Zachowują się jak zorganizowana mafia, która - szermując hasłami obrony klientów - chce zachować monopol na udzielanie zezwoleń komu wolno, a komu nie wolno wozić ludzi.
Konkurencja w tym zakresie - jak głoszą transparenty protestujących - doprowadzi do pogorszenia jakości usług. Co więcej, Związek Zawodowy Taksówkarzy przekonuje, że ich profesja "musi być zawodem zaufania publicznego".
W rzeczywistości jednak działania taksówkarzy to wyłącznie obrona własnych interesów - kosztem nas wszystkich. Niczym nie przypomina to działań dawnych gildii, dbających bardziej o poprawę świadczonych usług, a mniej o obdzieranie ludzi z ich dobytku. Być może taksówkarze wychodzą z założenia, że absurd powtarzany stukrotnie stanie się obowiązującym dogmatem. Nie dajmy się jednak nabrać. Bałamutnej argumentacji przeczą bowiem fakty.
Po pierwsze: rynek udowodnił już, że potrafi narzucone odgórnie reguły omijać. W najlepsze funkcjonuje nielicencjonowany przewóz osób i nie słyszy się masowych narzekań oszukanych klientów. Jest wręcz odwrotnie - cieszą się, że mają wybór i niższe ceny.
Po drugie: wszelkie udane próby wymuszenia na słabych rządach specjalnego traktowania to po prostu swego rodzaju podatek korupcyjny. Za takie przywileje płacą konsumenci, bo reguły gry ustalają korporacje, a nie wolny rynek.