Poddajmy się wzruszeniu

Piotr Semka stawia pytanie przejmujące: na ile Lech Kaczyński nie umiał przekonać Polaków do swoich intuicji z własnej winy, a na ile to wystawia złe świadectwo nam, Polakom, grillującym i obojętnym – publicysta recenzuje biografię zmarłego tragicznie prezydenta

Publikacja: 23.06.2010 01:39

Poddajmy się wzruszeniu

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/06/23/piotr-zaremba-poddajmy-sie-wzruszeniu/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]

Bardzo trudno było napisać książkę o Lechu Kaczyńskim sympatykowi projektu IV RP. Jak pogodzić uznanie dla śmiałej myśli, dla cywilnej odwagi w obronie swoich racji, z krytycznym przyjrzeniem się błędom i słabościom kogoś, kto w końcu nie był przydrożnym świątkiem, a żywym człowiekiem? Tym trudniej podjąć się takiego zadania, im bardziej był on przedmiotem organizowanej na skalę przemysłową zohydzającej kampanii. Jak sprawić, aby książka nie zmieniła się w monotonną mowę obrończą z dominującym motywem: skrzywdzili go? A jak osiągnąć to wszystko po tragicznej śmierci prezydenta? Samo zamknięcie książki jest w takim momencie aktem godnym podziwu.

[srodtytul]Krótki kurs prawicy[/srodtytul]

Gdyby książka Piotra Semki o Lechu Kaczyńskim nie została nazwana w podtytule „Opowieścią arcypolską”, z pewnością i tak należałoby ją nazwać „opowieścią”. Bo to nie jest w ścisłym sensie biografia zmarłego prezydenta, nawet nie bilans jego przerwanej kadencji, choć oczywiście jest tam sporo i z biografii, i z podsumowania. Semka nie daje się wtłoczyć w żadne rygory, operuje skojarzeniami, dygresjami, naświetla tło, po prostu opowiada. Wychodzi z tego trochę historia pod tytułem „Lech Kaczyński i jego czasy”.

Czasem bohater wypełnia cały pierwszy plan, a czasem jest elementem szerszego pejzażu. To ciekawe, ale kiedy rozmawiałem parę razy z samym Lechem Kaczyńskim na temat niedawnej historii, której był świadkiem – dziejów przedsierpniowej opozycji, a potem „Solidarności” i początków polityki wolnego demokratycznego państwa – to natura jego opowieści była nieco podobna. Dużo pobocznych obserwacji, upodobanie do dygresji, ale przy żelaznej, jedynie chwilami zanikającej świadomości, co chce się ostatecznie powiedzieć.

Dzięki zastosowaniu tej metody przez Semkę czytelnik widzi postaci, miejsca, czuje klimat. Klimat narad i kłótni solidarnościowej opozycji w Gdańsku i w Warszawie w czasach PRL i klimat intelektualnych debat prowadzonych od końca lat 80. po dziś. Klimat starć niezbornego prezydenckiego dworu z rozpędzoną marketingową machiną partii Donalda Tuska i chyba po raz pierwszy oddany w książce klimat żałoby po smoleńskiej katastrofie.

Semka dba o szczegół. Tłumaczy, dlaczego w Trójmieście łatwiej było się wybić w opozycji niż w Warszawie. Przypomina nadzieje i obawy towarzyszące obradom Okrągłego Stołu i prasowe spory towarzyszące definiowaniu się poszczególnych stron politycznych podziałów w latach 90. Nie udaje przezroczystego historyka, powołuje się na doświadczenia swojego własnego środowiska: młodych solidarnościowych konspiratorów, potem konserwatywnych dziennikarzy nazywanych pampersami. A przecież ten subiektywizm nie oznacza arbitralności. Choć często stawia pytania, bardzo ostrożnie szuka na nie odpowiedzi. Nie tylko o wybory głównego bohatera, także o motywy i słuszność decyzji wielu innych postaci, które bracia Kaczyńscy spotykali na swojej drodze.

Choć książka Semki jest książką o polityce, choć jej pierwsze rozdziały to wręcz krótki kurs rodzenia się współczesnej polskiej centroprawicy i świadectwo roli, jaką w tym procesie odegrali bracia Kaczyńscy, mniej tu znajdziemy kulis partyjnych rozgrywek, a potem kuchni rządzenia. To tak naprawdę było zawsze domeną Jarosława Kaczyńskiego, więc rozgrywki i rządzenie będziemy obserwować, ale z pewnego oddalenia – tak właśnie, jak najczęściej patrzył na nie Lech.

Choć oczywiście jako że Lecha od Jarosława oddzielić nie sposób, poznajemy podstawowe dylematy tego niezwykłego tandemu od momentu, kiedy bracia zdecydowali się w roku 1989 na grę na własny rachunek. Ich postawę w momencie, gdy zaczynają w kolejnych zwarciach ogrywać „familię” Geremka i Michnika, potem gdy stawiają coraz większe żądania ekipie Mazowieckiego, Semka charakteryzuje kapitalną metaforą. Olivier Twist Charlesa Dickensa, żądając w sierocińcu większej porcji jedzenia, powiedział po prostu „I want more”: chcę więcej.

