorosły szuka sojuszników, zawiązuje koalicje, aby zrealizować choć część interesów, bachor tupie ze złości, że go nie rozumieją w obcych stolicach, więc w końcu dostaje po pupie i wtedy beczy jeszcze głośniej. „Pepikami” pogardza, nabrał dopiero szacunku, gdy go zaskarżyli do TSUE, gdzie oczywiście przegrał.

Z Ukrainą się sprzecza, czy podziękowanie było wystarczające, czy powinno lepiej łechtać jego próżność. Za to Amerykę traktuje jak góral z Murzasichla swoje wymarzone „Chicago” (wymawiają to fonetycznie). Nic więc dziwnego, że nie zasługuje na lepsze traktowanie.