Na co zasługuje Polska?

Premier Tusk w obecności dziennikarzy złożył w 2007 roku podpis pod zestawem dziesięciu obietnic pod wspólnym tytułem "Polska zasługuje na cud gospodarczy". Do dziś w pełni zrealizował tylko jedną - pisze publicysta "Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 03.08.2010 12:11 Publikacja: 02.08.2010 19:31

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys Seweryn Sołtys

Do gabinetu Donalda Tuska wchodzi piarowiec. – Mam, panie premierze! – woła od samych drzwi. – Przypomnijmy hasło wyborcze Platformy z 2005 r. Pamięta pan? 3x15! Proszę policzyć: 3x15=45. Ustalmy najwyższą stawkę PIT na 45 proc., w budżecie będzie więcej pieniędzy, a my będziemy się mogli pochwalić, że spełniamy przedwyborcze obietnice – kwituje zadowolony.

Ta krążąca ostatnio w Internecie anegdota doskonale oddaje sytuację, w jakiej znalazła się po wyborach Platforma Obywatelska. Opinii publicznej nie będą wciąż ekscytować kolejne wyskoki Janusza Palikota – w końcu i wyborcy, i media przypomną sobie, że Bronisław Komorowski i jego partia zapowiedziały w ciągu 500 dni realizację swoich obietnic wyborczych. I tych nowszych, i tych starszych – sprzed wyborów 2007 roku.

[srodtytul]Plan cudu gospodarczego[/srodtytul]

Zastanówmy się więc, co już zrealizowano, czego nie ruszono w ogóle, a co zablokował Lech Kaczyński. Rozważmy, jakie reformy teraz – posiadając już pełnię władzy – Donald Tusk gotów będzie przeprowadzić.

Warto przypomnieć, że w 2007 roku premier – w obecności dziennikarzy – złożył podpis pod zestawem dziesięciu obietnic pod wspólnym tytułem "Polska zasługuje na cud gospodarczy". Jednak pierwszy rok swoich rządów – podczas którego każdej nowej ekipie zazwyczaj najłatwiej zabrać się za reformy – Platforma całkowicie zmarnowała. I trudno tu zrzucać winę na Lecha Kaczyńskiego, bo śp. prezydentowi nie dano okazji do częstego korzystania z weta.

Kaczyński zatrzymał tylko trzy ustawy: medialną, o ustroju sądów powszechnych oraz o komercjalizacji i prywatyzacji (m.in. zmieniającą ustawę kominową). A co konkretnie stało się z dziesięcioma obietnicami sygnowanymi osobiście przez Tuska?

[srodtytul]Sieć autostrad w budowie[/srodtytul]

Punkt pierwszy mówił: "Przyspieszymy i wykorzystamy wzrost gospodarczy". Obietnica oczywiście nie została spełniona, choć tu Platforma Obywatelska może z dość czystym sumieniem tłumaczyć się kryzysem.

Punkt drugi: "Radykalnie podniesiemy płace dla budżetówki, zwiększymy emerytury i renty". Tę obietnicę można uznać za częściowo spełnioną – rzeczywiście wzrastają pensje sfery budżetowej i nauczycieli, choć tych ostatnich dziwnym zbiegiem okoliczności dopiero w roku wyborczym. Natomiast wysokość emerytur – szczególnie tych wypłacanych na podstawie zreformowanego systemu emerytalnego – jest wciąż porażająco niska.

"Wybudujemy nowoczesną sieć autostrad, dróg ekspresowych, mostów i obwodnic" – to punkt trzeci. W marcowym podsumowaniu dwóch i pół roku swych rządów Donald Tusk chwalił się, że Polska jest największym w tej chwili placem budowy dróg w Europie. Trudno jednak nie zadawać sobie pytania, czy po trzech latach sprawowania władzy przez PO można uznać obietnicę "zbudowania sieci autostrad" za zrealizowaną lub choćby bliską realizacji.

[srodtytul]Zaginiony liniowy[/srodtytul]

Punkt czwarty: "Zagwarantujemy bezpłatny dostęp do opieki medycznej i zlikwidujemy NFZ". Trudno się oprzeć wrażeniu, że w tej dziedzinie Platforma o sukcesie mówić nie może. NFZ jak istniał, tak istnieje. Mało tego – w kampanii prezydenckiej kandydat PO wyparł się jednego z elementów reformy: pomysłu prywatyzacji szpitali. A bezpłatna służba zdrowia jak kulała, tak kuleje. Choć tu – podobnie jak przy punkcie pierwszym – Tusk może tłumaczyć się czynnikami niezależnymi od swojego rządu, bo część reformy systemu ochrony zdrowia zawetował Lech Kaczyński.

