To, że właśnie wkroczyliśmy w nowy rok, zawdzięczamy papieżowi Grzegorzowi XIII, który w XVI w. wprowadził kalendarz, jaki wciąż stosujemy w Polsce. Kalendarzy było jednak w historii wiele i do dzisiaj Chińczycy obchodzą Nowy Rok parę tygodni po nas.
Potężni tego świata lubują się w kalendarzach. Juliusz Cezar, Robespierre i Atatürk pisali nowe kalendarze, bo rozumieli, że kontrola czasu to ogromna władza. Tak jest do dzisiaj, choć w polityce mówimy o partiach czy konstytucjach dużo więcej niż o czasie. Czas traktujemy jako rzecz obiektywną, choć jest on tworzony i manipulowany przez ludzi. Jak powiedział słynny socjolog Norbert Elias, bez ludzi nie byłoby zegarów, kalendarzy i czasu.
Nasza obecna polityka też jest funkcją czasu. Liczymy dni do następnych parlamentarnych wyborów. Kłócimy się o datę wygaśnięcia mandatu prezes Sądu Najwyższego. Proponujemy, by w wyborach europejskich do urn mogła pójść młodzież mająca 16 lat. Polityka określa też kalendarz naszych praw i obowiązków. Kiedy musimy płacić podatki, w którym tygodniu od zapłodnienia można przerwać ciążę, ile czasu upływa od przedawnienia przestępstwa. Wyznacza dni wolne od pracy i liczbę lat, które musimy spędzić w szkole. Podział publicznych pieniędzy na dzisiaj lub przyszłe lata też jest w rękach polityków. Jeśli brakuje inwestycji w ochronę środowiska, to przyszłość młodych pokoleń jest mglista. Jeśli rząd rozdaje gotówkę w kampanii wyborczej, to później brakuje kasy na pielęgniarki, szkoły czy drogi.
Czytaj więcej
W roku wyborczym politycy muszą walczyć z pokusami, by nie ulegać emocjom. Szkodliwym dla ich celów.
Polityczna odpowiedź na zewnętrzne wstrząsy też określa naszą przyszłość. Bez europejskiego Funduszu Odbudowy po epidemii covidu wielu pracowników znajdzie się na zielonej trawce. Data zakończenia rosyjskiej inwazji zależy od politycznej woli wielu aktorów i skali pomocy Ukrainie.