W okresie ostrożnego dialogu (jesień 2007 – wiosna 2009) niezaniedbywane były kontakty z opozycją Białorusi. Prowadzono politykę dwutorowości. Podtrzymano finansowanie głównych projektów pomocowych. Białoruś była niezmiennie priorytetowym kierunkiem polskiej pomocy rozwojowej zarządzanej przez MSZ. Uruchomiono w tym czasie program małych grantów dystrybuowanych przez ambasadę.
Grupy liderów opozycji białoruskiej były regularnie, średnio raz na pół roku, zapraszane do Polski na wizyty, w czasie których spotykały się z ministrem spraw zagranicznych, parlamentarzystami, organizacjami społecznymi i środowiskami eksperckimi. Każda wizyta w Mińsku na szczeblu wiceministra spraw zagranicznych miała w swym programie spotkanie z opozycją. W Ambasadzie RP w Mińsku i na jej imprezach licznie gościli przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego.
Realizowano przy tym zasadę otwarcia na wszystkie środowiska opozycyjne, niezależnie od coraz wyraźniejszych podziałów pomiędzy nimi. To właśnie w polskim MSZ i w polskiej ambasadzie można było zobaczyć całe spektrum opozycji.
Jednocześnie toczyły się rozmowy o ZPB. W okresie prounijnego optymizmu po wyjściu z więzienia Kazulina strona białoruska wystąpiła z własnymi propozycjami rozwiązania konfliktu. Przedłożyła wówczas plan ponownego zjednoczenia ZPB w drodze negocjacji między ZPB Borys a ZPB Łucznika (jesień 2008). Propozycję tę polski MSZ przekazał kierownictwu ZPB Andżeliki Borys, sugerując pozytywną reakcję.
Uznaliśmy, że choć trudno liczyć na powodzenie takich negocjacji, można do nich przystąpić, by przedłużyć okres „rozejmu”. Mogła to być również szansa na uzyskanie pośredniej legalizacji ZPB. Takie znaczenie miałoby bowiem dopuszczenie przez władze białoruskie reprezentacji „nielegalnego” związku do formalnych negocjacji.
Medialna burza, która się wówczas rozpętała, przypisująca MSZ – bezpodstawnie – niecne pobudki, podkopała zaufanie związku do ministerstwa i jego służb i w efekcie Rada Naczelna podjęła decyzję o nieprzystępowaniu do rozmów. To z kolei usztywniło znacznie pozycję strony białoruskiej.
[srodtytul]Zarządzanie kryzysem[/srodtytul]
Wobec zbliżającego się terminu zjazdu ZPB Borys konieczne było podjęcie dalszych rozmów i doprowadzenie do sytuacji, w której mógłby się on odbyć bez aktywnego przeciwdziałania władz. Polskim służbom dyplomatycznym udało się do tego doprowadzić i w marcu 2009 r. odbył się w Grodnie zjazd tej nielegalnej – z punktu widzenia Mińska – organizacji. Przyjechało nań wielu gości, którzy przekroczyli granicę, choć znajdowali się na liście osób niepożądanych na terytorium Białorusi. Najważniejsze było to, że zgodnie ze statutem zostały powołane władze, które mogą kontynuować działalność przez cztery lata.
W roku 2009 pozytywne gesty ze strony białoruskiej ustawały i liberalizacja stawała się zupełnie już pustym dźwiękiem. Pod koniec roku pojawiły się przypadki zastraszania opozycji, nękania administracyjnego opozycyjnych gazet. Trwała sprawa Nikołaja Awtuchowicza i osób oskarżonych wraz z nim o terrorystyczne zamiary, a choć nie doszło do uznania aresztowanego za więźnia politycznego, to powszechnie uznawano, iż sprawa ma takie waśnie podłoże.
