Tusk w czarnej dziurze

W sprawie smoleńskiej porażka Platformy jest widowiskowa, a jej rozmiarów chyba jeszcze nie uświadomili sobie polittechnolodzy tej partii

Aktualizacja: 15.04.2012 19:54 Publikacja: 15.04.2012 19:01

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys Seweryn Sołtys

Dzień po drugiej rocznicy Smoleńska Ryszard Kalisz pozwolił sobie na skrytykowanie postępowania rządu. Uznał za błąd podpisanie memorandum, w którym wyrażono zgodę na niezwrócenie wraku do zakończenia postępowania. „Polska powinna zastrzec, że ma prawo do podjęcia działań i zbadania wraku" – powiedział polityk SLD. I skrytykował Rosjan za umycie szczątków tupolewa. Krytyki Kalisza są łagodne, ale w tym wypadku ważne jest to, kto mówi. Bo sprawa smoleńska to nie emerytury, in vitro, przywileje dla gejów, legalizacja narkotyków, przeszkody dla przedsiębiorczości, KRUS, autostrady czy PKP. Opozycja nie miała dotąd obiekcji, aby w tych sprawach atakować rząd. Natomiast kwestia smoleńska nie należała do tego katalogu. I mimo że na Siewiernym zginęli lewicowcy, a także ludowcy, to ani SLD, ani PSL w zasadzie nie krytykowały postępowania rządu w sprawie 10 kwietnia.

Ewidentnie sprawa smoleńska miała być granicą, na której kończy się świat cywilizowany, a zaczyna dzicz. Tak w każdym razie, jak wszystko wskazuje, zaprojektowali to platformerscy piarowcy. A kierownictwa SLD i PSL najwyraźniej przyjęły tę niepisaną umowę. Może zresztą nie musiały przyjmować? Może było dla nich oczywiste, że ponieważ Smoleńsk stał się podstawowym elementem tożsamości PiS, nie określając zarazem tożsamości żadnej innej formacji, więc nadaje się dobrze do wyizolowania partii Kaczyńskiego, która jest zantagonizowana z establishmentem jako całością? I odwrotnie – mentalność „antysmoleńska" nadaje się do roli wspólnego mianownika dla całego establishmentu?

Jak PZPR w '88?

W kluczowych momentach, jak np. po ogłoszeniu raportu MAK, Platforma mogła liczyć na wsparcie ze strony i Stronnictwa, i Sojuszu. I choć zachowanie obu tych partii przy piątkowym głosowaniu nad pisowskim projektem uchwały w sprawie wraku świadczy, że na razie zasada ta się nie zmieniła, to wypowiedź Kalisza pokazuje moim zdaniem to, że coś pęka. Nie chodzi tylko o to, że wbrew dotychczasowej linii eseldowiec skrytykował rząd w sprawie Smoleńska. Przede wszystkim o to, że uczynił to właśnie Kalisz – lewicowiec już nawet nie kawiorowy, tylko „jaguarowy", salonowiec niekryjący wrogości wobec uosabiających IV RP polityków, jeszcze niedawno przebierający nogami, by uczynić z lewicy przystawkę Platformy.

Naprawdę w systemie Tuska „coś pęka, coś się kończy", skoro nawet dla Kalisza Platforma nie jest już tak atrakcyjna, jak była. Jest to efekt narastających problemów i kompromitacji rządzących, nie tylko związanych ze Smoleńskiem. I nie chodzi tu wyłącznie o ekonomię, emerytury i kryzys. Coraz bardziej zauważalna jest też nieefektywność europejskich działań rządu, fiasko przyjętej przez premiera strategii europejskiego prymusa, co zaowocować miało miejscem w „twardym jądrze UE", a skończyło się odesłaniem Polski na miejsce, gdzie „może być cicho". Ale jest to też efekt tego, co dzieje się w sprawie smoleńskiej. A oba te procesy nakładają się na siebie i wzajemnie intensyfikują.

