Czy Kaczyńskiemu starczy wytrwałości

Nowy PiS, przedstawiający na spokojnie interesujące propozycje, musiałby trwać dłużej niż dwa, trzy miesiące. W przeciwnym wypadku cały wysiłek nic nie jest wart - uważa publicysta

Aktualizacja: 06.09.2012 08:56 Publikacja: 05.09.2012 21:54

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Stary dowcip o Jarosławie Kaczyńskim - a może raczej o jego przeciwnikach - mówi, że lider PiS przekracza Wisłę, idąc po wodzie. Na co jeden zwolennik PO powiada do drugiego: „Popatrz, co za ofiara. Nawet pływać nie umie".

Po programowym wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego takiej krytyki było stosunkowo niewiele (co trafnie dostrzegł w swoim tekście w „Rz" Piotr Gursztyn). Cały rytualny teatr, jaki się wokół niego odbył, sprawiał wrażenie zorganizowanego nieco na siłę, jak gdyby tylko z rozpędu. Faktycznie, jeszcze kilkanaście miesięcy temu byłaby to okazja do trwających tydzień ataków na lidera opozycji, choćby nawet przedstawił najbardziej merytoryczne plany. Dziś, w obliczu nadciągających coraz nieuchronniej lat suchych, jest to trudniejsze. Co z tego wynika dla PiS?

Odkleić gębę

Przemówienie było wyjątkowo rzeczowe, pozbawione złośliwych wycieczek pod adresem rządzących oraz bez wspominania o katastrofie smoleńskiej. Są dwie możliwości: że to początek większej strategii - jak sugerowałyby płynące z PiS głosy - lub że to jedynie swego rodzaju incydent. Czyli element mozaiki w stylu „dla każdego coś miłego". W jednym wystąpieniu Kaczyński mówi o propozycjach ekonomicznych, a w innym wraca do kwestii katastrofy i konieczności ukarania winnych. W takim wypadku nie mielibyśmy do czynienia z żadną zmianą, a znaczenie wystąpienia Kaczyńskiego dla losów jego formacji byłoby zerowe.

Jeżeli jednak mamy faktycznie do czynienia z nowym zamysłem, to lider PiS staje - który to już raz? - przed tym samym problemem: w jaki sposób uwiarygodnić ten zwrot i utrzymać się na obranej drodze.

Takich prób mieliśmy w ostatnich latach wiele, z czego najbardziej znacząca była ta podjęta przez Kaczyńskiego jako kandydata na prezydenta. Została szybko zarzucona po przegranych wyborach, dostarczając argumentu tym, którzy każdy kolejny podobny manewr chcą kwitować jako próbę oszukania ludzi przez prezesa. I tym razem ta narracja z pewnością się pojawi. Jarosławowi Kaczyńskiemu jego polityczni przeciwnicy przyprawili bardzo skutecznie gębę - trzeba dodać, nie bez jego wydatnej pomocy -  a pozbycie się takiej politycznej gęby jest bardzo trudne. Nie ma na to innej rady niż żelazna konsekwencja.

Nowy PiS, przedstawiający na spokojnie interesujące propozycje, musiałby trwać dłużej niż dwa, trzy miesiące. W przeciwnym wypadku cały wysiłek nic nie jest wart. A nie można przy tym zapominać, że aktualna linia jest w jakiejś części funkcją sporów wewnątrzpartyjnych.

Inna retoryka, inne twarze

Drugie pytanie brzmi: do kogo właściwie ten nowy wizerunek i nowe propozycje są kierowane? Wśród twardych zwolenników Prawa i Sprawiedliwości od dawna obowiązywało myślenie w stylu okopów Świętej Trójcy: lemingami nie warto się zajmować, będzie drugi Budapeszt, jak portfele schudną, to tamci sami do nas przyjdą, a moralna wyższość liczy się bardziej niż wygrywanie wyborów. Ta grupa pozostanie jednak przy PiS bez względu na to, czy leitmotivem partii będzie Smoleńsk, czy interesujące propozycje gospodarcze.

Jednocześnie z wielu stron odzywały się głosy przeciwne, z których być może najciekawszy płynął ze strony prof. Andrzeja Zybertowicza, od jakiegoś czasu analizującego przy użyciu warsztatu socjologicznego przyczyny obecnego stanu rzeczy w polskiej polityce. Prof. Zybertowicz zastanawiał się wielokrotnie nad powodami zablokowania elektoratów i nad emocjami, jakimi kierują się może nie tyle zwolennicy PO, ile twardzi, emocjonalni przeciwnicy PiS. I apelował, żeby z kolejnych porażek zacząć wyciągać wnioski.

Trudno się łudzić, że pomiędzy PO a PiS rychło zaistnieje znaczący przepływ elektoratu. I raczej nie o to może walczyć dziś PiS. Na razie - w pierwszej kolejności - musiałaby to być walka o przestawienie politycznej retoryki na inne tory. To się już częściowo udało - rytualne i wygłaszane bez przekonania frazesy polityków PO, jakimi komentowali wystąpienie Kaczyńskiego, nijak się miały do jego treści.

Materiałów w mediach nie dało się ustawić tak, aby tego rozziewu całkiem nie pokazać, bo tym razem nie było za co prezesa złapać. Nie było tam żadnego „ZOMO", żadnego „prawdopodobnego zamachu" ani „wybranej z wiadomych powodów Angeli Merkel". Gdyby była to trwała zmiana w sposobie komunikowania, coraz trudniej byłoby pacyfikować wystąpienia polityków największej partii opozycji ogranymi kliszami.

Czy jednak tak będzie? Wymagałoby to nie tylko zdyscyplinowania wszystkich wypowiadających się w imieniu partii, ale też trwałego schowania niektórych twarzy. Tak się już częściowo stało choćby z Antonim Macierewiczem. W Warszawie z PiS wyrzucony został radny Maciej Maciejowski, znany z ostrego i nieparlamentarnego języka. W mediach coraz częściej miejsce sztywnych odtwarzaczy przekazów dnia w rodzaju Mariusza Błaszczaka zajmuje błyskotliwy i konkretny Przemysław Wipler. Ale znów - i tu potrzebna by była konsekwencja obliczona na lata.

Odczarować strach

Za kilka czy kilkanaście miesięcy może się okazać, że warunki bytowe wielu wyborców PO znacząco się pogorszą, a partia rządząca nie będzie w stanie zaoferować nic poza wciąż tymi samymi chwytami. To może nadal działać, o ile druga strona konfliktu chciałaby odgrywać dotychczasową - całkiem przecież dla siebie wygodną - rolę. Jeżeli jednak się z niej wyłamie, ta koncepcja w okolicznościach kryzysowych prawdopodobnie się posypie. Coraz chudszych portfeli nie da się wypełnić słowną watą o „strasznym PiS".

Wymuszenie przez PiS na PO odejścia od tego najłatwiejszego i zarazem najbardziej jałowego sposobu walki z opozycją byłoby już samo w sobie sukcesem. Zauważmy, że minister Rostowski zapowiedział wyliczenie kosztów propozycji PiS, a to jednak nowa jakość. Sprawy nie dało się już załatwić plemiennymi pohukiwaniami posłów Halickiego czy Kidawy-Błońskiej.

W drugim kroku trzeba by odczarować irracjonalny strach i emocje, które motywują większość bezrefleksyjnych dzisiaj wyborców PO do głosowania na tę partię, głównie jako jedyny środek zapobiegawczy przeciwko rządom PiS i „strasznego Kaczora".

W trzecim kroku PiS mógłby myśleć o przejęciu jakiejś części dotychczasowych wyborców PO -  tych, którzy dali tej partii zwycięstwo w ostatnich wyborach. Nie jest to teoretycznie niemożliwe. W gruncie rzeczy propozycje, jakie ma partia Jarosława Kaczyńskiego dla drobnych przedsiębiorców czy klasy średniej, są co najmniej tak samo interesujące jak te, którymi mamiła kiedyś PO (niemal żadnych potem nie realizując). Fakty są też brutalne dla Platformy: podczas gdy PiS faktycznie zmniejszył obciążenia i obniżył podatki, PO je brutalnie podwyższa.

