Radek Sikorski, minister spraw zagranicznych RP, oraz Guido Westerwelle, jego niemiecki odpowiednik, wspólnie napisali dla międzynarodowego wydania dziennika „The New York Times" tekst zatytułowany „Nowa wizja Europy". Przedstawia on główne tezy raportu tzw. grupy refleksyjnej „Przyszłość Europy", nad którym przez pół roku pracowali szefowie dyplomacji z 11 państw UE.
Teza jest właściwie jedna: potrzebujemy więcej Europy, a nie mniej. To zdanie, od wielu miesięcy powtarzane do znudzenia przez brukselskich eurokratów, otwiera nawet jeden z akapitów. Potem banał goni banał: euro trzeba uratować za wszelką cenę, Parlament Europejski powinien odgrywać większą rolę, gospodarka UE musi być bardziej konkurencyjna, a wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony aktywniejsza.
Sikorski i Westerwelle podkreślają, że warunkiem przetrwania wspólnej waluty jest „dyscyplina budżetowa", która jednak „nie może zdusić wzrostu" (jak tu nie przyznać racji: każdy chciałby być piękny, zdrowy i bogaty). By zaś Unia stała się bardziej demokratyczna, przewodniczący Komisji Europejskiej miałby być wybierany w wyborach powszechnych.
Pojawiają się właściwie tylko dwa nowe, nieomawiane dotąd szerzej postulaty: utworzenia unijnej straży granicznej z prawdziwego zdarzenia, która pilnowałaby ścisłego przestrzegania układu z Schengen, oraz ustanowienia stałego komitetu odpowiedzialnego za współpracę między europarlamentem a parlamentami narodowymi. Mówiąc krótko: więcej Europy, więcej biurokracji i więcej wydatków z budżetu UE.
Po Westerwellem, polityku przeciętnym i pozbawionym charyzmy, nie spodziewałem się niczego odkrywczego. Ale Radek Sikorski, były dziennikarz prasy anglosaskiej, który w przeszłości nie bał się głosić obrazoburczych opinii na temat Unii, mógłby w ten artykuł włożyć nieco więcej wysiłku.