Od chwili napaści wojsk Putina na Ukrainę polskie społeczeństwo obywatelskie przystąpiło do niezwykłej akcji pomocy ukraińskim uchodźcom. Odruch solidarności, tym razem z małej litery, stał się wielkim dziełem społeczeństwa. Działania te objęły biednych i bogatych, inteligentów (że użyję zanikającego określenia), jak i robotników, urzędników i emerytów. W niezwykłym tempie na przejściach granicznych pojawiły się organizacje pomocowe, różnego zresztą rodzaju, chociaż te pierwsze NGO-sy były te same, jakie usiłowały wcześniej nieść pomoc uciekinierom na granicy polsko-białoruskiej. Warto na to zwrócić uwagę.
Liczba organizacji społecznych oraz organizujących się grupek sąsiedzkich, koleżeńskich itd., które przystąpiły do działania, rosła w ogromnym tempie. Przecież do Polski przyjechało dwa i pół miliona ludzi! I to głównie kobiet i dzieci. Pomieścić we własnym domu dwójkę dorosłych, to zupełnie co innego niż matkę czy matki z dziećmi, w tym malutkimi. Wielu z nich to ludzie doświadczeni straszliwie przez zbrodnicze działania wojenne putinowskiej armii.
Bardzo szybko pomoc instytucjonalną zaczęły pełnić samorządy lokalne, jeszcze raz pokazując, że to samorządowcy są niezbędną glebą demokratycznego systemu państwowego. Do tej pory działania organów państwowych są niezwykle wręcz ograniczone, często wymuszone przez opinię publiczną i opozycję. Ważną zasługą rządu i parlamentu jest ustawa, włączająca przybyłych Ukraińców w poczet obywateli Polski, z zagwarantowaniem praw i nadaniem numeru PESEL. Można mieć nadzieję, że wszyscy chętni go dostaną przed końcem okresu obowiązywania tej ustawy.
Wielki ruch pomocy
Co się stało ze społeczeństwem? Sądzę, że rozmaite lęki, bolesne ograniczenia, konieczne z powodu pandemii oraz narzucone przez antydemokratyczny rząd, nagle zostały odrzucone. Energia społeczna, tak bardzo ograniczana i zamotana w wewnętrzny i wciąż narastający konflikt między Polakami, mogła się oto pozytywnie ujawnić. Złe uczucia, choćby najbardziej uzasadnione, można było zamienić na wspólne działanie.
Już przy granicy polsko-białoruskiej okazało się, że bardzo wielu mieszkańców tych okolic, głosujących na PiS, nie mogło nie pomagać jak się tylko dało syryjskim czy afgańskim kobietom z dziećmi, ale i mężczyznom uciekającym przed śmiercią. A teraz przy granicy z Ukrainą narodził się wielki, obywatelski i samoorganizujący się ruch pomocy, który zjednoczył ludzi, przerwał w dużym stopniu (bo zapewne nie do końca) mur, do tej pory dzielący zwolenników pisowskiej władzy od reszty. Waśnie, urazy, obrazy i niechęć wzajemna utonęła, rzec można, w realnym działaniu, wspólnym, trudnym i wymagającym współpracy i koordynacji. Moim zdaniem zaczęła się formować nowa wspólnota społeczna: solidarność wspólnej pracy dla uchodźców z Ukrainy.