"Uprościmy podatki – wprowadzimy podatek liniowy z ulgą prorodzinną, zlikwidujemy ponad 200 opłat urzędowych" – tę obietnicę PO wpisała pod numerem 5. Ta deklaracja partii o liberalnych korzeniach, przywiązującej wyjątkową wagę do zdrowej gospodarki, wydawała się jednym z priorytetów. I co? Obietnica nie tylko nie została spełniona, lecz wyraźnie złamana. Donald Tusk o podatku liniowym całkiem zapomniał, a istniejących podatków nie uprościł. Mało tego: właśnie zapowiedział ich podwyżkę.

[srodtytul]Powroty tylko kryzysowe[/srodtytul]

Punkt szósty głosił: "Przyspieszymy budowę stadionów na Euro 2012". Trudno ocenić jego realizację, bo choć stadiony rzeczywiście powstają, to być może w tym samym tempie budowano by je także bez obietnic Platformy.

Natomiast na pewno udało się rządowi Donalda Tuska spełnić siódmą obietnicę: "Szybko wypełnimy naszą misję w Iraku". A jak premier i prezydent się postarają, to spełnią także obietnicę rzuconą podczas kampanii prezydenckiej (gdy zastrzelono polskiego żołnierza w Afganistanie) – i zakończą misję afgańską.

"Sprawimy, że Polacy z emigracji będą chcieli wracać do domu i inwestować w Polsce" – napisano pod numerem ósmym. Kryzys, który uniemożliwił Platformie realizację punktu pierwszego, mógł okazać się sojusznikiem, gdy chodzi o tę obietnicę. Polacy wracali do kraju, gdy na Zachodzie tracili pracę, jednak nie były to powroty masowe. I niemal na pewno nie mają one nic wspólnego z rządowym programem "PLan na powrót" czy ze stroną internetową [link=http://www.powroty.gov.pl]www.powroty.gov.pl[/link].

[srodtytul]Składki sześciolatków[/srodtytul]

Dziewiąta obietnica to "Podniesiemy poziom edukacji i upowszechnimy Internet". Trudno wskazać działania, które służyłyby realizacji tego punktu. Najbardziej nagłośniona zmiana w systemie edukacji – obniżenie wieku szkolnego i posłanie sześciolatków do szkoły – miała na celu przede wszystkim nie podniesienie poziomu edukacji dzieci, ale (jak całkiem oficjalnie nawet tłumaczyli przedstawiciele rządu) spowodowanie, że o rok wcześniej podejmą pracę i wcześniej zaczną płacić składki na utrzymanie rosnącej rzeszy emerytów. Natomiast zmiany w programie nauczania, szczególnie polskiego (czytanie wielu wielkich dzieł literatury tylko we fragmentach) czy historii (zmniejszenie liczby lekcji tego przedmiotu o 40 proc.) z pewnością nie podniosą poziomu kształcenia.

W ostatnim punkcie, dziesiątym, Platforma zapowiadała: "Podejmiemy rzeczywistą walkę z korupcją". Jeśli za próbę jej realizacji uznać działalność urzędu minister Julii Pitery, to w tej dziedzinie rząd Tuska poniósł totalną porażkę. Centralnego Biura Antykorupcyjnego wprawdzie nie zlikwidowano, ale po usunięciu z tej instytucji Mariusza Kamińskiego i jego ludzi trudno nie zauważyć, że aktywność tej instytucji wyraźnie się zmniejszyła.

[srodtytul]Konstytucja niezmienna[/srodtytul]

Jak więc wypada całościowy bilans realizacji przedwyborczych obietnic, które swoim podpisem miał gwarantować Donald Tusk? Moim zdaniem – fatalnie. Z dziesięciu deklaracji tylko jedną można uznać za w pełni zrealizowaną. Pięć obietnic spełniono w części lub były na tyle niekonkretne, że trudno to ocenić. Cztery pozostałe pozostały wyłącznie na papierze.

Jeszcze gorzej wypada bilans realizacji obietnic rządu Donalda Tuska, zawartych w jego exposé z 23 listopada 2007 r. Według różnych szacunków premier złożył w nim od 70 do 140 różnych deklaracji. "Naczelną zasadą polityki finansowej mojego rządu będzie stopniowe obniżanie podatków i innych danin publicznych" – to tylko jedna z nich.

W kontekście prac nad nową, trzecią już, ustawą medialną warto przypomnieć zawartą w exposé obietnicę odpolitycznienia nadzoru nad mediami publicznymi i zarządzania nimi.

Co gorsza, po exposé Donald Tusk wcale nie przestał składać nowych obietnic. Przeciwnie, 100 dni rządu uczcił konferencją, na której przedstawił plany, jakie będzie chciał realizować w ciągu kolejnych 300 dni rządu. Powtórzył wtedy obietnicę pracy nad podatkiem liniowym i jednomandatowymi okręgami wyborczymi.

