Kuźniar: Państwo "gorszego sortu"

Zamiast działać na rzecz bezpieczeństwa, obecnie rządzącym wojna w głowie, co podpierają anachronicznie rozumianą sentencją „Chcesz pokoju, szykuj się do wojny" – pisze były doradca prezydenta RP Bronisława Komorowskiego

Aktualizacja: 16.06.2016 23:56 Publikacja: 15.06.2016 19:18

Kuźniar: Państwo "gorszego sortu"

Gdyby nie członkostwo w sojuszu atlantyckim i mocna w nim pozycja Polski budowana od połowy lat 90., Polacy mieliby dzisiaj silne obawy o bezpieczeństwo własnego państwa. Możemy się cieszyć, że dzięki zabiegom poprzednich rządów nasi sojusznicy zdecydowali się wzmocnić naszą obronność na kierunku wschodnim. Ma to szczególne znaczenie w obliczu wzrostu agresywnych poczynań Rosji.

Tymczasem rząd Prawa i Sprawiedliwości działa dokładnie odwrotnie; dwoi się i troi, aby osłabić bezpieczeństwo Polski. Jest sprawą oczywistą, że bezpieczeństwo państwa zależy przede wszystkim od tego, co się dzieje wewnątrz. A obecnie fundamenty tego bezpieczeństwa są psute na różne sposoby. Tutaj zostaną wskazane tylko trzy z nich.

Niepoczytalność polityczna ministra

Po pierwsze, w sferze obronności właściwej. Trzeba wyjątkowego lekceważenia bezpieczeństwa Polski, aby ministrem obrony w tych trudnych czasach uczynić osobę od lat znaną z niskiej politycznej poczytalności. Poczynania i wypowiedzi już po objęciu funkcji ministra przez Antoniego Macierewicza jedynie potwierdzają tę reputację. Także brak kompetencji jest tu dotkliwy, ale byłby może do uleczenia, gdyby nie prezentowane przez ministra wyobrażenia o obronności rodem z XIX wieku. Z rosnącym zdumieniem Polacy mogą się dowiadywać, że cała para kierownika resortu i jego ekipy idzie w wizerunkowy gwizdek. Chodzi o oprawę propagandowo-medialną, której głównym tworzywem jest kilka pieczołowicie rekonstruowanych historycznych klęsk, katastrof, przedmioty kultu religijnego oraz czarny PR w stosunku do oczywistych osiągnięć wolnej Polski.

Zamiast realizacji potrzebnych i wcześniej przygotowanych programów modernizacyjnych, mamy zamiłowanie do obrony terytorialnej w wersji z czasów braku niepodległości. Owszem, Polska była mocna, jeśli chodzi o koncepcje wojny ludowej czy partyzanckiej (świetne prace Karola Stolzmana czy Henryka Kamieńskiego), ale to była odpowiedź na sytuację naszego kraju w XIX wieku.

Ten groźny anachronizm w myśleniu o bezpieczeństwie Polski potwierdza zamiar przekształcenia AON w akademię sztuki wojennej. Zamiast działać na rzecz bezpieczeństwa, obecnie rządzącym wojna jest w głowie, co podpierają anachronicznie rozumianą sentencją „Si vis pacem, para bellum" („Chcesz pokoju, szykuj się do wojny"). Przez miłosierdzie przemilczę planowaną obsadę kadrową nowej akademii wojny. Szykuje się nam coś, co z bólem na podstawie wcześniejszych doświadczeń dawało Marianowi Hemarowi asumpt do opisywania Polski jako kraju, gdzie „cud jest strategią, a pieśń jest komendą". Takich szkodników Józef Piłsudski, do którego się chętnie odwołują, nie posłałby nawet do Berezy, bo byłaby to dla nich niezasłużona nobilitacja.

Jest rzeczą zadziwiającą, że ta ponura parodia polityki obronnej nie spotyka się z żadną reakcją prezydenta Andrzeja Dudy (jego urzędu), który ma przecież konstytucyjne obowiązki w odniesieniu do bezpieczeństwa państwa. Wytłumaczenia są dwa: albo podziela ten kierunek myślenia i działania, albo jest bezradny, bowiem rzeczywistą władzę w tym zakresie sprawuje kto inny. I nie jest to premier.

Plugawy język obozu władzy

Po drugie, równie oczywistą wagę dla sprawy bezpieczeństwa ma sytuacja polityczna i społeczna w państwie. Chodzi o stabilność i spójność społeczną, która znajduje odzwierciedlenie w cywilizowanych formach życia politycznego. Służą temu rozwinięte w państwach zachodnich normy i mechanizmy demokracji. Służą one nie tylko reprezentacji różnych oczekiwań i interesów w polityce, ale też zapobiegają destabilizacji państwa i narażaniu go na zagrożenia.

Poczynania obozu rządzącego idą w przeciwnym kierunku. Zamiast polityki jedności i działania na rzecz dobra wspólnego widzimy upodobanie do polityki podziałów i konfliktu. Próbuje się wytworzyć w polskim społeczeństwie podziały klasowe i kulturowe, podobnie jak czynili to komuniści w pierwszych latach sprawowania władzy. Próbuje się wszczepić w Polaków złe emocje, nienawiść i pogardę dla inaczej myślących. Polityka konfliktu to specjalność samego szefa tego obozu, ale jest ona entuzjastycznie wspomagana przez jego otoczenie.

