Ta piękna kantowska wizja wielkiego unijnego pokoju legła jednak w gruzach. O tym, że Rosjanie nie prowadzą śledztwa smoleńskiego ze starannością, której można by wymagać od „przyjaciół" mówią głośno już najważniejsi politycy rządzącej partii. Ostatni szczyt Unii zaś był dowodem na to, że również we Wspólnocie można znaleźć „partnerów", którzy przyjaciółmi naszymi wcale nie są.
Ktoś inny mógłby tu żartować z polityków, z partii matki, z polityki miłości. Może brak mi błyskotliwości i poczucia humoru, ale mnie ta sytuacja jednak martwi. Bo jeśli nawet zarzucająca innym szukanie wrogów partia, sama wrogów szuka, znać, że potrzebne są jej usprawiedliwienia dla braku własnych osiągnięć. Dlatego powiedzmy sobie to jasno: jeśli minister Rostowski przekonuje, że sukcesem posiedzenia europejskich przywódców jest to, że udało się zablokować Francuzów, oznacza to, że nie osiągnęliśmy przy stole negocjacyjnym nic.
Odrzucono naszą argumentację, że osobne szczyty paktu fiskalnego oznaczać będą de facto rozpad Unii. Jeśli pakt fiskalny, który podpisał Donald Tusk, uznaje, że będzie istnieć osobna instytucja UE jak szczyty państw Euro, które będą posiadały własnego przewodniczącego wybieranego na pięcioletnią kadencję, które będą decydować o przyszłości strefy euro, oznacza to, że Unia już rozpadła się na kilka prędkości.
Jeśli jest 27 państw, jeśli pakt podpisało 25, jeśli Euro posiada 17 krajów, to znaczy, że Unia, do której wstępowaliśmy przestała istnieć. Zamiast niej mamy różne instytucjonalne ciała. A skoro znaleźliśmy poza tym najważniejszym, rozpoczęło się poszukiwanie winnych. Przecież nikt nie powinien uznać, że wylecieliśmy z niego z powodu zaniedbań premiera i jego ekipy. Wymyślmy więc bajeczkę o złych Francuzach, którzy chcieli rozwalić Unię. Nam nie udało się doprosić do decyzyjnego stołu, ale przynajmniej zatrzymaliśmy krwiożerczych Żabojadów.
Gadka niezła, ale fakty są oczywiste: szczyt był naszą porażką i szukanie wroga nic tu nie pomoże. Choćby i uznać, że wrogiem są nawet Amerykanie, którzy indagowali Sejm na okoliczność głosowania przeciwko ACTA.
A jeśli już mowa o tym porozumieniu międzynarodowym, to zaskakującą woltę zaproponował premier. Donald Tusk, który mówił, że nie ugnie się przed atakami internautów, dziś przyznał im rację. Ten, który mówił, że nic go nie powstrzyma przed obroną zobowiązań RP, nagle uznał, że te zobowiązania mogą szkodzić obywatelom.