Kozioł ofiarny "Gazety Wyborczej"

Na marginesie opowieści o tym, jak dobry papież był skłaniany do złego przez Wandę Półtawską, dokonuje się proces namaszczenia nowych "bliskich przyjaciół" Jana Pawła II – pisze publicysta

Publikacja: 30.06.2009 19:43

Tomasz P. Terlikowski

Tomasz P. Terlikowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[b][link=http://blog.rp.pl/terlikowski/2009/06/30/koziol-ofiarny-gazety-wyborczej/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Opowieść o Wandzie Półtawskiej mogła stać się hymnem o wartości polskiej religijności, sile kobiecego serca i walki o sprawy ważne. Mogła być także fascynującą historią duchowej przyjaźni (jakich w Kościele wiele, by wspomnieć tylko św. Franciszka i św. Klarę czy Hansa Ursa von Balthasara i Adrianne von Speyer) między kapłanem, biskupem, w końcu papieżem a kobietą.

I takie elementy w serialu reporterskim Aleksandry Klich opublikowanym w „Gazecie Wyborczej" są. Ale niestety kładzie się na nich cień – próba „wypreparowania", by nie rzec wykastrowania, z myśli Jana Pawła II tego wszystkiego, co się redaktorom „GW" w papieżu nie podoba. Posłużono się metodą kozła ofiarnego, na którego barki zrzucić można wszystko, co złe, który ma odpowiadać za papieską sympatię do Radia Maryja, nauczanie o antykoncepcji czy niechęć do niektórych ze współczesnych nurtów liberalizmu. W gazetowym serialu kozłem ofiarnym stała się Wanda Półtawska.

[srodtytul]Moc tradycji [/srodtytul]

Najmocniej widać to w uparcie powracającej na łamach „GW" sugestii, że za encyklikę „Humanae vitae", która jednoznacznie odrzuciła jako grzeszną sztuczną antykoncepcję, odpowiada duet Wojtyła – Półtawska, ze szczególnym podkreśleniem roli tej ostatniej.

Gdyby nie oni, katolicy na Zachodzie nie musieliby się buntować przeciwko Pawłowi VI. Przeciwnie, byłby on dziś wychwalany jako ten, który dopuścił prezerwatywy i pigułki. Niestety, zespół z Krakowa (trzeba pamiętać, że w jego skład wchodziła nie tylko Wanda Półtawska) i kardynał Karol Wojtyła przekonali Pawła VI, by odrzucił projekt komisji teologicznej, która postulowała uznanie środków antykoncepcyjnych za dopuszczalne.

Powodem stanowiska krakowskiej komisji ma być wojenna trauma Wandy Półtawskiej, która po przeżyciach w Ravensbrück miała cierpieć na głęboką niechęć do cielesności i seksualności.

Szkopuł tylko w tym – lecz wzmianek na ten temat nie znajdziemy w opowieści reporterki „GW" – że źródłem odrzucenia antykoncepcji zarówno przez Karola Wojtyłę, jak i Wandę Półtawską było wcześniejsze nauczanie Kościoła, które zostało potwierdzone przez ich własne życiowe, duszpasterskie oraz medyczne doświadczenia i badania.

Słowem to nie Półtawska i nie „Humanae vitae" zapoczątkowały katolickie nauczanie w sprawie pigułek i prezerwatyw, lecz encyklika „Casti Connubi" Piusa XI, opierająca się na antropologii katolickiej, która swoimi korzeniami sięga pierwszych wieków chrześcijaństwa. Tej tradycji zaś papież nie ma mocy zmienić, czego reporterka „GW" zdaje się nie rozumieć. Musi być jej poddany.

[srodtytul]Głos wołającego na puszczy [/srodtytul]

Sprzeciw wobec aborcji nie jest także wyłącznie skutkiem obozowej traumy jednej kobiety. To prawda, Półtawska na własnej skórze poznała, do czego prowadzi nauka nieograniczona moralnością i do czego zdolni są ludzie chcący zaspokoić własne pragnienia. Ale to doświadczenie potwierdziło tylko prawdziwość nauczania Kościoła, a nie było jego źródłem. Uwagi pani doktor, które takim oburzeniem i zdumieniem napawają dziennikarkę „GW", są elementem – choć podanym w jednoznacznej formie – nauczania całego Kościoła.

Odrzucając metodę in vitro czy określając ją mianem techniki weterynaryjnej, Wanda Półtawska mówi dokładnie to samo, co Magisterium Kościoła. A gdy powtarza, że rodzice, którzy decydują się na aborcję swojego dziecka, torują sobie drogę do piekła, także nie odkrywa Ameryki. Przypomina jedynie starą, katechizmową prawdę, że aborcja jak każde zabójstwo niewinnego jest grzechem śmiertelnym. Bez jego odpuszczenia (w przypadku zabójstwa prenatalnego grzech skutkujący ekskomuniką odpuścić może tylko biskup) nie może być zbawienia.

Kogoś, kto przeczytał choćby encyklikę „Evangelium vitae" albo przemówienia Jana Pawła II na forum ONZ, nie zaskoczy stwierdzenie, że życie ludzkie jest zagrożone na całej ziemi. Podobnie jak porównanie aborcji do Holokaustu. O tym, że rocznie w efekcie przerywania ciąży ginie więcej ludzi niż w czasie Zagłady, i o tym, że wcześniej pozbawia się ich człowieczeństwa, określając mianem „zarodków", „płodów" czy „zbitek komórek", mówią biskupi na całym świecie, a nie tylko – jak zdaje się sugerować Aleksandra Klich – Wanda Półtawska w Lublinie.

Wszystko to jest zawarte w nauczaniu Kościoła, a „siostra Wanda" – ze swoją biografią, doświadczeniem, ale i żywym, radykalnym językiem – jest jedynie ich świadkiem, głosem wołającego na puszczy.

[srodtytul]Kanonizacja swoich [/srodtytul]

Na Wandę Półtawską zrzucona zostaje także odpowiedzialność za stosunek Jana Pawła II do pewnych nurtów hedonistycznego liberalizmu czy sympatię w pewnym okresie do Radia Maryja. To jej wpływ – sugeruje „GW" – wyjaśnia niechęć papieża do materializmu, a także krytyczne słowa o kierunku, w jakim zmierzała polska demokracja w 1991 czy 1995 roku. Ona odpowiadać ma za zły obraz Stanów Zjednoczonych w myśleniu papieża z Polski.

I znowu, nie negując możliwości wzajemnego wpływu na siebie dwojga przyjaciół, trudno nie dostrzec, że stanowisko Jana Pawła II wobec kluczowych wyzwań współczesności wyrastało z głęboko przemyślanej nauki społecznej. Jej początków trzeba szukać już u Leona XIII, który jako żywo Wandy Półtawskiej nie znał, a także z otwarcia na doświadczenie „Solidarności". To te dwa elementy składają się na całość (zawierającą także krytykę pewnych nurtów liberalizmu czy kapitalizmu), jaką znamy z papieskich encyklik czy przemówień. I to one zbliżały Ojca Świętego do „Rzeczpospolitej parafialnej", której uosobieniem było – w pewnym momencie swojej historii – Radio Maryja.

Na marginesie opowieści o tym, jak dobry papież był skłaniany do złego przez Wandę Półtawską, dokonuje się także proces namaszczenia nowych „bliskich przyjaciół" Jana Pawła II. „Takich przyjaciół jak ona papież miał wielu" – oznajmia abp Józef Życiński i żeby nikt nie miał wątpliwości, o kogo chodzi, zaraz dodaje: „na spotkaniach w Castel Gandolfo spotykali się i Leszek Kołakowski, i Krzysztof Michalski, i Adam Michnik".

Najlepszym komentarzem do tej opinii będzie pytanie: kiedy Adam Michnik wyda swoją walizkę listów od Jana Pawła II (może być ze wstępem abp. Życińskiego)? A jeśli jej nie wyda, to może dlatego, że jednak nie łączyły go z papieżem tak bliskie relacje jak Wandę Półtawską. Ale śmiech zamiera w gardle, gdy uświadomimy sobie, że w taki oto sposób tworzy się w Polsce historię, w której Adam Michnik i Leszek Kołakowski już niebawem będą przedstawiani jako najbliżsi (co tam Jerzy Ciesielski, „środowisko" czy Wanda Półtawska) przyjaciele Ojca Świętego.

[srodtytul]Przyjaciel Adama Michnika[/srodtytul]

Wymyślanie „nowych przyjaciół" staje się przydatne w projekcie przykrawania papieża na miarę „Wyborczej". Reportażowy serial miał bowiem jeden wyraźny cel – chodzi o wykastrowanie doktryny Jana Pawła II z tego wszystkiego, co nie odpowiada części opinii publicznej, i złożenie tego na karb działania mrocznych sił, z którymi nie trzeba się liczyć. Słowem, próbuje się stworzyć Jana Pawła II bez jego antropologii i teologii ciała, które przypisane zostają Wandzie Półtawskiej.

Gdy proces ten nabierze rozpędu (a już nabiera), zacznie się forsować hasło „Jan Paweł II – tak, wypaczenia, czyli Wanda Półtawska – nie". I niestety, jak pokazują wypowiedzi rozmaitych intelektualistów katolickich (by wymienić tylko Andrzeja Wielowieyskiego, o. Jacka Prusaka czy Halinę Bortnowską), wezmą w tym udział katolicy świeccy i duchowni. Efektem będzie „nowy, lepszy papież", przyjaciel Adama Michnika, a nie Wandy Półtawskiej.

Tyle tylko, że będzie to papież mający tyle wspólnego z Karolem Wojtyłą, ile wspólnego ma św. Franciszek z popkultury z prawdziwym założycielem zakonu franciszkanów.

[i]Autor jest doktorem filozofii, komentatorem tygodnika „Wprost"[/i]

[b][link=http://blog.rp.pl/terlikowski/2009/06/30/koziol-ofiarny-gazety-wyborczej/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Opowieść o Wandzie Półtawskiej mogła stać się hymnem o wartości polskiej religijności, sile kobiecego serca i walki o sprawy ważne. Mogła być także fascynującą historią duchowej przyjaźni (jakich w Kościele wiele, by wspomnieć tylko św. Franciszka i św. Klarę czy Hansa Ursa von Balthasara i Adrianne von Speyer) między kapłanem, biskupem, w końcu papieżem a kobietą.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?