Minister Sikorski płynie z głównym nurtem

Francja i Niemcy konsekwentnie usprawiedliwiają wszystkie rosyjskie ekscesy. Aby zrównoważyć ten promoskiewski biegun w Unii, Polska powinna zawsze dążyć do zaznaczania swojego zdania – pisze publicysta

Aktualizacja: 17.11.2008 21:27 Publikacja: 17.11.2008 21:18

Radosław Sikorski twierdzi, że mocne argumenty wobec Rosji odkłada na czas, gdy będą naprawdę potrze

Radosław Sikorski twierdzi, że mocne argumenty wobec Rosji odkłada na czas, gdy będą naprawdę potrzebne. Zdjęcie z wizyty premiera i szefa MSZ w Moskwie w lutym 2008 r.

Foto: Forum

[b]skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2008/11/17/lukasz-warzecha-minister-sikorski-plynie-z-glownym-nurtem/]blog.rp.pl[/link][/b]

Polska zgodziła się na wznowienie rozmów Unii Europejskiej z Rosją o specjalnym partnerstwie. Czy też, ściśle rzecz biorąc, podłączyła się do większości państw UE, które za wznowieniem rozmów się opowiedziały. Dlaczego? Dominowało tłumaczenie sztampowe i pozbawione treści: "z Rosją trzeba rozmawiać". Jednocześnie jednak ci sami politycy – np. brytyjski minister spraw zagranicznych David Miliband – przyznawali, że Moskwa nie wypełnia postanowień planu pokojowego dotyczącego rozwiązania konfliktu z Gruzją. W tej sytuacji na placu boju pozostała samotna Litwa ze swoim protestem.

[srodtytul]Ślepy minister[/srodtytul]

Trzeba tu dodać, że sytuacja była niejasna. Początkowo liderzy UE deklarowali, że rozmowy zostały zawieszone, a w takim razie dla ich odwieszenia konieczna byłaby zgoda wszystkich państw. Następnie pojawiły się oświadczenia, że nie nastąpiło zawieszenie, a jedynie przełożenie terminu rozmów. Tę wersję forsowały kraje, którym najbardziej zależało na ugłaskaniu Rosji i rychłym wznowieniu rozmów – czyli przede wszystkim Francja i Niemcy. I już w tym punkcie stanowcze działanie polskiej dyplomacji polegające na zjednoczeniu kilku państw sceptycznie patrzących na francusko-niemieckie prorosyjskie postępowanie mogłoby przynieść skutek. Wygląda jednak na to, że minister Sikorski nawet tego nie próbował.

Szef MSZ przedstawił uzasadnienie stanowiska rządu. Było ono łatwe do przewidzenia, jeśli się zna i obserwuje działania i wypowiedzi ministra spraw zagranicznych. Pierwsza jego część brzmi: skoro i tak nie było szans na wstrzymanie rozmów, to nie było sensu opowiadać się po stronie przegranych. Trzeba płynąć z głównym nurtem. Druga część jest następująca: Polska nie może sobie pozwolić na ugruntowywanie wizerunku państwa obsesyjnie antyrosyjskiego. Trzeba ustępować po to, żeby zachować argumenty i możliwości na okoliczności naprawdę poważne.

Oba te argumenty, choć pozornie słuszne z punktu widzenia pragmatyki polityki zagranicznej, w rzeczywistości są głęboko wadliwe. Pierwszy z nich, po który Radosław Sikorski sięga bardzo często, w istocie degraduje Polskę do rangi państw drugiego szeregu, obligując nas do konsekwentnego płynięcia z prądem i opowiadania się zawsze po stronie większości. Z tym oczywiście zastrzeżeniem, że ową większość możemy sami próbować stworzyć.

Wydaje się, że szef MSZ myli taktykę ze strategią. Istotnie, takie postępowanie, podobnie jak niezliczone koalicje ad hoc, są w Unii normalne i tego typu grę należy toczyć we wszystkich sprawach o znaczeniu taktycznym. Jednak w przypadku problemu z Rosją mamy do czynienia z kwestią o znaczeniu wybitnie strategicznym. Traktowanie jej w ten sam sposób, jak traktuje się dyrektywę o częściach zamiennych do aut albo nawet sprawy budżetowe, to kompletne nieporozumienie. W tym przypadku interes poszczególnych państw UE jest determinowany czynnikami, które nie zmienią się w długim okresie: położeniem geograficznym, historią, wzajemnymi relacjami gospodarczym.

Jest aż nazbyt jasne, że Francja i Niemcy tworzą w Unii partię prorosyjską, która konsekwentnie dąży do usprawiedliwiania wszystkich rosyjskich ekscesów i nie ma oporów przed traktowaniem własnych interesów gospodarczych z Rosją w planie ściśle bilateralnym. Położenie i sytuacja Polski są skrajnie odmienne. Jeśli minister spraw zagranicznych tego nie uwzględnia, musi być ślepy.

[srodtytul]Zdanie odrębne [/srodtytul]

Wobec stałej prorosyjskiej linii prezentowanej przez Berlin i Paryż Warszawa powinna zawsze dążyć do zaznaczania swojego zdania, choćby było to jedynie zdanie odrębne, pozbawione praktycznego znaczenia w krótkim okresie. Powinna to robić po to, aby zrównoważyć promoskiewski biegun Unii. Polityka zagraniczna nie składa się wyłącznie z działań praktycznych, o czym Sikorski wydaje się chętnie zapominać. Jej częścią są także znaczące gesty, deklaracje, słowa.

