Państwo jest przecież niezbędne dla tworzenia zasad życia społecznego (sprawiedliwość), funkcjonowania gospodarki (rozwój), wreszcie dla kultury (podtrzymanie zbiorowej świadomości). Jednocześnie nasza historia to przede wszystkim doświadczenie słabości państwa (wiek XVIII), braku państwa (wiek XIX), kruchości państwa (II Rzeczpospolita), obcości państwa (PRL), wreszcie nieobecności państwa (transformacja w III RP). Stąd zapewne to obecne u nas, szczególnie po prawej stronie, przekonanie o konieczności istnienia mocnego, sprawnego państwa. Konieczność zreformowania państwa, dostosowania go do potrzeb wewnętrznych i nowych zewnętrznych zagrożeń jest oczywista. Jednak ci, którzy teraz chcieliby widzieć w państwie odpowiedź na wszystkie problemy, mogą się srogo pomylić.
Wielki kryzys finansowy, który Zachód przechodzi od 2009 roku, pokazał, że współczesne państwa nie są wszechpotężne. Funkcjonują w sytuacji współzależności i naczyń połączonych. Muszą sprostać nie tylko oczekiwaniom własnych, coraz bardziej samoświadomych społeczeństw, ale także presji ze strony rynków finansowych i zagranicznych inwestorów. To nie znaczy, że są skazane na dyktat z ich strony, ale przykład Irlandii czy Portugalii po 2010 roku pokazuje, jak łatwo czasami państwo – jako wielki pożyczkobiorca – może za sprawą wierzycieli faktycznie stracić niezależność.
Histeria, która rozpętała się u nas w związku z ratingiem Moody's, niestety więcej mówi o stanie naszych wewnętrznych emocji i politycznym konflikcie niż o tym, na ile jesteśmy świadomi zagrożeń. Państwo nas nie ochroni, jeśli nie nauczymy się, że podmiotowość oznacza zdolność do podjęcia wspólnie inteligentnej gry ze światem zewnętrznym.
Autor jest filozofem i politologiem, dyrektorem programowym Centrum Europejskiego Natolin