Plugawy nierzadko język zdradza niskie instynkty oraz podobne intencje. W gorszym scenariuszu, którego na podstawie narracji obozu władzy i decyzji już podjętych nie można wykluczyć, może dojść do głębokiej destabilizacji społecznej, swoistej wojny domowej, której elementem będą zamieszki z udziałem nadzorowanych przez MON grup paramilitarnych oraz użycia siły przez służby rządowe. Temu służy nieuzasadnione zwiększanie uprawnień służb i agend reprezentujących aparat represji, paradoksalnie tłumaczone względami bezpieczeństwa. Końcowy efekt, jak pokazuje doświadczenie, jest odwrotny.

Podobieństwa ideowe, ale także na poziomie polityki realnej, do rządów populistów w rodzaju Chaveza czy Łukaszenki zaznaczają się coraz silniej i powinny być przestrogą dla rządzących i społeczeństwa. W sytuacji geopolitycznej Polski ucierpi na tym bezpieczeństwo państwa, co do tego nie możemy mieć wątpliwości.

Spychani na peryferia

Wreszcie po trzecie, bezpieczeństwu Polski nie będzie służyć wdrażanie przez szefa partii rządzącej, wraz z uległym mu rządem i ośrodkiem prezydenckim, leninowskiej doktryny państwa i prawa. Chodzi o wyznawaną przezeń nadrzędność niczym nieograniczanego centralnego ośrodka władzy politycznej. Ma zaniknąć wykształcony w zachodnich demokracjach trójpodział władz i mechanizm wzajemnego równoważenia na rzecz „kierowniczej roli" centralnego, a nawet pozakonstytucyjnego ośrodka decyzji politycznej.

Taki system jest miły dla centralnego ośrodka władzy politycznej. Jednak europejskie doświadczenie ostatnich stu lat pokazuje, że jest szkodliwe dla rozwoju społecznego oraz dla solidności państwa we wszystkich jego niezbędnych funkcjach, łącznie z funkcją zapewniania bezpieczeństwa.

W obecnej sytuacji Polski to nie jest tylko problem pogorszenia jakości państwa, ale przede wszystkim uczynienia go państwem drugiej kategorii („gorszego sortu") w organizacjach, które mają podstawowe znaczenie dla naszego bezpieczeństwa zewnętrznego. Już teraz jesteśmy spychani przez polski rząd na peryferia sojuszu atlantyckiego i UE. W pozimnowojennej historii NATO jeszcze nigdy nie było tak, aby sekretarz generalny i rząd głównego mocarstwa sojuszu wyrażali publiczne zaniepokojenie stanem demokracji w jednym z państw członkowskich. Z beztroską świadczącą o obniżonej zdolności do prawidłowej percepcji otoczenia obóz rządzący ignoruje te sygnały, bo przecież zaraz szczyt NATO... Pamiętajmy o czasie po szczycie NATO. To samo dotyczy UE, która pozostaje wartościowym systemem bezpieczeństwa w sferach pozamilitarnych.

Zabawa w wojsko

Kontynuacja przebudowy polskiego ustroju w kierunku autorytarnym oraz nieuchronna w takiej sytuacji polityka konfliktu wewnętrznego sprawi, że jako „chory człowiek" naszej części Europy (sami przy tym odtwarzamy podział na „lepszą" i „gorszą" Europę) nie będziemy budzić sympatii sojuszników. A nie tylko o sympatię chodzi, lecz przede wszystkim o ich przeświadczenie, że jesteśmy jednym z nich, a nie kolejną osobliwością potwierdzającą ich obawę, że bliżej nam do wzorów zaszczepionych w tej części Europy przez Związek Sowiecki. Jeśli tak, to ich zainteresowanie naszym bezpieczeństwem będzie słabnąć i efekt szczytu NATO w Warszawie, o który postarali się poprzednicy obecnie rządzących, przeminie szybciej, niż myślimy.

Absolutyzowanie efektów szczytu NATO dla naszego bezpieczeństwa – oby obecny rząd nie zdążył zniechęcić sojuszników do wycofania się z obietnic – przypomina trochę myślenie magiczne. Podobnie jak myśleniem magicznym jest redukowanie problemu bezpieczeństwa państwa do aspektu wojskowego, zwłaszcza w wydaniu grup rekonstrukcyjnych i obrony terytorialnej według anachronicznych wzorców. Zabawa w wojsko może być pożytecznym zajęciem dla chłopców w krótkich porteczkach.

Sprawy bezpieczeństwa powinny pozostawać w rękach osób dorosłych. Także w sensie kompetencji, doświadczenia, zdolności do poprawnego postrzegania sytuacji w tej dziedzinie oraz zdolności do dialogu i uwzględniania argumentów pochodzących także spoza własnego dogmatu. Dzisiaj Polacy mają prawo wątpić, w czyich rękach jest ich bezpieczeństwo, w czyich rękach jest bezpieczeństwo Polski.

Autor jest politologiem, profesorem nauk humanistycznych, dyplomatą. Od 2010 do 2015 roku był doradcą prezydenta Bronisława Komorowskiego ds. międzynarodowych. Obecnie jest kierownikiem Zakładu Studiów Strategicznych UW

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?