Sikorski sięga chętnie po dodatkowy argument, mówiąc, że błędem jest interpretowanie zawieszenia rozmów z Rosją o specjalnym partnerstwie jako ukarania Moskwy, bo żadna kara to dla niej nie jest. To znowu nieporozumienie. Fakt, że zawieszenie rozmów nie jest karą, powinien być oczywisty dla każdego od początku. Był to natomiast jedyny konkretny gest wobec Rosji, na jaki Unia się zdobyła po jej napaści na Gruzję. Jego znaczenie było takie: nie rozmawiamy z państwem, które zajmuje część terytorium innego suwerennego państwa, a następnie nie dotrzymuje litery porozumienia pokojowego.

Brak rozmów z Rosją był sygnałem, że UE i Rosja opowiadają się za odmiennymi systemami wartości. Polska, trwając konsekwentnie, wspólnie z Litwą, na stanowisku przeciwnym wznowieniu rozmów z Moskwą, pokazałaby, że w tej sprawie jest pryncypialna, że broni europejskich wartości, podczas gdy Paryż i Berlin są gotowe przehandlować je za uśmiech Putina. Odpuszczając, Sikorski pozbawił nas na przyszłość moralnego argumentu, który w tej akurat kwestii ma niebagatelne znaczenie.

Zajmijmy się teraz argumentem z rzekomo obsesyjnej polskiej antyrosyjskości. Po pierwsze, nasi unijni partnerzy w tym akurat przypadku doskonale zdawaliby sobie sprawę, że nie kierujemy się żadną obsesją. Wszak sami w kuluarach przyznają, że oficjalnie robią dobrą minę do złej gry, a Rosja z porozumienia pokojowego się nie wywiązuje.

Urzędnicy ministerstw spraw zagranicznych Paryża i Berlina oraz politycy obu państw doskonale rozumieją też, że z Polską różnią ich kraje doświadczenia i bieżące interesy. Argument antyrosyjskiej obsesji bywa przez nich używany jedynie w sposób całkowicie cyniczny. Trzeba go oczywiście kontrować, ale to kwestia formy, a z tym Radosław Sikorski problemów nie miewa. Jeśli twierdzi, że przed oporem wobec prorosyjskiej postawy powstrzymuje go obawa przed uznaniem Polski za kraj obsesyjnie antyrosyjski, to albo podaje łatwe i fałszywe tłumaczenie, albo sferę czysto retoryczną uznaje za rzeczywistą politykę.

Szef MSZ twierdzi, że mocne argumenty odkłada na czas, gdy będą naprawdę potrzebne. Powstaje pytanie: to znaczy na kiedy? Kiedy takie argumenty i pryncypialna postawa będzie potrzebniejsza, niż gdy Rosja zajmuje część terytorium Gruzji, szykując się prawdopodobnie do ruchów wobec Krymu i Ukrainy, a Angela Merkel i Nicolas Sarkozy wykonują pod adresem Moskwy wiernopoddańcze gesty?

[srodtytul]Żałosna parodia[/srodtytul]

Można odnieść wrażenie, że Radosław Sikorski stara się realizować politykę skrajnie pragmatyczną, na wzór tradycyjnie brytyjskiej postawy, nie bierze jednak pod uwagę odmienności naszego geopolitycznego położenia i wychodzi mu dość żałosna chwilami parodia.

Logiczne zapętlenie pokazuje kuriozalna wypowiedź w "Dzienniku": "Dzisiaj wiemy, że było to stanowisko (chodzi o wspólne oświadczenie prezydentów Polski i Litwy w sprawie wznowienia rozmów z Rosją – Ł.W.), do którego w Unii nie przyłączył się nikt, nawet pozostałe państwa bałtyckie. Demonstrowanie osamotnienia i bezsilności nie byłoby dobrym sposobem budowania naszego autorytetu międzynarodowego".

Z tego zdania wynika, że najlepszym sposobem budowania międzynarodowego autorytetu jest zawsze głosowanie z większością. Tak oczywiście można działać – jeśli się jest Luksemburgiem. Miejmy nadzieję, że celem Sikorskiego nie jest zredukowanie nas do takiej roli.

[i]Autor jest publicystą "Faktu"[/i]

[b]skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2008/11/17/lukasz-warzecha-minister-sikorski-plynie-z-glownym-nurtem/]blog.rp.pl[/link][/b]

Polska zgodziła się na wznowienie rozmów Unii Europejskiej z Rosją o specjalnym partnerstwie. Czy też, ściśle rzecz biorąc, podłączyła się do większości państw UE, które za wznowieniem rozmów się opowiedziały. Dlaczego? Dominowało tłumaczenie sztampowe i pozbawione treści: "z Rosją trzeba rozmawiać". Jednocześnie jednak ci sami politycy – np. brytyjski minister spraw zagranicznych David Miliband – przyznawali, że Moskwa nie wypełnia postanowień planu pokojowego dotyczącego rozwiązania konfliktu z Gruzją. W tej sytuacji na placu boju pozostała samotna Litwa ze swoim protestem.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Kazimierz M. Ujazdowski: Francja jest w kryzysie, ale to nie koniec V Republiki. Dlaczego ten ustrój przetrwa?
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Rafał Trzaskowski musi się odelitarnić i odciąć od rządu, żeby wygrać
analizy
Donald Trump już wstrzymuje pierwszą wojnę. Chyba
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Bezpieczeństwo, Europo! Co to znaczy dla Polski?
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: „W tym roku Ukraina przestanie istnieć”, czyli jak Putin chce pokroić Europę
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego