Niech wie lewica, co czyni prawica, a jak! Polityk chrześcijański Ziobro Zbigniew i tego ewangelicznego nakazu przestrzega. Że jakoś inaczej to leciało? No dobrze, ale przecież lewica lewicą, a czytelnikom „Super Expressu" wiadomości się należą.
Dlatego kiedy eurodeputowany Ziobro Zbigniew postanowił bohatersko oddać swoje becikowe biednym, to pocwałował do pani S. w towarzystwie dziennikarzy i, co ważniejsze, fotoreportera „Super Expressu". Wzruszający gest, tony lukru, miłość, panie dzieju, miłość i miłosierdzie, i w ogóle anielskie merikrismas. Brakowało tylko panu dobrodziejowi gustownej czapeczki św. Mikołaja (bo przecież nie biskupiej mitry) i Pati Koti w roli Śnieżynki, a wtedy i „Viva" zapiszczałaby z radości.
Gdy politycy, zwłaszcza zakładający nową partię, karmią nas obficie ustawkami, wykorzystując do tego swoje nowo narodzone albo i starsze pacholęta, można tylko pokiwać głową z politowaniem. My się do tego przyzwyczailiśmy, my wiemy, że na flircie z tabloidami nikt jeszcze nie wygrał, oni wkrótce przekonają się o tym boleśnie. A że my wtedy powtórzymy im tylko: „Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało"? No cóż, naturalna kolej rzeczy.
Jest jednak w geście Ziobry coś głęboko niesmacznego, by nie powiedzieć dosadniej. Wdowa z trójką dzieci z pewnością jest mu wdzięczna i zgodzi się nawet z tej radości sfotografować z jakże hojnym darczyńcą, ale czy na pewno tego potrzebuje? Komu więc było to bardziej potrzebne: jej czy jemu? I jeszcze – czy są jakieś granice lansu? Ja wiem, że Hanna Gronkiewicz-Waltz wykorzystywała już hospicja, a eurodeputowany Migalski koronkową bieliznę, ale czy naprawdę każdy następny nieszczęśnik musi ich w obciachu przebijać?
Nie pytam, na ile opiewa stałe charytatywne zlecenie z konta Ziobry, bo że takowe ma, to pewnik, nieprawdaż? Chciałbym tylko spytać, czy nie jest mu tak po ludzku głupio. I wstyd. Szczęśliwego Nowego Roku, panie Zbyszku, szczęśliwego!