Gdyby nie członkostwo w sojuszu atlantyckim i mocna w nim pozycja Polski budowana od połowy lat 90., Polacy mieliby dzisiaj silne obawy o bezpieczeństwo własnego państwa. Możemy się cieszyć, że dzięki zabiegom poprzednich rządów nasi sojusznicy zdecydowali się wzmocnić naszą obronność na kierunku wschodnim. Ma to szczególne znaczenie w obliczu wzrostu agresywnych poczynań Rosji.
Tymczasem rząd Prawa i Sprawiedliwości działa dokładnie odwrotnie; dwoi się i troi, aby osłabić bezpieczeństwo Polski. Jest sprawą oczywistą, że bezpieczeństwo państwa zależy przede wszystkim od tego, co się dzieje wewnątrz. A obecnie fundamenty tego bezpieczeństwa są psute na różne sposoby. Tutaj zostaną wskazane tylko trzy z nich.
Niepoczytalność polityczna ministra
Po pierwsze, w sferze obronności właściwej. Trzeba wyjątkowego lekceważenia bezpieczeństwa Polski, aby ministrem obrony w tych trudnych czasach uczynić osobę od lat znaną z niskiej politycznej poczytalności. Poczynania i wypowiedzi już po objęciu funkcji ministra przez Antoniego Macierewicza jedynie potwierdzają tę reputację. Także brak kompetencji jest tu dotkliwy, ale byłby może do uleczenia, gdyby nie prezentowane przez ministra wyobrażenia o obronności rodem z XIX wieku. Z rosnącym zdumieniem Polacy mogą się dowiadywać, że cała para kierownika resortu i jego ekipy idzie w wizerunkowy gwizdek. Chodzi o oprawę propagandowo-medialną, której głównym tworzywem jest kilka pieczołowicie rekonstruowanych historycznych klęsk, katastrof, przedmioty kultu religijnego oraz czarny PR w stosunku do oczywistych osiągnięć wolnej Polski.
Zamiast realizacji potrzebnych i wcześniej przygotowanych programów modernizacyjnych, mamy zamiłowanie do obrony terytorialnej w wersji z czasów braku niepodległości. Owszem, Polska była mocna, jeśli chodzi o koncepcje wojny ludowej czy partyzanckiej (świetne prace Karola Stolzmana czy Henryka Kamieńskiego), ale to była odpowiedź na sytuację naszego kraju w XIX wieku.
Ten groźny anachronizm w myśleniu o bezpieczeństwie Polski potwierdza zamiar przekształcenia AON w akademię sztuki wojennej. Zamiast działać na rzecz bezpieczeństwa, obecnie rządzącym wojna jest w głowie, co podpierają anachronicznie rozumianą sentencją „Si vis pacem, para bellum" („Chcesz pokoju, szykuj się do wojny"). Przez miłosierdzie przemilczę planowaną obsadę kadrową nowej akademii wojny. Szykuje się nam coś, co z bólem na podstawie wcześniejszych doświadczeń dawało Marianowi Hemarowi asumpt do opisywania Polski jako kraju, gdzie „cud jest strategią, a pieśń jest komendą". Takich szkodników Józef Piłsudski, do którego się chętnie odwołują, nie posłałby nawet do Berezy, bo byłaby to dla nich niezasłużona nobilitacja.