Sikorski gra ostro

Zmiana sposobu negocjacji z Amerykanami w sprawie tarczy może być dobrym krokiem. O ile celem rządu Tuska jest porozumienie z USA, a nie zapewnienie sobie sympatii w kraju i w Europie – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 21.01.2008 12:54 Publikacja: 21.01.2008 02:06

Amerykanie z dużym zdziwieniem zareagowali na zmianę polskiego stanowiska w sprawie tarczy antyrakietowej. Najwyraźniej wcześniejszych zapowiedzi polityków Platformy Obywatelskiej nie traktowali zbyt poważnie. Liczyli na to, że bezwarunkowa niemal miłość Warszawy do Waszyngtonu jest wieczna.

O tym zaskoczeniu świadczą wypowiedzi przedstawicieli amerykańskiej administracji, a także błyskawiczna wizyta w Warszawie podsekretarza stanu USA Daniela Frieda, który odwiedził nasze MSZ i prezydenta Kaczyńskiego chwilę po tym, jak Bogdan Klich przedstawił w Waszyngtonie polskie warunki. Tak szybka wizyta nie jest normalną praktyką.

Kiedy po raz pierwszy pojawił się amerykański pomysł tarczy antyrakietowej i polskiego w nim uczestnictwa, większość klasy politycznej, a w każdym razie jej postsolidarnościowej części, była mniej więcej przekonana, że powinniśmy wziąć udział w tym projekcie. Zwyciężył pogląd, że im bardziej będziemy wpleceni w międzynarodowy system bezpieczeństwa, im bardziej trwały będzie nasz związek z Waszyngtonem, tym lepiej dla naszego bezpieczeństwa. Proste zestawienie naszych doświadczeń historycznych z potęgą militarną Stanów Zjednoczonych podpowiada, że amerykańska infrastruktura militarna w naszym kraju może być czynnikiem zabezpieczającym nas.

Z tym przekonaniem ekipa PiS, kiedy doszła do władzy, bardzo ochoczo przystąpiła do rozmów z Waszyngtonem. Rząd PiS stawiał z jednej strony liczne warunki, ale z drugiej premier Jarosław Kaczyński, praktycznie zanim jeszcze rozpoczęły się negocjacje, zadeklarował, że Polska jest zainteresowana przystąpieniem do tego projektu. Amerykańska administracja wiedziała więc, że nie natrafi na specjalny opór w Warszawie, a polski rząd nie będzie upierał się przy wygórowanych warunkach.

Tusk musi zdecydować: ważniejsze jest dla niego bezpieczeństwo państwa czy popularność premiera i rządu

I ówczesny premier, i prezydent mają i mieli dość jasną wizję tego, gdzie są zagrożenia i na czym powinniśmy oprzeć nasze narodowe bezpieczeństwo. Ten jednoznaczny pogląd, bardzo jednoznaczny kurs proamerykański nie wywoływał zresztą specjalnych kontrowersji. Choć według rozmaitych pogłosek właśnie sposób prowadzenia rozmów z Amerykanami poróżnił braci Kaczyńskich z ówczesnym szefem MON Radosławem Sikorskim.

To odmienne podejście Sikorskiego okazało się bliskie poglądom polityków Platformy, którzy jeszcze będąc w opozycji, przyjęli otwarte stanowisko w tej sprawie, tzn. uzależnili swój stosunek do projektu od ostatecznego wyniku negocjacji i warunków, które przedstawią nam Amerykanie.

W tej akurat kwestii rząd Tuska zaczął działać zgodnie ze swoimi zapowiedziami. W Waszyngtonie spodziewano się jednak, że nowy rząd, podobnie jak poprzedni, oficjalnie będzie stawiał twarde warunki, ale w końcu przystanie na propozycje Waszyngtonu. Amerykańscy politycy po prostu nie przyjęli do wiadomości, że Warszawa może na poważnie zmienić swoje stanowisko.

