Estera Flieger: Nie likwidujcie IPN

Opozycja chce oddać politykę historyczną walkowerem. Wzmacnia przekaz, z którym prawica szła po władzę: o grzechu zaniechania liberałów - pisze publicystka.

Publikacja: 14.02.2021 21:00

Estera Flieger: Nie likwidujcie IPN

Foto: Fotorzepa, Grzegorz Hawalej

Pomysł likwidacji IPN jest właściwie tak stary jak on sam. Tymczasem nawet niechętny powstaniu Instytutu prezydent Aleksander Kwaśniewski zmienił zdanie, kiedy SLD postulowała to w 2001 r. Zresztą wtedy IPN uratowało również to, że celująco zdał najważniejszy w swojej historii egzamin w sprawie Jedwabnego; nie jestem w stanie sobie nawet wyobrazić, co byłoby, gdyby takiej instytucji wówczas zabrakło.

Lenistwo gablotek

Dewastacja: tym słowem podsumowałabym dobiegającą końca kadencję prezesa IPN Jarosława Szarka. Wykończył pluralizm, instytucję przekształcił w wasala partii rządzącej (trzy lata temu przy jego zupełnej bierności PiS uwikłał Instytut w koszmarną nowelizację ustawy o nim, a w konsekwencji w jeden z największych kryzysów dyplomatycznych po 1989 r.). Za symboliczne uznaję to, że IPN Szarka zaprzepaszcza własne dziedzictwo, a w imię narracyjnych interesów Zjednoczonej Prawicy igra z rewizjonizmem i podważa zaufanie do państwa, bo tym było niekonsultowane z pionem prokuratorskim opublikowanie w 2019 r. na stronie internetowej instytucji oświadczenia podważającego wyniki własnego – co warte podkreślenia – śledztwa z 2005 r. ws. zbrodni w Zaleszanach, Puchałach Starych i Zaniach, za które odpowiadała 3. Wileńska Brygada Narodowego Zjednoczenia Wojskowego dowodzona przez kpt. Romualda Rajsa „Burego" (łącznie zginęło 79 osób, w tym 30 białoruskich furmanów, wśród ofiar były kobiety i dzieci), co skończyło się kolejnym międzynarodowym skandalem. A mimo to będę bronić idei istnienia Instytutu.

W III RP nie znaleziono dla historii właściwej formuły. Jest jej w przestrzeni publicznej albo za dużo, albo za mało. Nie stanowi podstawy wychowania obywatelskiego. A przy zaniku debaty, obie strony sporu projektują na nią własne poglądy polityczne. Pytanie o to, czy likwidować IPN, jest więc również pytaniem, czy prowadzić politykę historyczną w ogóle. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że politykom, którzy są przekonani o konieczności likwidacji Instytutu, towarzyszy – mylne zresztą – przekonanie, że będzie robić się sama. Albo, co gorsze, że jest ona zbyteczna. Brakuje namysłu nad tym, jak w ogóle powinna wyglądać. A nierobienie polityki historycznej jest również polityką historyczną – w wydaniu najgorszym z możliwych. „Oddali historię i weszli w lenistwo gablotek” – pisał Zbigniew Herbert („Ci którzy przegrali”).

Opowieść o Polsce

Wraz z likwidacją IPN, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, mają zniknąć wszystkie utożsamiane z nim problemy, a zwłaszcza dominacja prawicy na polu polityki pamięci. Jej manipulacyjna, zerojedynkowa, agresywna i wykluczająca ze wspólnoty narracja ma zostać zmarginalizowana w momencie zgaszenia światła w instytutowych pokojach. To myślenie dzieci, które zasłaniając oczy podczas zabawy, są przekonane, że ich nie widać. Odwrócenie skutków szkodliwej polityki historycznej wymaga działania na poziomie instytucjonalnym. Opozycji tymczasem i w tym obszarze brakuje pomysłu na opowiedzenie Polski.

Argument o kosztach jest zaś czystej wody populizmem, choć budżetowanie tej instytucji powinno wrócić do normalnego poziomu, bo obecnie wydaje się na nią za dużo, a efekty są wprost odwrotnie proporcjonalne (Instytut ma najwięcej pieniędzy w swojej ponad 20-letniej historii, a działa najmniej efektywnie). Ale sama operacja likwidacji będzie bardzo kosztowna. Za szczególnie naiwny i drogi w realizacji uważam pomysł włączenia zasobów w Archiwum Państwowe. Po pierwsze, zaprzecza to idei niezależności archiwum IPN od sieci państwowej podlegającej resortowi kultury, po drugie, wyłącza materiały z badań na długie lata.

Po likwidacji Instytutu nie zniknęłyby też jego zadania. Wciąż będzie istnieć potrzeba instytucjonalizacji i koordynacji polityki historycznej – tej wewnętrznej i zewnętrznej (tzw. soft power). Nie ma w tym nic nadzwyczajnego: to światowy standard. Tymczasem rzadko słyszę, co zamiast IPN. Zwolennicy likwidacji wymieniają wyłącznie jego porażki, ignorując liczne sukcesy. Tych, owszem, w ostatnich pięciu latach brakuje, ale wciąż prowadzone są tu badania, które nie mają szans rozwijać się nigdzie indziej.

Prawidłowo działający Instytut wciąż może łączyć cechy urzędu, instytucji edukacyjnej (szczególnie – poprzez sieć oddziałów – na poziomie regionalnym, a jest to dużą potrzebą, bo brakuje wiedzy o regionie w programach szkół) i badawczej. A także agendy zagranicznej i agencji PR-owej. Tymczasem Zjednoczona Prawica, której brakuje myślenia o państwie w perspektywie szerszej niż interes koalicji, zamiast wzmacniać instytucje, konsekwentnie je osłabia, przekształcając w partyjne przybudówki, a do tego mnoży byty: i tak zadania agendy zagranicznej Instytutu realizuje Instytut Pileckiego (w Berlinie), agencji PR-owej zaś Polska Fundacja Narodowa. O ile pierwsza z wymienionych instytucji działa, druga, w którą pompuje się ciężkie miliony, jest synonimem wizerunkowej porażki. Jestem przekonana, że żadna z nich nie byłaby potrzebna, gdyby Instytut był lepiej zarządzany, a jego szefostwo miało na niego jakikolwiek pomysł. I mógłby w tym zakresie działać samodzielnie w ramach przyznanego budżetu; dziś zwyczajnie jest źle zarządzany. Widzę pole dla naprawy, choć będzie trudna bez głębokich, a wręcz drastycznych, zmian personalnych.

Państwo jako idea

Polityka pamięci wymaga kompleksowego namysłu: odpowiedzi na pytanie, po co nam dziś historia, przeglądu instytucji, dobrych rozwiązań ustawowych, debaty o programie nauczania itd. Musimy się odnaleźć w wielościach wrażliwości historycznych i zacząć ze sobą znowu rozmawiać. W realiach wojny polsko-polskiej brzmi to jak utopia. Źle stałoby się jednak, gdyby – idąc po linii najmniejszego oporu – opozycja Instytut zlikwidowała lub przekształciła tym razem we własną agendę, a nie narzędzie odbudowy wspólnoty narodowej.

Nie jestem optymistką również co do najbliższej przyszłości IPN: prawdopodobnie przez najbliższe miesiące będziemy oglądać spór wewnątrz koalicji rządzącej, jak również na linii z opozycją o powołanie kolejnego prezesa, a nazwiska, które pojawiają się na giełdzie nijak nie gwarantują naprawy instytucji. Opozycja, chcąc likwidacji IPN, oddaje prawicy politykę historyczną walkowerem. Wzmacnia przekaz, z którym formacja Jarosława Kaczyńskiego szła po władzę: o grzechu zaniechania liberałów. Paradoks polega na tym, że partią, która zlikwiduje Instytut, będzie samo PiS – poprzez nieudolność, z jaką prowadzi tę instytucję. Prezes Kaczyński prędzej ją zaorze, niż zgodzi się na kandydata, który mógłby ją usprawnić, ale nie byłby zależny od partii.

Inna sprawa, czy w 2021 r. znalazłby się jakiś kandydat lub kandydatka, którzy mogliby liczyć na szerokie poparcie od prawa do lewa. Bardzo bym chciała. Natomiast to, co stało się z Instytutem w ostatnich latach, to wciąż niewystarczający argument dla likwidacji instytucji państwowej i daleki mi w ogóle sposób myślenia o państwie jako pewnej idei.

Autorka jest szefową działu Opinie serwisu ngo.pl

Pomysł likwidacji IPN jest właściwie tak stary jak on sam. Tymczasem nawet niechętny powstaniu Instytutu prezydent Aleksander Kwaśniewski zmienił zdanie, kiedy SLD postulowała to w 2001 r. Zresztą wtedy IPN uratowało również to, że celująco zdał najważniejszy w swojej historii egzamin w sprawie Jedwabnego; nie jestem w stanie sobie nawet wyobrazić, co byłoby, gdyby takiej instytucji wówczas zabrakło.

Lenistwo gablotek

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Strzembosz: Czego chcemy od Europy?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Warzecha: Co Ostatnie Pokolenie ma wspólnego z obywatelskim nieposłuszeństwem