Tu jednak konieczna byłaby znowu - można to powtarzać do znudzenia - żelazna konsekwencja i mocny zwrot, który przekonałby przedstawicieli tych grup, że PiS traktuje ich poważnie, a nie jak podejrzanych czy wrogów. Do tego jeszcze daleko.

Gdy podczas tegorocznego kongresu „Polska Wielki Projekt" prof. Zybertowicz wspominał, że w najbliższym czasie wielkie banki zwolnią tysiące osób (o tych planach mówi się coraz częściej), pytał, czy PiS ma dla nich jakąś ofertę. To pytanie nie wywołało entuzjazmu wśród obecnych polityków Prawa i Sprawiedliwości. Wciąż króluje myślenie, że „lemingami nie warto się przejmować".

Bezbarwne tło

Co zatem PiS może zyskać, jeśli konsekwentnie poprowadziłby swoją strategię? Przede wszystkim utrzymanie notowań na poziomie niemal równym notowaniom PO - co dziś widać w sondażach już od paru miesięcy. W przewagę trudno uwierzyć z powodu samego Kaczyńskiego. W najnowszym sondażu zaufania do polityków lider PiS ponownie zajął pierwsze miejsce w kategorii nieufności, a to potężnie obciąża polityka.

Do najbliższych planowych wyborów do polskiego parlamentu jest wystarczająco dużo czasu, aby dokonać takiej wizerunkowej - i przecież również treściowej zmiany, rozbrajając wreszcie wykorzystywany od lat przez Platformę arsenał strachu przed największą partią opozycyjną, a tym samym zniechęcając do głosowania wystarczająco wiele osób, by osiągnąć względne zwycięstwo. Nie mówiąc o sytuacji, gdy warunki ekonomiczne pogorszyłyby się naprawdę lawinowo.

Czy taki scenariusz jest prawdopodobny? Trudno w to uwierzyć. Zbyt wiele razy byliśmy świadkami rozpoczynania podobnych strategii przez PiS - przerywanych w połowie, niekończonych, prowadzonych bez konsekwencji i dyscypliny. Ponadto jeden Wipler wiosny nie czyni. Wszystkie twarze, które mogły się kojarzyć z rozsądkiem i umiarkowaniem, poznikały z otoczenia prezesa lub partii. Zostało bezbarwne tło.

Będzie więc raczej jak zwykle: kilka tygodni lub miesięcy nowego wizerunku, aby potem wszystko zepsuć jakąś nieumiejętną wypowiedzią, którą przeciwnik wykorzysta w kluczowym momencie. Jeżeli przyczyni się to do utrzymania w mocy absurdalnego i szkodliwego rytualnego dyskursu („oszołom Kaczor" kontra „zdrajcy z PO"), to będziemy mogli mieć pretensję w takim samym stopniu do obu stron.

Autor jest publicystą dziennika „Fakt"

Stary dowcip o Jarosławie Kaczyńskim - a może raczej o jego przeciwnikach - mówi, że lider PiS przekracza Wisłę, idąc po wodzie. Na co jeden zwolennik PO powiada do drugiego: „Popatrz, co za ofiara. Nawet pływać nie umie".

Po programowym wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego takiej krytyki było stosunkowo niewiele (co trafnie dostrzegł w swoim tekście w „Rz" Piotr Gursztyn). Cały rytualny teatr, jaki się wokół niego odbył, sprawiał wrażenie zorganizowanego nieco na siłę, jak gdyby tylko z rozpędu. Faktycznie, jeszcze kilkanaście miesięcy temu byłaby to okazja do trwających tydzień ataków na lidera opozycji, choćby nawet przedstawił najbardziej merytoryczne plany. Dziś, w obliczu nadciągających coraz nieuchronniej lat suchych, jest to trudniejsze. Co z tego wynika dla PiS?

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?