Pierwszym zaskoczeniem dla Amerykanów było podjęcie decyzji w sprawie zakończenia misji w Iraku. Próby wpłynięcia na zmianę stanowiska Warszawy nie odniosły skutku. Teraz wizyta ministra Bogdana Klicha w Ameryce była tego potwierdzeniem i – zdaje się – wywołała lekki szok w stolicy USA.Rząd Donalda Tuska liczy na to, że administracja republikanów chce przed zakończeniem swojej kadencji odnieść sukces i nie pozwoli sobie na to, by ten najpewniejszy koalicjant z Europy Środkowej nagle odstąpił od projektu. Poza tym będąc u kresu swoich rządów, może być im łatwiej pójść na ustępstwa, bo rachunki płacić będą następcy.

Taktyka zaprojektowana przez Sikorskiego wydaje się właściwa, choć zawiera w sobie pewien element ryzyka. Bo po prostu możemy przelicytować. Negocjacje mogą przeciągnąć się do końca kadencji obecnego prezydenta, a co zrobią demokraci (jeśli to ich przedstawiciel wygra), tego do końca nie wiemy.

Dobrze, że domagamy się od Amerykanów wszelkich zabezpieczeń, militarnych i politycznych. Nie ma też niczego złego w tym, że polskie MSZ dopuszcza rozmowę na ten temat z Rosjanami. Nasze otwarcie na Moskwę Amerykanie zapewne przyjmują dobrze.

Jeśli cel uda się osiągnąć, Amerykanie pójdą na kompromis, będziemy mieć i tarczę, i nie będziemy musieli za nią płacić i dostaniemy rakiety oraz polityczne wsparcie w wybranych przez nas sprawach – to świetnie. To będzie duży sukces.

Ale jeżeli deklarowane przez naszą stronę podejście, także w nieoficjalnych rozmowach, że „my przecież nic nie musimy”, „możemy mieć tarczę, ale bez niej też przeżyjemy” nigdy się nie zmieni, to rzeczywiście projekt może upaść. Elastyczność potrzebna jest więc po obu stronach.

Tarcza antyrakietowa może być najważniejszym elementem naszego bezpieczeństwa narodowego od czasów wejścia Polski do NATO

Zmiana polskiej taktyki negocjacyjnej jest słuszna, pod warunkiem wszakże, iż zachowamy wystarczającą czujność i w rozmowach z Waszyngtonem, i z Moskwą. I nie przegapimy momentu, w którym trzeba będzie z czegoś się wycofać. Bo tarcza antyrakietowa, po wejściu do NATO, może być najważniejszym elementem naszego bezpieczeństwa narodowego.I choć niecała opinia publiczna jest do tego przekonana, to przywódcy kraju muszą sobie z tego zdawać sprawę. Pytanie, czy Donald Tusk okaże się wystarczająco wyczulony na te kwestie. Wiadomo wszak, że opinia publiczna w Polsce nie jest już tak przychylna projektowi tarczy. Twarda postawa wobec Amerykanów nabija więc dziś rządowi punkty w sondażach. Czy rządzący nie uznają, że dla zdobycia wysokiego poparcia w kraju oraz sympatii wśród europejskich elit nie warto sobie tego projektu odpuścić? Czy problem wizerunku premiera i jego rządu nie okaże się ważniejszy od bezpieczeństwa państwa?

Amerykanie z dużym zdziwieniem zareagowali na zmianę polskiego stanowiska w sprawie tarczy antyrakietowej. Najwyraźniej wcześniejszych zapowiedzi polityków Platformy Obywatelskiej nie traktowali zbyt poważnie. Liczyli na to, że bezwarunkowa niemal miłość Warszawy do Waszyngtonu jest wieczna.

O tym zaskoczeniu świadczą wypowiedzi przedstawicieli amerykańskiej administracji, a także błyskawiczna wizyta w Warszawie podsekretarza stanu USA Daniela Frieda, który odwiedził nasze MSZ i prezydenta Kaczyńskiego chwilę po tym, jak Bogdan Klich przedstawił w Waszyngtonie polskie warunki. Tak szybka wizyta nie jest normalną praktyką.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?