Natomiast dwulecie swego rządu Donald Tusk uczcił imprezą, na której zamiast przeglądu obietnic zapowiedział zmianę konstytucji. I choć od tamtej deklaracji minęło już osiem miesięcy, nawet nie powstała w Sejmie komisja konstytucyjna, która przygotowałaby odpowiednie projekty zmian ustrojowych, mimo że jej powstanie Platforma ogłosiła już w lutym.

[srodtytul]Agresja ograniczona[/srodtytul]

Jakimi dokonaniami może więc się pochwalić Platforma? Gdy w marcu tego roku, tuż przed katastrofą smoleńską, premier został zmuszony przez Lewicę do przedstawienia bilansu swych dwuipółletnich rządów, jako swe sukcesy wskazał… sprawy zagraniczne i poprawę atmosfery politycznej w kraju. "W ciągu tych dwóch lat – a ponad rok to ciężki kryzys, jeden z najcięższych w historii światowej, europejskiej gospodarki – Polacy zrozumieli, postawili na władzę i taki typ zachowań społecznych, który ograniczył konflikty, agresję i kłótnie do absolutnego minimum".

Zachowanie Janusza Palikota, Stefana Niesiołowskiego czy Kazimierza Kutza podczas kampanii prezydenckiej w maju i czerwcu tego roku nadają nawet i tej – niekonkretnej – deklaracji groteskowe znaczenie. Zresztą w marcu, podkreślając wagę słów o narodowej zgodzie, Donald Tusk sam mówił do opozycji: "Jeśli tego nie zrozumiecie, wyginiecie jak dinozaury".

[srodtytul]Premier kupuje czas[/srodtytul]

Oczywiste jest, że wszystkie partie, walcząc o władzę, dużo obiecują – zazwyczaj więcej, niż mogą dokonać. Nie oznacza to jednak, że o realizację owych obietnic nie należy pytać i nie należy z nich rozliczać.

Liderzy Platformy Obywatelskiej, mówiąc o swojej partii, często używają słowa "projekt". W najbliższych miesiącach będziemy mogli się przekonać, czy słowo to oznacza tylko dążenie do władzy i zajęcie wszystkich najważniejszych stanowisk w państwie, czy stoi za nim chęć zmieniania Polski. 6 sierpnia na pięcioletnią kadencję prezydenta zostanie zaprzysiężony wiceprzewodniczący Platformy Bronisław Komorowski. PO, mając pełnię władzy oraz dość słabego i spolegliwego koalicjanta, może nareszcie zacząć zrealizować swe projekty i obietnice.

Czy zacznie? Szczerze mówiąc, jestem pesymistą. Skoro można osiągać kolejne polityczne sukcesy, nie realizując wcześniejszych obietnic, to po co nadstawiać głowę i przeprowadzać zmiany? Tym bardziej, że jeśli premier ponoć uważa, iż z liczbą nowych ustaw przesadzać nie należy, bo nie do polityków należy organizowanie życia obywatelom. A w dodatku każdy projekt zmiany może przynieść wewnętrzny konflikt w coraz bardziej skłóconej partii – jak było choćby przy okazji zgłoszonego publicznie przez Michała Boniego planu podwyżki podatków.

Dziś Donald Tusk, jak to sam określił, "kupuje czas" na najbliższe dwa lata, by utrzymać władzę. Pytanie, jaka będzie cena kupionego czasu, jeśli tę władzę dostanie na kolejne cztery lata.

[i]- współpraca kle[/i]

Do gabinetu Donalda Tuska wchodzi piarowiec. – Mam, panie premierze! – woła od samych drzwi. – Przypomnijmy hasło wyborcze Platformy z 2005 r. Pamięta pan? 3x15! Proszę policzyć: 3x15=45. Ustalmy najwyższą stawkę PIT na 45 proc., w budżecie będzie więcej pieniędzy, a my będziemy się mogli pochwalić, że spełniamy przedwyborcze obietnice – kwituje zadowolony.

Ta krążąca ostatnio w Internecie anegdota doskonale oddaje sytuację, w jakiej znalazła się po wyborach Platforma Obywatelska. Opinii publicznej nie będą wciąż ekscytować kolejne wyskoki Janusza Palikota – w końcu i wyborcy, i media przypomną sobie, że Bronisław Komorowski i jego partia zapowiedziały w ciągu 500 dni realizację swoich obietnic wyborczych. I tych nowszych, i tych starszych – sprzed wyborów 2007 roku.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Unia Europejska na rozstaju dróg
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Zmiana unijnego paradygmatu
Opinie polityczno - społeczne
Cezary Szymanek: Spełnione nadzieje i rozwiane obawy po 20 latach w UE
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Witajcie w innym kraju
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Na 20 lat Polski w Unii
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO