Niebezpieczne zabawy Palikota

Januszowi Palikotowi chodzi tylko o to, by rozbujać społeczne nastroje. Bowiem tylko w sytuacji konfliktu religijnego może powiększać swój elektorat - pisze publicysta

Publikacja: 23.05.2012 20:05

Tomasz P. Terlikowski

Tomasz P. Terlikowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Show z Januszem Palikotem (i jego pseudoapostazją) w roli głównej może być groźny. Polityk ruchu poparcia samego siebie przy współudziale mediów kreuje bowiem nowego kozła ofiarnego, walką z którym przesłonić można realne problemy naszego kraju. Raz rozpalone emocje religijne (antyreligijne też) niełatwo dają się ostudzić, szczególnie gdy u ich podstaw leży umiejętnie rozgrywany medialny show.

Wróg zmitologizowany

I nie ma najmniejszego znaczenia, że apostazja Palikota jest typowym pustym gestem (czy wręcz symulakrem, narracją odsyłającą wyłącznie do samej siebie). Przylepianie kartek do drzwi świątyń nie ma nic wspólnego z formalnym aktem wystąpienia z Kościoła.

Większego sensu nie miało także Palikotowe nawiązanie do słynnego przybicia tez Marcina Lutra na drzwiach kościoła w Wittenberdze (i to nie tylko dlatego, że opowieść ta jest legendą -  w rzeczywistości augustianin przedstawił tezy do dyskusji profesorom miejscowego wydziału teologicznego). Akt ten nie miał nic wspólnego z występowaniem ze wspólnoty wiary czy jej wyrzekaniem się, a był normalną w owym czasie formułą rozpoczynania dyskusji teologicznej, która -  o czym wiemy my, ale nie wiedział tego w momencie wystąpienia Luter -  ostatecznie doprowadziła do reformacji. Reformacji, która jednak nie była apostazją, ale próbą uzdrowienia -  realnie złej w tamtym momencie -  sytuacji Kościoła.

O tym wszystkim w przypadku Palikota nie ma mowy. Jemu chodzi tylko o to, by rozbujać społeczne nastroje. Tylko bowiem w sytuacji zimnej (a jeszcze lepiej gorącej) wojny religijnej możliwe jest powiększanie przez niego swojego elektoratu. Mówiąc wprost -  Palikot wie, że jak dla PO najlepszą gwarancją władzy jest zmitologizowany wróg w postaci Prawa i Sprawiedliwości, tak dla niego jedyną gwarancją istnienia politycznego jest skuteczne zmitologizowane obrzydzenie Kościoła, uczynienie z niego głównego wroga wolności Polaków.

Spór o inwestyturę

Bez Kościoła, który jest głównym przedmiotem negatywnych odniesień polityka z Biłgoraja, jego ugrupowanie nie ma sensu i przyszłości. Problem polega tylko na tym, że budując w ten sposób swoje poparcie w elektoracie, Palikot niszczy główny fundament ładu społecznego, jakim jest nadal w Polsce Kościół. A to jest już niebezpieczne dla państwa, a nie tylko dla ludzi wierzących.

Show Palikota ma jednak negatywne znaczenie także dla Kościoła. I to nie dlatego, że odciągnie od niego wielu wiernych, ale dlatego, że utrwali w opinii publicznej przekonanie, że politycy mają prawo mieszać się w wewnętrzne sprawy wspólnoty wiernych.

Istotą postulatów Palikota (jeśli wczytać się w to, co wypisuje on na swoim blogu) jest bowiem, ni mniej ni więcej, tylko to, żeby to państwo (w osobie Donalda Tuska) regulowało sposób, w jaki wierny Kościoła ma go opuszczać.

Problem polega tylko na tym, że w ten sposób naruszeniu ulega ważna dla demokracji zasada rozdziału państwa i Kościoła, której fundamenty sięgają średniowiecznych sporów o inwestyturę. Władza wchodzi w zakres działań Kościoła, odbiera mu prawo do własnego rozstrzygania wewnętrznych spraw. A to nie tylko odbiera przestrzeń wolności sumienia ludziom wierzącym, ale także utrudnia działanie zewnętrznemu oceniającemu moralność, jaką w krajach cywilizacji łacińskiej jest Kościół.

Wolność działania, niezależność od instytucji państwowych jest gwarancją tego, iż Kościół będzie odważnie i otwarcie oceniać działania moralne polityków. Te opinie mogą nas złościć, możemy się z nimi nie zgadzać, ale nie ulega wątpliwości, że są one ważne. Gdy ich zabraknie, zaczyna brakować instytucji, która potrafi powiedzieć "stop" jakimś złym działaniom.

Tak było w Skandynawii (gdzie Kościoły były -  a niektóre nadal są -  ściśle podporządkowane państwu, tak że to ono dyktuje im zasady działania i normy prawne), gdzie zabrakło sprzeciwu chrześcijan wobec trwającej do lat 70. polityki przymusowej sterylizacji osób "nieużytecznych społecznie". A zabrakło go właśnie dlatego, że Kościół był uzależniony od państwa i polityków, na wzór proponowany przez Palikota.

Dlatego nie należy lekceważyć Palikota. On -  niestety -  wie, co robi. Tworząc nowego kozła ofiarnego z Kościoła, umacnia swój elektorat, ale jednocześnie, i to jest naprawdę groźne, niszczy fundament społeczny, moralność i przygotowuje grunt do nowej wojny religijnej. Nie takiej, jak z okresu reformacji, ale takiej, z jaką mieliśmy do czynienia na początku lat 90. Albo mocniejszej. Trudno nie zadać pytania: czy Polska rzeczywiście jej potrzebuje?

Autor jest filozofem i teologiem, redaktorem naczelnym portalu Fronda.pl, adiunktem  w WSIZiA w Warszawie

Show z Januszem Palikotem (i jego pseudoapostazją) w roli głównej może być groźny. Polityk ruchu poparcia samego siebie przy współudziale mediów kreuje bowiem nowego kozła ofiarnego, walką z którym przesłonić można realne problemy naszego kraju. Raz rozpalone emocje religijne (antyreligijne też) niełatwo dają się ostudzić, szczególnie gdy u ich podstaw leży umiejętnie rozgrywany medialny show.

Wróg zmitologizowany

I nie ma najmniejszego znaczenia, że apostazja Palikota jest typowym pustym gestem (czy wręcz symulakrem, narracją odsyłającą wyłącznie do samej siebie). Przylepianie kartek do drzwi świątyń nie ma nic wspólnego z formalnym aktem wystąpienia z Kościoła.

Większego sensu nie miało także Palikotowe nawiązanie do słynnego przybicia tez Marcina Lutra na drzwiach kościoła w Wittenberdze (i to nie tylko dlatego, że opowieść ta jest legendą -  w rzeczywistości augustianin przedstawił tezy do dyskusji profesorom miejscowego wydziału teologicznego). Akt ten nie miał nic wspólnego z występowaniem ze wspólnoty wiary czy jej wyrzekaniem się, a był normalną w owym czasie formułą rozpoczynania dyskusji teologicznej, która -  o czym wiemy my, ale nie wiedział tego w momencie wystąpienia Luter -  ostatecznie doprowadziła do reformacji. Reformacji, która jednak nie była apostazją, ale próbą uzdrowienia -  realnie złej w tamtym momencie -  sytuacji Kościoła.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?