Od kilkunastu miesięcy żyjemy w cieniu globalnego kryzysu finansowego. Jego fala przetoczyła się przez świat, zmieniając nie tylko krajobraz gospodarczy, uderzając w niewzruszone – jak wcześniej sądzono – doktryny ekonomiczne, lecz także podważyła zaufanie zwykłych obywateli do reguł rządzących znaną im dotąd rzeczywistością. Dziś, gdy szczyt tej fali mamy już chyba za sobą, lęk miesza się ciągle z nadzieją.
[srodtytul]Rewizja neoliberalnej ortodoksji[/srodtytul]
Czy przyszłość może być prostym powrotem do znanej przeszłości? Jeśli tak się stanie, doświadczenie kryzysu zostanie zmarnowane. Pamiętać bowiem należy o pierwotnym znaczeniu tego pojęcia – pochodzi ono od greckiego słowa oznaczającego czynność dzielenia, wybierania, decydowania, osądzania lub też walki z czymś. Zawsze zaś chodziło Grekom o sytuację przesilenia, decydującej zmiany. Kryzys zatem to zagrożenie, ale i szansa, moment obciążony ryzykiem porażki, ale i dający nadzieję na zwycięstwo, na nowy początek.
Tak rozumiany kryzys – jako sytuacja wyboru i przesilenia – odegrał już swoją rolę. Spowodował rewizję neoliberalnej ortodoksji. I nie chodzi tutaj o jej wymiar akademicki, bowiem spory naukowców toczyły się z takim samym niezmiennym ożywieniem w ostatnich dziesięcioleciach, jak toczyły się wcześniej.
Chodzi raczej o zjawisko, które można nazwać potocznym wymiarem neoliberalnej ortodoksji – o ton komentarzy prasowych i telewizyjnych, o przekonania środowisk opiniotwórczych i większość nadającą ton opinii publicznej.