Dlaczego Platformie zaczęło przeszkadzać, że Rosjanie nie oddali wraku?

Kto zyskał, kto stracił

Publikacja: 07.04.2012 01:01

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Największym wygranym tego tygodnia jest moim zdaniem rzecznik SLD Dariusz Joński. Swymi wypowiedziami dla TVN24 przedstawiającymi stan jego wiedzy historycznej pokazał, jak wielką pracę wykonała lewica w odcinaniu korzeni od przeszłości i wyciąganiu rozmaitych trupów z szafy.

Poseł Joński bez wahania wskazał datę Chrztu Polski, ale całkiem wyłożył się na historii XX wieku. Jego zdaniem powstanie warszawskie wybuchło w 1988 roku, a Stan Wojenny wprowadzono rok później w 1989 roku, zapewne jako reperkusję za Powstanie. Wypowiedzi tej broń Boże nie uznałbym za dowodzącą braku wykształcenie posła Jońskiego.

Wręcz przeciwnie. Pokazuje to jak SLD walczy ze swym postkomunistycznym balastem. Jakże można winić władców PRL, którzy tworzyli po 1989 roku SLD o to, że choćby przez całe lata osiemdziesiąte w niewyjaśnionych okolicznościach z rąk SB zginęło kilkadziesiąt osób w tym wielu znanych księży, skoro, zdaniem rzecznika tej partii w 1988 roku na ulicach Warszawy młodzi powstańcy i sanitariuszki walczyli z hitlerowcami? To po pierwsze.

Po drugie widać jak dobrze udała się operacja na świadomości historycznej promowana przez "pewne środowiska". Obrońcy gen. Wojciecha Jaruzelskiego zawsze twierdzą, że wcale nie zdusił za pomocą czołgów solidarnościowego karnawału, by utrzymać się przy władzy, lecz by uratować Polskę przed Sowiecką interwencją. Wedle tej narracji Jaruzelski, który później zgodził się na okrągły stół, czerwcowe wybory i oddał władzę Solidarności, Stanem Wojennym niemal rozpoczął proces demokratyzacji Polski. Nic więc dziwnego, że rzecznik SLD powtarza tę kalkę - skoro Stan Wojenny to początek demokratyzacji, to musiał się wydarzyć... w 1989 roku.

Wniosek trzeci: obrońcy dotychczasowego systemu nauczania historii nie mają racji. To nieprawda, że dalsze ograniczanie liczby lekcji historii doprowadzi do tego, że powstanie pokolenie Polaków, które będzie zupełnie wykorzenione i przez nieznajomość dziejów swego kraju, zupełnie oderwane od tradycji, patriotyzmu itp. Przecież poseł Joński ma dziś trzydzieści trzy lata, chodził do szkoły przed reformą gimnazjalną, ukończył politechnikę i prawnicze studia podyplomowe. Skoro tak wykształcona osoba ma takie podejście do historii, cóż myśleć o zwykłych śmiertelnikach. Lepiej nie myśleć, bo bojaźń ogarnia iście niewielkanocna.

? ? ?

Dzięki fundacji Panoptykon po raz kolejny dowiedzieliśmy się, jak wygląda aktualny stan inwigilacji Polaków przez służby specjalne. Otóż w ubiegłym roku o nasze połączenia telefoniczne, internetowe, smsy i pozycje naszego telefony komórkowego służby specjalne występowały niemal dwa miliony razy. Rok wcześniej było to niecałe półtora miliona, w 2009 roku około miliona. Liczby te wskazują, że inwigilacja ma w Polsce charakter masowy. Ale nie to jest dla mnie najniezwyklejsze. Owszem, oburzyła się tą sprawą rzecznik praw obywatelskich, oburzenie przebijało z komentarza redaktor Ewy Siedleckiej z Gazety Wyborczej, sprawę odnotowała większość mediów, ale potraktowano ją, jako kolejny tam jakiś raport o sprawie mało znaczącej, o której rano czyta się w gazecie albo słyszy w radiu, a już wieczorem nie zostaje z niej nic w głowie. Dlaczego sprawa wydaje mi się warta zatrzymania? Bo to kolejny przykład nadużywania władzy przez służby specjalne za rządów Platformy Obywatelskiej. To kolejny przykład łamania prawa obywateli do prywatności (nikt niemal nie zostaje poinformowany po fakcie o tym, że był inwigilowany) całkowicie wyjęty spod kontroli sądu. Równocześnie ta sama Platforma Obywatelska ogłasza, że właśnie szykuje wniosek do Trybunału Konstytucyjnego przeciw Zbigniewowi Ziobrze i Jarosławowi Kaczyńskiemu. Powód? IV RP miała być rzekomo państwem powszechnej podejrzliwości, podsłuchów i inwigilacji. I to właśnie ta "atmosfera polityczna" miała doprowadzić do samobójczej śmierci Barbary Blidy. Co rusz przypomina się, jakoby rządy PiS były zagrożeniem dla demokracji.

Wytężam słuch, patrzę na portale i oczy przecieram ze zdumienia. Czy ktoś mówi, że Platforma jest zagrożeniem dla demokracji, ktoś organizuje białe marsze, ostrzega, że Polska schodzi z drogi zachodnich państw, na którą weszła dwadzieścia trzy lata temu. Ani słowa na ten temat. Zupełne milczenie.

