Po diabła narody?

Zamiast podejrzewać Obraniaka, Perquisa i Polanskiego o zdradę, w decydującym momencie powinniśmy się cieszyć, że wybrali właśnie Polskę - pisze publicysta „Rzeczpospolitej

Publikacja: 11.06.2012 20:55

Dariusz Rosiak

Dariusz Rosiak

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Pytanie brzmi, czy Polanski zdradzi. Czy Perquis wsadzi łokieć, tam gdzie inni nie boją się wsadzać głowy i czy Obraniak w decydującej chwili nie da nogi? Tak brzmią pytania, które stawiają sobie dziś prawdziwi Polacy, czyli tacy, którzy boją się farbowanych lisów.

Farbowany lis jest przebiegły i perfidny. Na powitanie macha kitą, a potem pożera niewinne orlątka, czyli nas. A my biedni giniemy z honorem. Jak zwykle przez nich.

Ogarnia nas strach

Tak w niewielkim uproszczeniu wygląda filozofia obrońców prawdziwej polskości w polskiej reprezentacji piłkarskiej, filozofia, której głównym rzecznikiem stał się, niestety, Jan Tomaszewski, człowiek, który swojego czasu potrafił w pojedynkę uciszyć Wembley ryczące „Animals!" na widok piłkarzy z Polski.

Potem Tomaszewski jeździł trochę po Europie, grał nawet w Hiszpanii, gdzie ludzie bywają z wyglądu i pochodzenia różni, ale nic mu to nie dało. Został w świecie, w którym Polak to jest człowiek urodzony w Polsce z polskiej matki i polskiego ojca.

Nigdy tak nie było. Od czasów jagiellońskich siłę i bogactwo Rzeczypospolitej stanowiły jej narody. Niedawno moja dziewięcioletnia córka spytała mnie, dlaczego Adam Mickiewicz pisał, że jego ojczyzną jest Litwa, skoro był Polakiem. Pewnie dlatego, że można było (niestety, teraz o to coraz trudniej i to akurat nie z polskiej winy) być Polakiem i Litwinem, a także Polakiem i Żydem, Polakiem i Niemcem jednocześnie.

Okazuje się, że w pełnym ponurych nacjonalizmów międzywojniu łatwiej było zachować wielonarodową tożsamość niż w dzisiejszej ponoć nowoczesnej Europie. Przed wojną w piłkarskiej reprezentacji Polski grali Żydzi i Niemcy. Dziś na widok grającego w kadrze Smudy Francuza czy Niemca, którego rodzice wyjechali przed laty z Polski za chlebem, ogarnia nas strach.

Polityka imigracyjna

Sprawa jest w istocie prosta i niezbyt dramatyczna. Jesteśmy tym, za kogo sami się uznajemy. Akurat tożsamość narodowa zwykle -  poza Niemcami hitlerowskimi -  była w czasach współczesnych negocjowana i płynna.

Znam Żydów, którzy nie mają i nie chcą mieć nic wspólnego z Izraelem, i Polaków, którzy wstydzą się, że pochodzą z Polski, po roku pobytu za granicą udają obcy akcent i zapominają języka, którego i tak nie umieli, a ich dzieci nie wiedzą, kim są. Anglik może być równocześnie Brytyjczykiem, a Szkot może uznać, że Brytyjczykiem jest albo nie jest. I do widzenia.

Na Litwie żyją Polacy, którzy mówią lepszą polszczyzną od wielu warszawskich dziennikarzy, mimo że nigdy w życiu nie byli Polsce. Kiedyś w Hiszpanii spotkałem 50-letnią Argentynkę, która była w Polsce tylko raz w życiu, mówiła wyśmienicie po polsku i nie miała żadnych wątpliwości, że jest Polką. Oraz Argentynką. I jeszcze miała obywatelstwo hiszpańskie. Ech, jak ona tańczyła oberki i kujawiaki

Zamiast podejrzewać Obraniaka, Perquisa i Polanskiego o zdradę, w decydującym momencie powinniśmy się cieszyć, że wybrali właśnie Polskę. Nawet patrząc na to z czysto merkantylnego punktu widzenia -  nas to nic nie kosztuje (gdzie są te wspaniałe rodzime talenty, o których majaczy czasem Tomaszewski?), możemy na tym wyłącznie skorzystać. Dzięki akceptacji „innych Polaków w sporcie" możemy się również nauczyć, jak powinna wyglądać udana polityka imigracyjna w Polsce.

Nic do stracenia

W reprezentacji Niemiec gwiazdami są: Polacy, Hiszpan, Turek, Ghańczyk, dlaczego w naszej reprezentacji nie mieliby być Polacy, którzy pochodzą z innych krajów? Na ostatnich mistrzostwach świata kanclerz Merkel wskazywała reprezentację jako ideał niemieckiej integracji narodowej. Dlaczego nie uczymy się od Niemców?

Mamy tysiące Wietnamczyków, z których powinniśmy wyławiać najlepszych i czynić z nich Polaków, w przyszłości na pewno trafią do nas przybysze z innych krajów. Przyjmijmy ich, pokażmy, jak dobrze być Polakiem i traktujmy jak swoich.

To nie jest proste, ale nie mamy nic do stracenia -  ani skrawka imperium, ani jednej strony ponurej kolonialnej przeszłości. Możemy pozbyć się co najwyżej własnych uprzedzeń, ale nie musimy z niczego rezygnować, zwłaszcza z poczucia przynależności narodowej.

Dajmy szansę każdemu

Jacek Kaczmarski pisał w „Limerykach o narodach:

Narody, narody! Po diabła narody


Stojące na drodze do szczęścia i zgody?


Historia nam daje dobitne dowody:


Pragniecie pokoju?


-  Usuńcie przeszkody|


Narody, narody, narody!

Ale, jak to u Kaczmarskiego zawsze dobrze doczytać do końca:

Ach gdybyż narodów na świecie nie było,


Jak nam by się wtedy szczęśliwie tu żyło!


Dla dobra człowieka, dla szczęścia ludzkości


Złączonej w potężnym uścisku miłości


Aż z trzaskiem pękałyby kości

Skoro bez narodów się nie da, to dajmy szansę każdemu, kto czuje się Polakiem. Zaczynając od piłkarzy.

Pytanie brzmi, czy Polanski zdradzi. Czy Perquis wsadzi łokieć, tam gdzie inni nie boją się wsadzać głowy i czy Obraniak w decydującej chwili nie da nogi? Tak brzmią pytania, które stawiają sobie dziś prawdziwi Polacy, czyli tacy, którzy boją się farbowanych lisów.

Farbowany lis jest przebiegły i perfidny. Na powitanie macha kitą, a potem pożera niewinne orlątka, czyli nas. A my biedni giniemy z honorem. Jak zwykle przez nich.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Źle o Nawrockim, dobrze o Hołowni, w ogóle o Mentzenie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Wybory prezydenckie zostały rozstrzygnięte. Wiemy już, co zrobi nowy prezydent
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne