UE potrzebuje wolnego rynku - Wojciechowski

Należy walczyć z biurokracją, pasożytnictwem socjalnym i fałszywymi ideologiami, a nie z Unią Europejską jako taką – twierdzi publicysta

Aktualizacja: 05.02.2012 19:00 Publikacja: 05.02.2012 18:48

Michał Wojciechowski

Michał Wojciechowski

Foto: Archiwum Rzeczpospolitej

Red

Na temat jednoczenia Europy spotyka się poglądy skrajne: entuzjastyczne i wrogie. Tymczasem zbliżenie między krajami europejskimi, jakie nastąpiło po II wojnie światowej, ma dwie twarze. Zamysł integracji europejskiej po II wojnie światowej miał wyraziste cele polityczne i gospodarcze. Po pierwsze, trzeba było uniknąć nowej wojny. Po drugie, włączyć w integrację Niemców, by przestali zagrażać reszcie, a sami mogli się pokojowo odrodzić. Po trzecie, w sojuszu z USA zmusić Sowiety do odwrotu. Z kolei celem Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (EWG, najpierw od 1957 r. Francja, RFN, Włochy i Beneluks) było otwarcie rynków i zniesienie ograniczeń krępujących produkcję i wymianę. Choć powstały pewne regulacje centralne, były one dużo mniej dolegliwe niż uprzednie bariery celne, protekcjonizm i przepisy krajowe.

Przy zachowaniu umiaru w wydatkach na administrację i pomoc socjalną, a tym samym w fiskalizmie, przyniosło to długotrwały wzrost. Warto zauważyć, że osiągnięto to prawie bez instytucji centralnych. Kraje EWG decydowały o swoim prawie, walucie, finansach. Wspólna korzyść wystarczyła, żeby posuwały się w tym samym kierunku. Nie programowano koncepcji cywilizacyjnych, ale trzeba pamiętać, że działając w świeckich państwach, Robert Schuman, Alcide De Gasperi i Konrad Adenauer byli przekonanymi katolikami. Było też oczywiste, że kraje zachodniej Europy przeciwstawiają się zniewoleniu niesionemu przez komunizm i nazizm.

Krótka pamięć

Co mamy dzisiaj? Po pierwsze, łatwość przepływu ludzi i towarów oraz niewielkie (na razie) zagrożenie z zewnątrz. Za sprawą krótkiej ludzkiej pamięci korzyści te w Polsce kojarzą się z Unią Europejską, podczas gdy faktycznie stanowią one owoce poprzedniego etapu, z których poprzez wejście do UE możemy korzystać. Natomiast obecny kierunek ewolucji UE nie ma wiele wspólnego z pierwotnymi założeniami co do jednoczenia Europy i ze źródłami sukcesu EWG. Po pierwsze, ujednolicanie poszło dużo dalej, niż ma to sens. Zamiast ułatwień dla gospodarki UE proponuje wagony przepisów i dotowanie jednych kosztem drugich. Przy okazji znaczna część władzy przenosi się z demokratycznie wybranych rządów krajowych do praktycznie niezależnych od woli obywateli instytucji europejskich.

Co proponuje UE dzisiaj? Zamiast ułatwień dla gospodarki – wagony przepisów. Na miejsce założeń o podstawach chrześcijańskich i wolnościowych wchodzą nowe ideologie. Zamiast wolności wyznania – laicyzm

Na miejsce założeń o podstawach chrześcijańskich i wolnościowych wchodzą nowe ideologie. Zamiast wolności wyznania – odgórny i nietolerancyjny laicyzm. Dalej – swoboda moralna, która przez aborcję i rozkład rodzin niszczy życie ludzi, a w skali społecznej powoduje kryzys demograficzny (liczba imigrantów muzułmańskich w Europie odpowiada liczbie aborcji w ostatnich kilkudziesięciu latach). Szum wokół orientacji seksualnej. Ideologia ekologiczna krępująca dla gospodarki (energię lepiej oszczędzać, a przyrodę chronić, ale to nie musi oznaczać naiwnej wiary w globalne ocieplenie na skutek pojawienia się przemysłu). Do tego dochodzi przechwycenie większości mediów przez kastę rządzącą i lewicę, a więc postępująca cenzura.