- Wstąpić teraz do Platformy to byłoby tak, jakby wstąpić do PZPR w '88 roku – mówi polityk, którego akces do partii rządzącej był niedawno publicznie rozważany. Polityk ów twierdzi, że do PO nie wstąpiłby i tak, niezależnie od tego, co teraz z nią się dzieje, ale użyta przez niego metafora mówi wiele o tym, jak zaczyna być postrzegana partia rządząca – jeszcze niedawno ulubienica nie tylko salonów, ale i większości Polaków.

Trzy rafy

W sprawie smoleńskiej porażka Platformy jest widowiskowa, a jej rozmiarów chyba jeszcze nie uświadomili sobie polittechnolodzy tej partii. Najwyraźniej założyli oni kiedyś, że w tej kwestii karty zostały rozdane na trwałe. Czyli że emocje podzieliły tu Polaków na tyle, że nikt zdania nie zmieni. A więc nie tylko z tej strony nie należy spodziewać się zagrożenia, ale odwrotnie: w wypadku jakichś kłopotów wystarczy umiejętnie sprowokować jakimś kolejnym obraźliwym gestem w sprawie smoleńskiej, aby PiS znów wystraszył „milczącą większość", odnawiając w ten sposób jej związek z Platformą. Ta taktyka byłaby zapewne skuteczna, gdyby nie to, że smoleńska narracja rządu rozbiła się na kilku rafach. Jedna z najważniejszych to kompromitacja komisji Millera w kwestii generała Błasika. Chodzi o błędne a anonimowe przypisanie mu słów wypowiedzianych przez drugiego pilota, co miało dowodzić jego obecności w kokpicie. Obecność zaś miała być pośrednim dowodem na sławetne „naciski" na załogę.

W dodatku, gdy wyszło to na jaw, podjęto (za pomocą przecieków) zdemaskowaną natychmiast próbę uratowania tej opowieści poprzez kłamliwe relacje dotyczące miejsca, w którym odnaleziono szczątki generała. Druga rafa to przyjęta przez rząd i medialny mainstream zasada niepolemizowania z publikowanymi w ciągu ostatnich miesięcy ustaleniami polonijnych fizyków, z prof. Wiesławą Biniendą na czele. „Nie dyskutują – widać nie potrafią" – tak ocenia to coraz więcej ludzi, w tym i bynajmniej niezaliczających się dotąd do wierzących w zamach.

Trzecia rafa to narastająca arogancja władz rosyjskich, przejawiająca się najbardziej spektakularnie poprzez niewydawanie wraku (oddanie szczątków samolotu obiecywano już kilkakrotnie i nie wywiązywano się z tego, stawiając polskie władze w niezręcznym położeniu). Sprawa wraku przebiła się do świadomości, nawet bardzo prorządowi dziennikarze zaczęli zgłaszać tu pretensje. A niemal od dnia katastrofy trwał nieprzerwany ciąg kłamstw. „Debeściaki", „jak nie wyląduję, to mnie zabije", rzekoma kłótnia Protasiuka z Błasikiem przed odlotem, wygłaszane z sejmowej trybuny ponure aluzje Tuska, jakoby polski raport miał przynieść jakieś straszne i kompromitujące stronę pisowską informacje... Nic z tego się nie potwierdziło. A odkładało się w podświadomości wielu – oczywiście nie fanatycznych antypisowców, ale tych wyborców środka, których piarowcy Tuska uznali za trwale przytroczonych do rydwanu Platformy na skutek radykalizacji Kaczyńskiego. Odkładało się, i w końcu zaczęło się przelewać.

I moim zdaniem sondaże dopiero zaczynają wychwytywać ten dziejący się w głowach wielu ludzi proces, który może mieć daleko idące konsekwencje, a który dobrze widać np. w sieciach społecznościowych, na profilach części osób zajmujących dotąd stanowisko proplatformerskie i antyzamachowe.

