Twierdzi ona, że instytucje UE wydają „miliardy euro na uprawianie propagandy”. Oczywiście autorzy raportu mają rację, podkreślając, że konieczne jest rozróżnienie między informacją a propagandą. Jednak przedstawiony przez nich obraz działań komunikacyjnych UE jest niekompletny, uproszczony i tendencyjny.
Komunikacja pełni w demokracji rolę o kapitalnym znaczeniu. Jest to dla Komisji Europejskiej – a szczególnie komisarz odpowiedzialnej za komunikację społeczną Margot Wallström i naszej Dyrekcji Generalnej – kwestia podstawowa. Mam nadzieję, że wszyscy się zgadzamy, iż opinia publiczna ma nie tylko prawo do informacji o działaniach UE, przedstawianych wnioskach legislacyjnych czy podejmowanych decyzjach, ale również do wyrażania swojej opinii na temat tego, czym Unia powinna się zajmować.
UE prowadzi największy na świecie serwis prasowy, biorąc pod uwagę liczbę akredytowanych dziennikarzy. W każdym kraju członkowskim mamy przedstawicielstwa. Jednak komunikacja społeczna nie polega jedynie na organizowaniu konferencji prasowych, udzielaniu wywiadów i rozdawaniu ulotek czy innych publikacji. Komunikacja społeczna w demokracji musi znaczyć tyle samo co dialog. A dialog musi angażować społeczeństwo obywatelskie, związki zawodowe, parlamenty narodowe, partie polityczne i każdego obywatela z osobna.
Od 2004 r. reformujemy, unowocześniamy i decentralizujemy strategię komunikacyjną Komisji Europejskiej. Do osiągnięcia tego celu jest jeszcze daleka droga, jednak udało nam się już przenieść główny ciężar uwagi z Brukseli na pojedynczego obywatela w każdym państwie członkowskim. A skoro w centrum uwagi znajdują się teraz obywatele, używamy obecnie takich mediów, jakie nasi obywatele preferują: telewizję, radio, Internet, blogi, portal Facebook i gazety lokalne.
Zamiast monologów prowadzimy dialog z obywatelami, np. w ramach forum dyskusyjnego „Debata o Europie”, a także szereg konsultacji na szczeblu krajowym, jak i europejskim. Chodzi więc o słuchanie, nie propagandę. W ten sposób możliwa jest konfrontacja przeciwstawnych opinii, a przepaść między ustanawiającymi prawo politykami w Brukseli i obywatelami się zmniejsza.