Długo wyczekiwana wizyta premiera Donalda Tuska na Ukrainie to wydarzenie ważne, które być może sprawi, że między premierem polskim i ukraińskim wytworzy się pewna nić sympatii czy też – jak to się potocznie mawia – pewna chemia. Bo wbrew temu, co dziś usiłuje wmówić nam PiS, poprzedni premier Jarosław Kaczyński wcale nie miał pod tym względem szczególnie dobrych wyników.
Tak naprawdę krytyka polityki wschodniej obecnego rządu nie jest poparta żadnymi konkretnymi argumentami, poza tym jednym – dotyczącym kolejności wizyt premiera Donalda Tuska. Przyznam, że osobiście także wolałbym, aby premier pojechał na Ukrainę nieco wcześniej, co pozwoliłoby uniknąć wielu nieporozumień i oskarżeń o lekceważenie Kijowa, ale nie jestem pewien, czy wszyscy krytycy zdają sobie sprawę z kłopotów wewnętrznych związanych z funkcjonowaniem najwyższych władz państwowych, z którymi boryka się Ukraina, toteż jestem w stanie zrozumieć ów brak pośpiechu polskiego rządu.
Dla porównania – polityka poprzedniego rządu wobec Ukrainy rozwijała się tylko na poziomie werbalnym, a w praktyce wyglądało to zdecydowanie gorzej. Wiedzieliśmy przecież – i wiemy – że dla Ukraińców szalenie istotną sprawą była kwestia wiz i możliwości podróży do Polski.
Problem ten jednak został podjęty i ostatecznie rozwiązany dopiero teraz, z dużym opóźnieniem, czemu towarzyszyło rozgoryczenie, żal i pretensje naszych wschodnich sąsiadów. A przecież PiS mógł to zrobić znacznie wcześniej. O tym, że wchodzimy do Schengen, nie dowiedzieliśmy się przecież wczoraj. Odpowiednio wcześniej można było podjąć konkretne rozmowy, przygotować umowę, która czekałaby tylko na podpisanie natychmiast po wejściu do Schengen. Łatwiej jednak mówić o przyjaźni i ciepłych relacjach, niż udowadniać to czynem.
Zarzuty w rodzaju: rządowi brakuje spójnej wizji polityki wschodniej, były formułowane wobec każdego chyba nowego rządu – mówiąc językiem piłkarskim, to stały element politycznej gry. Jednak ci, którzy takich argumentów używają, zapominają czasem, że w stosunku do niektórych krajów nie dysponujemy odpowiednimi środkami działania. Bo co można zrobić w sprawie Białorusi poza tym, co do tej pory robimy?