„Kapuściński non-fiction" – od paru tygodni trwa podniecenie wokół tej "obrazoburczej" książki. Zastanawiano się, czym zaskoczy nas autor biografii słynnego reportażysty Artur Domosławski. Sprawami lustracyjnymi, skandalami obyczajowymi? A może opowieściami o małżeństwie Ryszarda Kapuścińskiego i o jego relacjach z córką? Tajemniczo sugerowano, że niepokorna biografia nie spodoba się ani lustracyjnym inkwizytorom, ani apologetom "cesarza reportażu".
[wyimek] [b][link=http://blog.rp.pl/semka/2010/02/23/pochwala-peerelowskiego-konformizmu/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Wydana przez Świat Książki publikacja to aż 560 stron, ale czyta się ją wartko. Autor objechał pół globu i włożył w książkę wiele pracy. Pozostawię moim kolegom, specjalistom od literaturoznawstwa, ocenę fragmentów o warsztacie pisarza, o związku jego reportaży z faktami czy o micie, jaki sam wokół siebie tworzył. Moją uwagę przykuły rozdziały poświęcone karierze Kapuścińskiego w PRL i jego związkom z komunistycznymi służbami specjalnymi. Zaskakują, ale nie surowością ocen. Na odwrót – są pochwałą konformizmu życia w PRL.
[srodtytul]Lojalny członek partii[/srodtytul]
Zacznijmy od rozdziału "W korytarzach władzy". Artur Domosławski z pytaniem o losy Ryszarda Kapuścińskiego zwraca się do ostatnich jeszcze żyjących dygnitarzy PRL. A ci pamiętają pisarza całkiem dobrze. Kapuściński pracował w "Polityce" u Mieczysława Rakowskiego – Domosławski tygodnik komunistycznych liberałów kreuje na pismo nieomal antysystemowe. Tyle tylko, że na początku lat 60. inna pezetpeerowska frakcja – "partyzantów" - zaczyna rosnąć w siłę. Kapuściński więc, jakby na złość Domosławskiemu, przepływa w jej orbitę. Zbliża się do moczarowców. Jego przyjacielem i mentorem jest partyjny aparatczyk Ryszard Frelek. Finałem będzie porzucenie "Polityki" i przejście do bliższej "partyzantom" "Kultury" w 1967 roku.