Wobec powtarzających się w Polsce akcji protestacyjnych, których skutki bywają bardzo dotkliwe dla ludzi niebędących stroną konfliktu czy sporu, rodzi się konieczność zadania pytania o moralne granice, których w tego typu przedsięwzięciach, nawet jeśli są najsłuszniejsze, przekraczać się nie powinno. Problem dotyczy w szczególny sposób tzw. zawodów służebnych (np. służba zdrowia, służby mundurowe, edukacja).
Z jednej strony wykonujący je pracownicy mają prawo do protestów i obrony swoich praw. Z drugiej – skutki ich słusznego protestu nie powinny powodować szkód i krzywd u ludzi, którzy nie mają ze sprawą nic wspólnego ani nie posiadają możliwości wpływu na rozstrzygnięcie sporu.
Często jednak się zdarza, że spotyka ich w rezultacie protestu pewnej grupy społecznej, od sprawnego funkcjonowania której są niejednokrotnie w ogromnym stopniu uzależnieni, rażąca niesprawiedliwość.
Doświadczenie „Solidarności"
Przed prawie dziesięciu laty Mariusz Kwiatkowski, opisując „Etyczne społeczeństwo obywatelskie III RP", zwrócił uwagę na dwa rodzaje skutków doświadczenia „Solidarności". Dało ono Polakom z jednej strony siłę i poczucie własnej wartości oraz pokazało, że można łączyć walkę o interesy z wartościami, normami moralnymi i budowaniem wspólnoty, z drugiej jednak wzmocniło przekonanie o skuteczności protestów społecznych i rozbudziło duże oczekiwania.
Patrząc z dzisiejszej perspektywy można tę konkluzję uzupełnić stwierdzeniem, że o ile drugie z wymienionych doświadczeń znajduje nieustannie zastosowanie, o tyle pierwsze coraz bardziej zanika i odchodzi w niepamięć. Protesty i strajki w coraz większym stopniu nastawione są na załatwianie za wszelką cenę wąskich grupowych interesów, a wartości moralne i budowanie wspólnoty wypierają coraz skuteczniej różnego rodzaju egoizmy, a nawet dążenie do uzyskania lub utrzymania przywilejów kosztem innych. Pojawiło się również zjawisko obciążania negatywnymi skutkami własnych (zwykle słusznych, ale partykularnych) akcji protestacyjnych innych grup społecznych.