Na co dzień Jan Vincent-Rostowski lubi odgrywać rolę dobrego księgowego, który dba o to, aby w rządowym sprawozdaniu finansowym wszystko było na swoim miejscu. Prawdą jest, że zabezpieczenie strony dochodowej budżetu państwa stanowi jedno z najważniejszych zadań ministra odpowiedzialnego za finanse publiczne. Jednak obrana w przypadku e-booków strategia polskiego fiskusa polegająca na bezrefleksyjnej i upartej walce o zachowanie standardowej stawki VAT może mieć efekt odwrotny i w istocie może doprowadzić do narażenia budżetu na wymierne straty.
O obecnym stanowisku ministra finansów w sprawie opodatkowania e-booków z całą pewnością można powiedzieć, że nie sprzyja ono ani polskim przedsiębiorcom, ani czytelnikom, ani też fiskusowi. Polityka ta wyraźnie szkodzi. Wszystkim.
Całej sprawie dodatkowej wagi nadaje fakt, że dotychczasowemu, kontrowersyjnemu stanowisku ministra finansów wiele stron (w tym rzecznik praw obywatelskich) zarzuca niezgodność z prawem unijnym i niekonstytucyjność.
Bilans otwarcia, podatkowy bałagan na rynku książki
Obecny rząd nigdy nie rozpieszczał wydawców książek. Od 2011 r. polski rynek książki musiał się zmierzyć z utratą prawa do stosowania zerowej stawki VAT na sprzedaż książek, wskutek fiaska negocjacji rządu z Komisją Europejską. Rządowi nie udało się bowiem utrzymać korzystnej dla polskiego czytelnictwa derogacji przepisów, mimo że do dzisiaj wybrane państwa członkowskie utrzymują obniżone bezterminowo (sic!) stawki VAT na książki: Irlandia i Wielka Brytania 0 proc., Luksemburg 3 proc., Hiszpania i Włochy 4 proc. Co więcej, podwyżce VAT towarzyszył chaos w wydawnictwach spowodowany wprowadzeniem przez rząd skomplikowanych przepisów przejściowych (vide "Rzeczpospolita" z 6.01.2012 r., Ł. Gołębiewski, Najgorszy rok dla książki).
I tak, dyskryminacyjne opodatkowanie wydawnictw elektronicznych wpisuje się w swoisty podatkowy bałagan na rynku książki. Książki elektroniczne bowiem, inaczej niż preferencyjnie opodatkowane książki tradycyjne (5 proc. VAT), są opodatkowane według podstawowej stawki VAT – 23 proc. Różnica ta (czyli aż 18 pkt proc.) musi budzić zdziwienie czytelnika, dla którego książki w formie papierowej oraz elektronicznej stanowią towary konkurencyjne. Inaczej jest jednak dla polskiego fiskusa, który stosuje dość archaiczną interpretację przepisów i wyłącznie sprzedaż książki w formie tradycyjnej uznaje za „dostawę książek" korzystającą z relatywnie niskiego opodatkowania VAT (5 proc.). Tymczasem sprzedaż e-booków w Internecie, w oczach Ministerstwa Finansów, nie mieści się w definicji dostawy książek i konsekwencji uznawana jest za usługę opodatkowaną podstawową stawką VAT (23 proc.).
Jan Vincent-Rostowski kontra reszta świata
Powyższa interpretacja przepisów podatkowych jest utrzymywana przez ministra finansów nie tylko wbrew rzeczywistości gospodarczej. Minister finansów wydaje się bowiem również odporny na padające z różnych kierunków argumenty natury prawnej, które przemawiają za zmianą stanowiska w zgodzie z przepisami nadrzędnej w tym względzie unijnej dyrektywy VAT.
Obecny minister finansów przyzwyczaił nas, że pozostaje głuchy nawet na najbardziej merytoryczne wskazówki posłów opozycji, stąd zaskoczeniem nie była odpowiedź ministra na interpelację poselską z 24 stycznia br. w sprawie opodatkowania e-booków, w której minister finansów stanął murem za dyskryminacyjnym dla e-wydawców podatkowym status quo. Korzystając z okazji, z pisma warto przytoczyć akcent humorystyczny – minister stwierdził, że równe traktowanie elektronicznych i papierowych książek na gruncie VAT jest niebezpieczne, ponieważ może doprowadzić nawet do zaniku tradycyjnej formy czytelnictwa. Rozumiemy, że rozterek ministra nie podzielała Kancelaria Sejmu, składając zamówienie na iPady dla wszystkich posłów.