Nie tak dawno, po spotkaniu grupy twórców u Jacka Wekslera, szefa gabinetu politycznego ministra kultury, dyskutowaliśmy prywatnie na korytarzu o tym, czy rząd nie chce nas przypadkiem wykorzystać do realizacji swojej polityki. Pan Weksler, słysząc to, podszedł do nas i zapewnił: „Proszę się nie obawiać. My tu nie uprawiamy żadnej polityki”.
Szef gabinetu politycznego oświadczył, że nie uprawia żadnej polityki! Ja rozumiem, że Jacek Weksler chciał nas w ten sposób zapewnić, że krakowski Kongres Kultury nie będzie służył doraźnym celom Platformy Obywatelskiej, że nie zostaniemy wykorzystani do walki z opozycją ani zmanipulowani. Ale przywołuję to półprywatne stwierdzenie pana Wekslera dlatego że ujawnia – mimochodem – wiarę w to, że można kulturę uprawiać bez polityki.
Pan Weksler każe nam się nie bać. A ja się właśnie boję. Boję się, że efektem kongresu będzie nieuprawianie żadnej polityki, w tym nieuprawianie polityki kulturalnej. Co za tym idzie nieuprawianie żadnej kultury.
Podczas Kongresu Kultury mówiliśmy o przestrzeniach twórczości. Ja mówiłem o tym, w jaki sposób te przestrzenie zanikają. A zanikają poprzez brak zaufania władzy do instytucji publicznych – nieważne, czy państwowych czy niezależnych. Żeby było jasne: instytucje publiczne to takie miejsca, jak Muzeum Narodowe, Zachęta, teatry miejskie czy telewizja publiczna. Miejsca, z których każdy może korzystać, niezależnie od zamożności. Potrzebujemy autonomicznych i silnych publicznych instytucji kultury, ponieważ tylko one mogą zapewnić obywatelom dostęp do kultury.
[srodtytul]Pieniądze w stadion[/srodtytul]