Najwyraźniej problemem nie jest, to że Polacy są najbardziej inwigilowanym narodem w Europie, ale to, kto podsłuchuje. Jak podsłuchiwał Kaczor było źle. Jak podsłuchuje Tusk, no może dobrze nie jest, ale nie przesadzajmy z tym oburzeniem, bo jeszcze Kaczor wróci.

Za każdym razem, gdy media wygrzebią jakąś "aferę" z czasów IV RP wzywa się na świadków koronnych skruszonych współpracowników PiS czyli Romana Giertycha i Janusza Kaczmarka, którym nikt nie wypomina strasznego rządu, dla którego pracowali, lecz tylko prosi się o tym, by jeszcze raz opowiedzieli jaki straszny był Jarosław Kaczyński.

Czy to już hipokryzja? Z odpowiedzią na to pytanie zostawiam czytelników sam. Mnie w tym wszystkim interesuje co innego. Otóż, mam wrażenie, że zła sława rządów PiS jest zupełnie niewspółmierna do realnych osiągnięć ekipy z lat 2005-07. Wbrew platformerskiej legendzie realne osiągnięcia rządu PiS są odwrotnie proporcjonalne do emocji, jakie te rządy wywoływały. Ale też wbrew pisowskiej narracji, nie był to jedyny jasny moment w historii Polski po 1989 roku. W porównaniu z wojowniczą retoryką PiSu, realne osiągnięcia tamtego rządu są dość nijakie. A biorąc pod uwagę szkodliwość wojny polsko-polskiej i destrukcyjność dla społeczeństwa sporu PO-PiS, coraz częściej mam wrażenie, że warto odnośnie tamtych czasów zadać proste pytanie: czy w ogóle było warto.

Sęk w tym, że i kolejna ekipa rządowa, ekipa Donalda Tuska, nie może się pochwalić jakimiś gigantycznymi osiągnięciami. A przynajmniej realne efekty tych rządów, podobnie jak w przypadku rządów Kaczyńskiego, znajdują się na antypodach tego, co było zapowiadane. Wniosek? Trzeba trochę przetrzeć to, co mówi się i pisze na bieżąco, oddzielić miliony ton medialnej piany, i zajrzeć co jest pod spodem.

? ? ?

I tuż przed drugą rocznicą katastrofy smoleńskiej zajrzyjmy pod lakier i zapytajmy tylko o sedno w jednej sprawie: co z wrakiem polskiego tupolewa. Jestem dość zaskoczony tym, że na nieprzekazanie resztek maszyny coraz głośniej zaczynają narzekać przedstawiciele tzw. obozu władzy. O tym, że jest to decyzja wprost polityczna mówił minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. Grzegorz Schetyna i doradca prezydenta Tomasz Nałęcz zgodnie twierdzą, że nie mogą zrozumieć, dlaczego wrak wciąż nie wrócił do Polski. Nawet w dorocznym raporcie ze stanu polskiej polityki zagranicznej Radosław Sikorski narzekał, że poważnym problemem polskiej dyplomacji na wschodzi jest to, że wciąż nie udało nam się odzyskać gnijących na lotnisku Siewiernyj resztek rządowego Tu-154M. Zastanawiam się dlaczego nagle tylu ważnych polityków związanych z Platformą Obywatelską mówi teraz rzeczy, które stoją w sprzeczności ze słowami prezydenta Bronisława Komorowskiego, że w kwietniu 2010 r. Polska zdała egzamin. Mniejsza już w tej chwili o bałagan w państwie, który doprowadził do tego, że do katastrofy doszło. Mniejsza o wojnę o krzyż itp. Chodzi raczej o sposób wyjaśniania katastrofy smoleńskiej i to, jak państwo polskie zdaje egzamin w tej sprawie. Jak wyglądają nasze świetne relacje z Rosją w tym kontekście. Jak naprawdę wygląda nasza duża pozycja międzynarodowa w sytuacji, w której nie możemy od naszego sąsiada wydobyć nawet wraku samolotu?

Odwołam się więc do znanych słów księdza Natanka. Skoro po tylu miesiącach zapierania się przez PO, że w ogóle nic się nie stało, nagle coraz więcej związanych z nią polityków zaczyna wprost mówić o porażce, wiedzcie, że coś się dzieje! Co się zmieniło? Myślę, że dowiemy się w najdalej w ciągu kilku tygodni.

Największym wygranym tego tygodnia jest moim zdaniem rzecznik SLD Dariusz Joński. Swymi wypowiedziami dla TVN24 przedstawiającymi stan jego wiedzy historycznej pokazał, jak wielką pracę wykonała lewica w odcinaniu korzeni od przeszłości i wyciąganiu rozmaitych trupów z szafy.

Poseł Joński bez wahania wskazał datę Chrztu Polski, ale całkiem wyłożył się na historii XX wieku. Jego zdaniem powstanie warszawskie wybuchło w 1988 roku, a Stan Wojenny wprowadzono rok później w 1989 roku, zapewne jako reperkusję za Powstanie. Wypowiedzi tej broń Boże nie uznałbym za dowodzącą braku wykształcenie posła Jońskiego.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?