Wóz przed koniem

I jeszcze mamy euro. Zanim je przeforsowano, można było przeczytać w podręcznikach ekonomii, że wspólna waluta jest odpowiednia dla obszarów jednolitych gospodarczo. Dalej – że waluta jest rodzajem towaru, którego cenę powinien ustalać rynek, co pozwala na normalne funkcjonowanie całości gospodarki. I rynek ją ustala, tylko że w przypadku euro wynik nie odpowiada sytuacji gospodarczej w znacznej części zróżnicowanej wewnętrznie strefy. Dla jednych euro robi się za drogie, dla innych za tanie. To rodzi zaburzenia w produkcji i budżetach. Ponadto przy euro za rozrzutność jednych płacą inni.

Tymczasem kurs waluty jest dla kraju jak amortyzator w samochodzie, przyjmuje na siebie wstrząsy. Gdybyśmy wprowadzili euro albo złotego powiązanego z nim na sztywno, w momencie ostatniego kryzysu mielibyśmy zapewne 20 procent spadku, jak Litwa, w sferze produkcji. Zamiast dopasować obszar jednej waluty do obszaru już zintegrowanej gospodarki (gros starego EWG), próbowano integrować gospodarkę, ujednolicając walutę. Wóz przed koniem. Teraz politycy roją o odgórnym ujednoliceniu sytuacji w krajach strefy euro i poza nią. Jedna polityka fiskalna, budżetowa itd. To tak, jakby na wszystkie choroby dawać jedno lekarstwo...

Z tego zresztą pewnie nic nie wyjdzie, realne jest natomiast dalsze trwonienie pieniędzy na długi bankrutów, na co i Polska ma się zrzucić, zamiast spłacać długi własne. Łączny skutek jest taki, że „w trosce o Europę" stworzono ogromną strukturę biurokratyczną i miliony stron przepisów. Zamiast wspólnoty kultury i interesów – wspólne sznury. Zamiast Europy wolnej na podstawie tradycji chrześcijańskich rodzi się na naszych oczach Europa biurokratycznego zniewolenia.

Rządy kasty biurokratów

Powyższy kierunek ewolucji jest w części skutkiem dawniejszych wysiłków sowieckich, by ideowo rozłożyć Zachód. Promocja socjalizmu, pacyfizmu, ekologizmu, ateizmu była zamierzona, podobnie jak lokowanie agentów wpływu. Skutki tego sabotażu są wciąż odczuwalne. Ważniejsze wydają się jednak przyczyny wewnętrzne. W warunkach pokoju i dostatku obywatele uznali, że teraz można przejść do konsumpcji. Zwolennicy zwiększania świadczeń socjalnych wiedzą, że spowolni to gospodarkę, ale już im na wzroście nie zależy. Chcą mieć lepiej teraz.

Sprzyja to oczywiście zadłużaniu się, gdyż apetyt przewyższa możliwości. Dobre warunki życia przyczyniły się też do pójścia na łatwiznę w dziedzinie prywatnej. Wybory zaczęli wygrywać zwolennicy tych tendencji. Jednocześnie rządzący uznali, że skoro zbliżenie między krajami Europy przyniosło tyle dobrych skutków, to trzeba iść dalej, ulepszyć, zorganizować. Niestety – odgórnie. Wymyślili więc formułę UE, ale nie dla Europejczyków, lecz dla biurokratów, którym się wydaje, że urządzą nam życie lepiej niż my sami.

Starożytny teolog, św. Atanazy, przedstawił boski ład w świecie za pomocą takiego naiwnego obrazu: „Zabiera się zaraz rzemieślnik do pracy, żeglarz na morze wyrusza, cieśla do ciesiołki, lekarz do leczenia, budowniczy do budowania, ten na pole się udaje, tamten z pola wraca; ci wokół miasta krążą, tamci z miasta wychodzą i znów do niego powracają. Wszystko to dzięki obecności jednego władcy i na jego rozkaz się staje i razem składa". Niestety, kasta biurokratyczna tak właśnie wyobraża sobie społeczeństwo z sobą jako bogiem i władcą. Powyższe zjawiska mogą się pojawić w każdym bogatym kraju demokratycznym, nie są one związane z Europą. Najlepszy dowód, że występują także w USA. Dlatego należy walczyć z biurokracją, pasożytnictwem socjalnym, moralnym rozkładem, fałszywymi ideologiami, a nie z Unią Europejską jako taką.

Natomiast w warunkach polskich akurat z UE mogą płynąć te niezdrowe tendencje, które samorzutnie też by się w Polsce pewnie pojawiły, ale dopiero po osiągnięciu sporo wyższego poziomu życia. A skoro przyszły wcześniej, hamują nas na drodze do dobrobytu, gdyż nas jeszcze bardziej nie stać na hojność socjalną, zawiłe przepisy i liczną administrację.