Mentalne powroty

„Tego nie rozumiem. Czemu tego Badena nie dopuszczono? To durnie, przecież to ucięłoby wszelkie spekulacje" – pisze na Facebooku o odmowie powołania amerykańskiego eksperta na biegłego głosująca na Platformę trzydziestolatka. „Ja, wyśmiewająca różne teorie spiskowe, na skutek tego durnego działania zaczynam mieć wątpliwości i wierzyć »we wszystko« i w nic". „Będą żałować" – odpowiada jej podobna do niej politycznie koleżanka. „Nawet mój mąż zaczyna sądzić, że albo coś ukrywają, albo mają na sumieniu, albo robią na złość, ale jeśli tak, to strzał w stopę". „Polityczni komentatorzy zachodzą w głowę: dlaczego niewierzący ustępują pola, dlaczego nie zbijają argumentów sekciarzy, dlaczego pozwalają, by smoleńska propaganda zdobywała umysły i serca coraz większej grupy obywateli? Jeszcze rok temu w zamach wierzyło kilka procent Polaków, dziś kilkanaście. Ile będzie wierzyć za rok? Pewnie jeszcze więcej" – załamuje ręce Wojciech Maziarski w „GW".

Na łamach tejże „Gazety" tłumaczy mu Bohdan Wróblewski: „W PO są pewni, że Polacy mają już dość tematu katastrofy, więc nie ma co do niego wracać. Poza tym elektorat PO jest racjonalny, a o wiernych PiS »wyznawców religii smoleńskiej« nie ma co się bić". - Kiedyś byłem pewien, że to nie był zamach, ale teraz... Przecież po Rosjanach można spodziewać się wszystkiego – mówi mi nie żaden pisowiec, tylko bliski współpracownik jednego z najbogatszych polskich biznesmenów. - Widziałam, jak telewizja przepytywała ludzi. Wszyscy mówili, jak nienawidzą Tuska! – 10 kwietnia na Krakowskim Przedmieściu entuzjazmuje się dziewczyna, która półtora roku temu po wypchnięciu z PiS grupy PJN demonstrowała wobec Jarosława Kaczyńskiego bardzo negatywne emocje. Gdy jej to teraz przypominam, chmurzy się i odpowiada: - Mam prawo tu być! Kolejni publicyści, do niedawna odrzucający hipotezę zamachu albo unikający zadeklarowanie, co sami sądzą na ten temat, publikują artykuły, z których wynika, że teraz co najmniej uznają tę możliwość za dopuszczalną. Dlaczego? Bo nikt nie polemizuje z Biniendą, bo Miller kłamał, a Rosjanie nie oddają wraku.

A Dariusz Karłowicz i Marek Cichocki, animatorzy środowiska „Teologii Politycznej", które do niedawna szło na polu polityki intelektualnej podobną drogą, co PJN na polu polityki sensu stricto, publikują (w „Rz") artykuł, interpretowany jako mentalny powrót autorów do ich wizji Polski sprzed dwóch lat, gdy stanowili część skupionej wokół PiS koalicji IV RP. Narasta fala takich mentalnych powrotów.

* * *

W styczniu 2011 roku, po raporcie MAK, pisałem w „Rzeczpospolitej":„Donald Tusk stoi przed wielkim zagrożeniem i wielką szansą. Zagrożenie polega na tym, że z tych czy innych przyczyn związał się publicznie z resetem, rozumianym jako nowa epoka przyjaźni polsko-rosyjskiej i zaufania Rosjanom. Odejście od tej strategii może być zrozumiane jako przyznanie, że pisowska opozycja miała rację... Ale dalsze brnięcie, udawanie, że nic się nie stało, byłoby jeszcze gorsze... Szansą dla Tuska jest natomiast mądre i kontrolowane podjęcie rękawicy. Premier ma wciąż ogromny kapitał zaufania, błąd smoleński jedni by mu wybaczyli, a inni zepchnęli w podświadomość". Dziś można stwierdzić, że premier z tej szansy nie skorzystał. Smoleńsk to polityczna czarna dziura, która powoli wchłania Donalda Tuska.

Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Źle o Nawrockim, dobrze o Hołowni, w ogóle o Mentzenie
Opinie polityczno - społeczne
Wybory prezydenckie zostały rozstrzygnięte. Wiemy już, co zrobi nowy prezydent
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne