Wiemy już, że 21 października odbędą się wybory samorządowe. Potem do Parlamentu Europejskiego, prezydenckie i na finał parlamentarne. Jak zwykle będzie to niewiele interesowało 30–40 proc. Polaków – to smutny relikt wytrwałej pracy „kierownictwa partyjno-państwowego” z lat komunizmu nad demobilizacją Polaków. Pozostali trafią na celownik partii, a te mają na polowanie na wyborców wielkie pieniądze. W dzisiejszych czasach najważniejsze są w kampanii dwie rzeczy: pieniądze i emocje. A jeśli emocje, to gorące: fałszywe informacje, pomówienia, szczucie w mediach społecznościowych, nagonki – to współczesne wyborcze abecadło.
Jeśli coś jeszcze może nas ochronić jako naród przed szaleństwem, to pewność systemu wyborczego. To jeden z elementów, w których styka się interes PiS, PO i innych graczy: kto wygra, powinien mieć pewność, że nikt wyniku nie będzie kwestionował. W ostatnich latach zmieniło się dużo w systemie organizacji wyborów – praktycznie na każdym etapie ich przygotowania będzie inaczej, niż było. Do tego jesteśmy w epicentrum politycznej walki o Sąd Najwyższy. Pozostaje tylko ordynacja.
Zapewne wyniki obozu władzy w badaniach opinii publicznej nie są takie, jakich się spodziewano na Nowogrodzkiej, choć przecież i tak są całkiem niezłe. Każda władza ma pokusę, by rzutem na taśmę zmienić ordynację, coś poprzesuwać w okręgach wyborczych, w sposobie liczenia głosów, bo liczy, że coś na tym ugra. Byłby to najgorszy błąd. Polskie wybory zapewne będą dokładnie obserwowane przez zachodni świat. Dobrze mieć w pamięci doświadczenie z książeczką sprzed pięciu lat. Wyniki badań opinii publicznej wskazują, że różnica pomiędzy partiami może być niewielka. Jeśli do tego, co już mamy, będzie teraz zmieniana jeszcze ordynacja, pojawi się dodatkowe pole do protestów. Dobrze by było, by prezydenckie weto do zmian w ordynacji do PE położyło kres kombinowaniu z ordynacją.
„Dobra zmiana” trwa już niemal trzy lata. Kto miał się do niej przekonać, już się przekonał. Jeśli się rozczarował, trudno go będzie przekabacić z powrotem. Obozowi władzy wypada życzyć, by wyobraził sobie świat po przegranych przez siebie wyborach. A opozycji? Potrzebuje przede wszystkim optymizmu i nadziei. Opozycja bez nadziei na zwycięstwo to opozycja beznadziejna – dla wszystkich. A nawet władza potrzebuje opozycji. Tak działa demokracja, tak działa republika.