Argentyński poligon

Co z tego wyniknie? Wiadomo. Wie to każdy kompetentny ekonomista, który nie żyje z popierania polityki rządów. Wydatki ponad stan, biurokratyczne kajdany i lenistwo przyniosą pogłębiającą się recesję. Potem upadną systemy emerytalne i nasilą się konflikty wewnętrzne, a silniejsi jawnie zgniotą słabszych. Tak się składa, że mamy poligon doświadczalny: Argentynę. Przed 100 laty dorównywała ona zamożnością USA i bogatym krajom europejskim. Nie uległa zniszczeniom wojennym, ma bezpieczny przyrost naturalny (niecałe 1 proc.), etnicznie jest jednolita.

Jednakże już od 1916 roku przyjęła rozwinięty system świadczeń i kontroli biurokratycznej – dla dobra obywateli rzecz jasna – finansując to z wysokich podatków. Skutki dzisiejsze? PKB na osobę o 20 proc. niższy niż w Polsce, inflacja, głodowe emerytury, dzielnice nędzy, wstrząsy polityczne. Nawet z produkcją mięsa i zboża, dla której panują tam idealne warunki, powstały problemy. Tylko że Argentyna jest bezpiecznie położona. Europa ma natomiast Rosję, złe tradycje w Niemczech (Hitler został wybrany na skutek kryzysu gospodarczego), islam pod bokiem. Europa zbankrutowana i biurokratyczna nie obroni się militarnie.

Trzeba wyzwolić energię

Jak się ratować? Odwrotnie, niż myślą eurokraci. Wolnorynkowe prawodawstwo (wspólne, proszę bardzo), wolny przepływ ludzi i towarów. Żadnego wspierania bankrutów przez nowe pożyczki. Żadnego poszerzania strefy euro, raczej wyłączanie z niej krajów niepasujących do całości. Dyscyplina budżetowa, koniec z rozrzutnością socjalną i rozdętym zatrudnieniem w administracji. Mniejsze wydatki i mniejsze podatki – a wtedy gospodarka sama ruszy. Żadnych ideologicznych dziwactw, lecz sprawdzone zasady moralne.

Zamiast ograniczania suwerenności krajów – likwidacja gros instytucji europejskich. Odgórna integracja polityczna typu biurokratycznego hamuje rozwój gospodarki, gdyż zespół dynamicznych jednostek zastępuje euromamutem. Koncepcyjnie należy więc w Europie wrócić do wolnościowych założeń EWG. To taka propozycja jak polski postulat, żeby oprzeć się znowu na wolnorynkowej ustawie Wilczka. Te założenia są dziś przykryte grubą warstwą papieru ze szkodliwymi przepisami, ale gdy znajdzie się wola polityczna, znajdą się też specjaliści, którzy napiszą właściwe ustawy. Ich celem powinno być wyzwolenie zasobów, które Europa naprawdę ma. Ma ogromny majątek. Mnóstwo ludzi wykształconych, energicznych i pomysłowych, którzy w lepszych warunkach będą innowacyjni: i w sferze techniki, i przedsiębiorczości.

W krajach biedniejszych UE ludzie godzą się z tym, że są na dorobku i na razie nie zarobią tyle, ile inni. Europa ma kulturę, która jak dotąd okazała się najbardziej dynamiczna na kuli ziemskiej. Wojskowo jest nadal dość silna. Ludzie nie zechcą? Może. Ale najpierw trzeba spróbować. Na razie nie chcą politycy.

Autor jest ekspertem Centrum im. Adama Smitha, świeckim profesorem teologii na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim. Napisał m.in. książki „Moralna wyższość wolnej gospodarki", „Biblia o państwie", „Między polityką a religią".

Na temat jednoczenia Europy spotyka się poglądy skrajne: entuzjastyczne i wrogie. Tymczasem zbliżenie między krajami europejskimi, jakie nastąpiło po II wojnie światowej, ma dwie twarze. Zamysł integracji europejskiej po II wojnie światowej miał wyraziste cele polityczne i gospodarcze. Po pierwsze, trzeba było uniknąć nowej wojny. Po drugie, włączyć w integrację Niemców, by przestali zagrażać reszcie, a sami mogli się pokojowo odrodzić. Po trzecie, w sojuszu z USA zmusić Sowiety do odwrotu. Z kolei celem Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (EWG, najpierw od 1957 r. Francja, RFN, Włochy i Beneluks) było otwarcie rynków i zniesienie ograniczeń krępujących produkcję i wymianę. Choć powstały pewne regulacje centralne, były one dużo mniej dolegliwe niż uprzednie bariery celne, protekcjonizm i przepisy krajowe.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?