Prawica dała wiarę przekonaniu, że Polacy są tradycjonalistami. To przeświadczenie, posiadające niemalże status dogmatu, sprawiło, że popadła w intelektualną i polityczną drzemkę. Dlatego, w odróżnieniu od szeroko rozumianej strony liberalnej pozbawiona jest dziś zdolności czytania znaków czasu.
Inaczej postępowcy: ci zrozumieli, że Polacy są patriotami, ale nie nacjonalistami. Po kilku latach kpienia z polskości, kiedy stawiali pod pręgierzem wspólnotę narodową, postępowcy weszli na teren, który do tej pory okupowany był głównie przez katolickich konserwatystów. Uznali, i słusznie, że postępowość nie stoi w sprzeczności z patriotyzmem czy chrześcijaństwem.
Niech żyje przeszłość!
W roku 2006 pisałem na tych łamach o potrzebie lewicowego patriotyzmu. O konieczności odebrania prawicy monopolu na interpretowanie polskiej historii. A w szczególności o potrzebie przekroczenia hegemonii prawicowej retoryki tak opisującej nasze dzieje, że zawsze ma ona posmak cierpiętnictwa i "pięknej klęski". Dziś na lewej stronie sceny politycznej nikt nie będzie kpił z polskości. Przeciwnie, postępowcy nie kryją dumy zarówno z naszej historii, jak i z państwa, które budują. Zrozumieli też, że bycie patriotą nie stoi w opozycji do bycia postępowcem. Prawica musi się więc pożegnać z przekonaniem, iż tylko ona posiada klucz do naszego patriotyzmu. Że tylko ona wie, co znaczy polskość. Dziś to liberalna strona z poczuciem sukcesu może powiedzieć: wygraliśmy, gdyż trzymaliśmy się zasady: "tylko ten, kto nie zapomina o swojej przeszłości, może wygrać przyszłość".
Inaczej prawica. W jej szeregach, widać to dobrze w publicystyce, panuje bezkrytyczne umiłowanie przeszłości. I przekonanie o naszej wyjątkowości jako narodu – podszyte naiwnym mesjanizmem czy też stopieniem katolicyzmu z polskością. Dla prawicy nie wystarczy być Polakiem, trzeba być "prawdziwym Polakiem". Bycie patriotą nie polega tu na tym, że przestrzegasz prawa, płacisz podatki, budujesz sprawne państwo, czerpiesz radość z życia, ale na tym, że kochasz Ojczyznę (zawsze pisanej przez duże "O"), i że w każdej chwili, choć dziś, dzięki Bogu, nie ma takiej potrzeby, jesteś gotowy oddać za nią życie. Nasza prawica, co nie pozostaje bez znaczenia, jest też wiecznie zgorzkniała.
Co więcej: przeszłość, nawet jeśli miała charakter spektakularnej narodowej klęski, jest zawsze lepsza od naszych teraźniejszych sukcesów. Dlatego prawicowi politycy nie otworzą ust, a publicyści nie zasiądą do klawiatury bez powtarzania jak mantry opinii o "dziadowskim polskim państwie", słabych instytucjach, zdradzieckich przywódcach itd. Że – krótko mówiąc – naokoło tylko zgliszcza i ruiny. Miłość do "Ojczyzny" na prawicy jest wprost proporcjonalna do nienawiści wobec państwa – pisanego przez małe "p".