[srodtytul]Polityczne zakręty[/srodtytul]

Bracia chcieli więcej w podwójnym znaczeniu: naruszyli polityczno-towarzyskie hierarchie z czasów opozycji, przejmując inicjatywę wbrew liderom, a równocześnie wyrażali bunt tych wszystkich środowisk, które uważały, że zmiany przebiegają za wolno. Że zbyt ostrożnie wychodzimy z PRL, z jego obyczajami, instytucjami i przesądami. Wystąpienie Kaczyńskich miało po części nawet charakter pokoleniowy – ambitne czterdziestolatki kontra pokolenie, które swoją pozycję zbudowało w PRL – choć oczywiście nie należy tym tłumaczyć wszystkiego. Adam Michnik był od nich starszy o trzy lata. A to starcie z nim było szczególnie ostre i brzemienne w skutki.

Ponieważ Lech Kaczyński miał w tym tandemie szczególne zadania, Semka, opisując pokrótce kolejne polityczne zakręty Porozumienia Centrum, a potem Prawa i Sprawiedliwości, zajmuje się szczególnie tym, co i jego samego pasjonuje może najbardziej: polityką zagraniczną i metapolityką z dominującym wątkiem obrony patriotycznych tradycji. Przygląda się roli, jaką jego bohater odegrał przy budowie Muzeum Powstania Warszawskiego, ale także przy okazji mniej znanych wątków: sporu o tradycję Marca ,68 czy interwencji przeciw obsadzeniu w warszawskiej metropolii arcybiskupa Wielgusa z jego lustracyjnym obciążeniem.

Broniąc racji Kaczyńskiego, Semka bywa jednocześnie krytyczny w stopniu, jaki zalecałbym drugiej stronie. Obozowi, który już dziś zmienił III RP w ciąg kapliczek z rytualnymi kultami. Gdzie nie ma miejsca na błędy, szamotaninę, dylematy, realne wybory. Autor „Opowieści arcypolskiej” stawia swoim bohaterom (bo także Jarosławowi) jedno kłopotliwe pytanie za drugim.

Czy prowadząc asertywną politykę wobec Niemiec dobrze znali ten kraj i czy nie ulegli (bardziej lider PiS) pokusie wojowniczej publicystyki? Czy w każdej sytuacji grali fair wobec swoich przeciwników (łącznie z Tuskiem)? Czy nie zdominowali nadmiernie swojego własnego środowiska politycznego – tak że dla młodszych i ambitniejszych zaczęło z kolei brakować miejsca, tak jak kiedyś brakowało im?

[srodtytul]Dlaczego nie zagrali[/srodtytul]

Szczególnie ciekawe i odważne wydało mi się pytanie o Kazimierza Marcinkiewicza. Traktujemy go dziś jako postać skompromitowaną medialnymi wyskokami. A Semka ciekawi się, czy jego dalsze współdziałanie z Kaczyńskimi nie zaowocowałoby zachowaniem przez ich obóz większej popularności, podtrzymaniem wręcz popkulturowych więzów z masami?

Zabrakło mi trochę innego pytania. Dlaczego bracia, będąc politykami w wielu wypadkach skutecznymi i obdarzonymi intuicją, nie wykorzystali do końca efektu różnic, jakie ich dzieliły. Różnic w poglądach i temperamentach. Dlaczego nie zagrali bardziej w dobrego i złego policjanta. Nie po to, aby zaspokajać wydumany postulat „prezydentury wszystkich Polaków”, a po to, aby sprawniej bronić własnych politycznych koncepcji. Wchodzimy tu w delikatną materię rodzinnych uczuć, ale trzeba te pytania niestety postawić.

Przejmujące wydało mi się za to pytanie Semki postawione na okładce. Na ile Lech Kaczyński nie umiał przekonać Polaków do swoich intuicji, na przykład dotyczących zewnętrznych zagrożeń, bo był staroświecki i niezręczny, a na ile to wystawia złe świadectwo nam, Polakom – obojętnym, grillującym, podatnym na marketingowe manipulacje.

To ciekawe, ale dzisiejsi krytycy maksymalizmu obu braci często przeciwstawiają ich społeczeństwu, które przedstawiane jest z zachwytem – jako prawie nieomylne, skoro odrzuciło radykalnego fantoma IV RP. Co jednak powiedzą, jeśli te nastroje się odwrócą? Czy nagle znowu się dowiemy, jak na początku lat 90., że nie dorośliśmy do demokracji? Już dziś odnajduję takie tony u wielu komentatorów.

Poczytajmy „Opowieść arcypolską”, zastanówmy się nad nią chłodno, ale poddajmy się też chociaż na moment wzruszeniu. Bo Lech Kaczyński to postać, która bywało że drażniła, a przecież bywała jeszcze przed swoją tragiczną śmiercią głęboko wzruszająca.

[i]Autor jest publicystą dziennika „Polska. The Times”[/i]

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/06/23/piotr-zaremba-poddajmy-sie-wzruszeniu/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]

Bardzo trudno było napisać książkę o Lechu Kaczyńskim sympatykowi projektu IV RP. Jak pogodzić uznanie dla śmiałej myśli, dla cywilnej odwagi w obronie swoich racji, z krytycznym przyjrzeniem się błędom i słabościom kogoś, kto w końcu nie był przydrożnym świątkiem, a żywym człowiekiem? Tym trudniej podjąć się takiego zadania, im bardziej był on przedmiotem organizowanej na skalę przemysłową zohydzającej kampanii. Jak sprawić, aby książka nie zmieniła się w monotonną mowę obrończą z dominującym motywem: skrzywdzili go? A jak osiągnąć to wszystko po tragicznej śmierci prezydenta? Samo zamknięcie książki jest w takim momencie aktem godnym podziwu.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?