W tym okresie polski MSZ z wolna wracał do tego etapu działań wobec Białorusi, który można nazwać zarządzaniem kryzysem. Po zjeździe ZPB władze białoruskie uznały, że pozwoliły na zbyt wiele, i usztywniły znowu swoją pozycję. Rozmowy o legalizacji związku nie przynosiły efektu. Jednocześnie Polska prezentowała w UE realistyczne, a więc nieuchronnie krytyczne stanowisko wobec sytuacji na Białorusi. Sam minister Sikorski telefonicznie upominał się o uwolnienie Awtuchowicza u swojego odpowiednika. Większość unijnych partnerów skłonna była wówczas pomijać niepokojące oznaki i zalecać kontynuację dialogu na dotychczasowych warunkach.
W styczniu 2010 roku odczuwalne wcześniej zaostrzenie polityki wobec opozycji i wszelkich „nieposłusznych” dotknęło białoruskich Polaków i ZPB. Władze przejęły dla legalnego z ich punktu widzenia ZPB Siemaszki Dom Polski w Iwieńcu. Rozpoczął się też proces przeciwko spółce Polonica prowadzącej działalność oświatową. Można nazywać te działania aktem bezprawnym, należałoby jednak dodać: moralnie, bowiem odbywało się to w majestacie prawa takiego, jakie obecnie obowiązuje na Białorusi. Nasze placówki wspierały ZPB w tych chwilach, a konsulowie działali na miejscu zdarzeń na tyle aktywnie, na ile zezwalają międzynarodowe przepisy i prawo miejscowe.
Po tych wydarzeniach stanęliśmy przed wyborem bądź natychmiastowego zamrożenia stosunków, co oznaczałoby zwiększenie represji przeciw ZPB Borys i zostałoby źle przyjęte przez unijnych partnerów, bądź kontynuowania dialogu przy użyciu znacznie bardziej stanowczego tonu.
Realizacji tego drugiego scenariusza służyły trzy spotkania ministra Radosława Sikorskiego: jedno z ministrem Siergiejem Martynowem i dwa z Aleksandrem Łukaszenką, w tym listopadowe, w towarzystwie ministra Guida Westerwellego. Ten wybór nie przyniósł pozytywnej zmiany stanowiska strony białoruskiej, ale zapewnił Polsce zachowanie maksymalnych możliwości oddziaływania na partnerów unijnych, co zostało sprawdzone w chwili kryzysu, w grudniu 2010 r.
[srodtytul]Krytyka pozbawiona podstaw[/srodtytul]
W 2010 roku MSZ RP kontynuował politykę dwutorowości i podtrzymywał kontakty z opozycją i społeczeństwem obywatelskim Białorusi. Pozostawał też wierne zasadzie współpracy ze wszystkimi opozycyjnymi ugrupowaniami politycznymi. W ciągu roku 2010 pojawiło się wśród nich nowe zjawisko – ruch „Mów prawdę!”, który wystawił własnego kandydata na prezydenta Uładzimira Niaklajeua i uzyskał zaskakująco dobre efekty w rankingach rozpoznawalności i popularności. Minister Radosław Sikorski w czasie kampanii wyborczej na Białorusi spotkał się zarówno z nim, jak i innymi kandydatami opozycji na prezydenta, a także Aleksandrem Milinkiewiczem.
Rozwój wypadków po 19 grudnia 2010 r. jest chyba dobrze pamiętany. Polska znów zastosowała politykę warunkowości. Pierwsza, kilka dni po rozpoczęciu przez Łukaszenkę fali brutalnych represji, wprowadziła zdecydowane działania wobec Białorusi. Wprowadzone 31 stycznia europejskie sankcje wizowe połączone z zamrożeniem kont funkcjonariuszy reżimu były realizacją naszego programu. Podobnie jak ogromne wsparcie społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi, uwidocznione na konferencji zorganizowanej przez MSZ w Warszawie 2 lutego i nawiązujące do polskiej decyzji o podwojeniu funduszy skierowanych na te cele (konkursy na dodatkowe projekty zostaną ogłoszone niebawem).
Decyzja o zwolnieniu Białorusinów z opłat za wizy krajowe pociągnęła za sobą podobny krok Łotwy i liberalizacyjne, choć skromniejsze decyzje innych partnerów. Miała też ewidentne skutki praktyczne: w styczniu br. wydaliśmy ponad 6000 takich wiz, rok wcześniej ok. 2600.
Efekt ostatnich tygodni jest następujący: sankcje na reżim białoruski uchwalone w Brukseli są twardsze niż w 2006 roku, a pomoc dla społeczeństwa obywatelskiego zadeklarowana w środę w Warszawie – najhojniejsza w historii. Europa ma wobec Białorusi politykę wyraźną i spójną, a Polska w jej tworzeniu odgrywa decydującą rolę. Tym bardziej przykre, że w tak ważnych dniach przywódca polskiej opozycji szkodzi tym działaniom krytyką tyleż ostrą, ile pozbawioną podstaw.
[srodtytul]Niedobry ton[/srodtytul]
Większość krytycznych wobec MSZ uwag z tekstu Jarosława Kaczyńskiego można by uznać za zwyczajny przejaw politycznej opozycyjności i ograniczyć się do cierpliwego powtarzania wyjaśnień. Jest jednak jeden poważny wyjątek. Zarzuty dotyczące politycznej skuteczności popierania tego czy innego białoruskiego polityka opozycyjnego ocenić trzeba jasno jako nierozważne.
Deprecjonowanie znaczenia kandydata, który w momencie powstania artykułu był osadzony w areszcie, wcześniej brutalnie pobity i pozbawiony odpowiedniej opieki lekarskiej, a obecnie pozostaje w areszcie domowym i oczekuje na proces sądowy, jest smutnym wyłomem wobec respektowanej przez demokratyczny świat zasady, że nie różnicujemy ocen wobec oskarżonych o przewrót opozycjonistów, dopóki ostatni z nich nie znajdzie się na wolności.
Powtarzanie zarzutów łukaszenkowskiej propagandy o polsko-niemieckim spisku przez polskiego polityka jest równie zasmucające. Ucieszyło natomiast białoruską telewizję państwową, która w niedzielnej (6 lutego) edycji programu „W centrum uwagi” (PRL-owski „Dziennik telewizyjny” z okresu stanu wojennego do sześcianu) z satysfakcją odnotowała artykuł Jarosława Kaczyńskiego, mówiąc, iż sami Polacy potwierdzają oskarżenia o wrogie knowania.
Muszę też zwrócić jeszcze uwagę czytelnika na kwestię szczególnie ważną. Wystawianie cenzurek poszczególnym liderom białoruskiej opozycji, dzielenie ich z Polski na prawidłowych i nieprawidłowych, stosowanie języka „przegrać Białoruś” jest równoznaczne z popadaniem w paternalizm, którego właśnie my powinniśmy się szczególnie wystrzegać. Z takiego tonu trzeba się po prostu wycofać.
Pozwalam sobie na zamieszczenie tego apelu, gdyż wśród Białorusinów spędziłem kilka lat, nauczyłem się ich języka, poznałem kraj, doceniłem kulturę i przywykłem szanować ich nie zawsze w pełni dla nas zrozumiałą odrębność.
[i]Autor jest wiceministrem spraw zagranicznych, w latach 2006 – 2010 był ambasadorem RP na Białorusi[/i]
[ramka][srodtytul]Pisał w opiniach[/srodtytul]
Jarosław Kaczyński
[link=http://www.rp.pl/artykul/603086.html]Sikorski przegrał Białoruś[/link]
Czas wytrzeźwieć z mrzonek i zrozumieć w końcu, że stosowany wobec Łukaszenki „kij” był w rzeczywistości gałązką oliwną, a oferowana mu „marchewka” okazała się zgniłą pietruszką.
1 lutego 2011[/ramka]