Michał Szułdrzyński: Rząd miał rację, ale nie we wszystkim

To, że Polska – niestety – nie myliła się co do intencji Putina, nie znaczy, że w sporze z Brukselą może mieć czyste sumienie.

Publikacja: 01.03.2022 21:00

Zachowanie Węgier i Viktora Orbána (na zdjęciu z Mateuszem Morawieckim) z każdym kolejnym dniem rosy

Zachowanie Węgier i Viktora Orbána (na zdjęciu z Mateuszem Morawieckim) z każdym kolejnym dniem rosyjskiej agresji pokazuje, że Budapeszt nie był romantycznym, bezinteresownym sojusznikiem Polski.

Foto: PAP/Leszek Szymański

Po brutalnej agresji Rosji na Ukrainę coraz częściej pojawia się po prawej stronie sceny politycznej wezwanie, by „Unia Europejska natychmiast zakończyła” spór z Warszawą. Zwolennicy tej tezy argumentują, że przecież okazało się, iż to Polska miała rację, jeśli idzie o Rosję, a zatem nasza moralna wyższość powinna Unię skłonić do przestania „prześladowań” polskiego rządu. Takie sądy pojawiają się szczególnie w okolicach prawej flanki obozu władzy, ziobrystów czy środowisk kojarzonych z narodowcami.

To twierdzenie – choć kuszące – opiera się jednak na wątpliwych założeniach.

Warto bowiem odpowiedzieć sobie na pytanie, co to znaczy „Polska”, i co to znaczy, że „miała rację”. Czym innym bowiem jest Polska rozumiana jako racja stanu, a czym innym – jako obecne polskie władze. Pewne sprawy nie zmieniły się bowiem po przejęciu władzy przez PiS w 2015 roku. W pewnych kwestiach rację miał obecny rząd. Ale są też i kwestie, w których racji nie miał.

Czytaj więcej

Jak wojna na Ukrainie zmieni polską politykę?

Po aneksji Krymu w 2014 roku żadna z kluczowych sił politycznych w Polsce nie miała złudzeń co do agresywnej polityki Rosji. Różniły się wyłącznie retoryką, lecz nie przekonaniem co do planów Putina. Dlatego też żadna z nich (ani PiS, ani – wbrew rządowej propagandzie – PO) nie była zwolennikiem budowy Nord Stream 2, rozumiejąc, że dla Moskwy było to narzędzie wymierzone w bezpieczeństwo Ukrainy. I tutaj mieliśmy rację.

Rację miał Donald Tusk, jeżdżąc w 2014 roku po europejskich stolicach i namawiając do sankcji za aneksję Krymu. Rację miał premier Mateusz Morawiecki czy prezydent Andrzej Duda, którzy przed rosyjską agresją, ale też i po jej rozpoczęciu realizują polską rację stanu, wzmacniając jedność Zachodu wobec Rosji. Obecne władze miały też rację wtedy, gdy starały się od lat wzmacniać solidarność regionu poprzez format Trójmorza czy bukaresztańskiej „dziewiątki”. Docenić należy też bezwarunkową solidarność, jaką rząd PiS okazywał państwom bałtyckim w sprawach ich bezpieczeństwa.

Niemniej są sprawy, w których obecny rząd grzeszył, i to ciężko. Zacznijmy od tak zwanej kwestii praworządności. Nikt mnie nie przekona, że prawdziwą intencją działania sędziów Izby Dyscyplinarnej SN, Julii Przyłębskiej, prokuratora Stanisława Piotrowicza czy prof. Krystyny Pawłowicz było uczynienie polskiego wymiaru sprawiedliwości obiektywnie lepszym, a nie podporządkowanie go władzy politycznej. W tym sensie było to działanie antyzachodnie, realizujące w Polsce agendę Wschodu, podobnie jak medialne nagonki na środowiska LGBT. Nie miało to nic wspólnego z „chrześcijańską kontrrewolucją”.

Czytaj więcej

Zybertowicz: Dla Zachodu ważniejsze było ile jest genderów, niż zastanowienie, kogo korumpuje Putin

Dochodzi tu także kwestia sojuszników. Zachowanie Węgier i Viktora Orbána z każdym kolejnym dniem rosyjskiej agresji pokazuje, że Budapeszt nie był romantycznym, bezinteresownym sojusznikiem Polski, lecz wykonawcą planów Putina rozbijania jedności i solidarności Europy. Moralna kompromitacja części sojuszników PiS, m.in. Marine Le Pen, pokazuje, że było to złe towarzystwo, któremu wcale nie zależało – wbrew deklaracjom PiS – na polskiej suwerenności. Wręcz przeciwnie – były to siły antyzachodnie, antyatlantyckie i antyamerykańskie, mające ambicje fundamentalnie sprzeczne z geopolitycznymi interesami Polski.

To samo dotyczy obsesyjnej antyniemieckości części prawicy. Berlin długo zdawał się nie dostrzegać zagrożenia ze strony Putina, ociągał się z sankcjami. Ale gdy przyszła chwila próby, zmienił – w przeciwieństwie do Budapesztu – zdanie. Dziś w polskim interesie jest zacieśnianie relacji z Niemcami, które zapowiedziały plan wielkich inwestycji militarnych zwiększających także nasze bezpieczeństwo, a nie dawać upust antyniemieckim emocjom. Jeśli przypomnimy sobie, że tydzień temu Patryk Jaki przekonywał, że Niemcy wobec Polski mają takie plany, jak Rosja wobec Ukrainy, widzimy skalę kompromitacji tej obsesji.

Gdyby Bruksela powiedziałaby dziś, że wycofuje się ze wszystkich zastrzeżeń wobec Polski, najbardziej ucieszyłaby antyzachodnich harcowników spod znaku Solidarnej Polski i narodowców, bo de facto usankcjonowałaby ich szkodliwe działanie. Co nie znaczy, że nie powinno szybko dojść do kompromisu z Komisją Europejską. Kompromis nie polega jednak na tym, że Unia stwierdzi, że rację miał Janusz Kowalski, Patryk Jaki czy Robert Bąkiewicz. Bo jej po prostu nie mieli.

Po brutalnej agresji Rosji na Ukrainę coraz częściej pojawia się po prawej stronie sceny politycznej wezwanie, by „Unia Europejska natychmiast zakończyła” spór z Warszawą. Zwolennicy tej tezy argumentują, że przecież okazało się, iż to Polska miała rację, jeśli idzie o Rosję, a zatem nasza moralna wyższość powinna Unię skłonić do przestania „prześladowań” polskiego rządu. Takie sądy pojawiają się szczególnie w okolicach prawej flanki obozu władzy, ziobrystów czy środowisk kojarzonych z narodowcami.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Przyszłość Ukrainy jest testem dla Europy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa