"Historyk z USA: wypędzenia Niemców były czystką etniczną” - depesza PAP o tym tytule przebiła się do niektórych polskich mediów. Znany amerykański badacz prof. Norman Naimark z Uniwersytetu Stanforda powiedział to na konferencji „Pojednanie jako obowiązek” zorganizowanej 15 października przez frakcję chadeków w Bundestagu.
Rangę spotkania wyznaczała obecność kanclerz Angeli Merkel, która zapowiedziała, że jeszcze za obecnej kadencji Bundestagu dojdzie do jakiegoś „symbolicznego aktu upamiętnienia wypędzeń”. Przy okazji komplementowała Erikę Steinbach za jej wkład w powstanie „Widocznego znaku” (instytucji upamiętniającej wypędzenia). Podkreśliła, że „pracom nad tą wystawą powinna przyświecać zasada, iż wcześniejsze bezprawie nie może usprawiedliwiać innego bezprawnego postępowania”.
Niemcy jak Ormianie?
Wcześniej padły słowa amerykańskiego historyka mogące zbulwersować wielu Polaków: „Wypędzenie Niemców nie było ludobójstwem, lecz czystką etniczną (...). Zamiarem ludzi, którzy to zaplanowali, nie była zagłada wszystkich Niemców - o ile wiemy” - powiedział Naimark. Ale ze względu na liczne ofiary śmiertelne „można powiedzieć, iż (wypędzenie) nosiło pewne znamiona ludobójstwa”. Historyk przestrzegł przed tendencją do zrzucania odpowiedzialności za przymusowe przesiedlenia po wojnie na politykę międzynarodową i ustalenia deklaracji konferencji poczdamskiej (17 lipca 1945 - 2 sierpnia 1945). „To nie międzynarodowa polityka dokonała wypędzeń, ale władze poszczególnych państw, np. Czechosłowacji i Polski. Polityka międzynarodowa tylko otworzyła furtkę” - podkreślił. Czy nieprzychylnych Polakom słów prof. Naimarka nie warto zbagatelizować? Otóż nie. Jest on członkiem rady naukowej muzeum i był jedynym zagranicznym członkiem tego gremium zaproszonym do udziału w dyskusji, w której uczestniczyli tylko historycy niemieccy. Co prawda prof. Naimark wskazywał, że „przyszła berlińska wystawa musi jasno rozróżnić pomiędzy pojęciami ludobójstwa i czystki etnicznej”, ale jednocześnie podkreślał, że „czystki etniczne są dlatego bardzo niebezpieczne, bo mogą łatwo przekształcić się w ludobójstwo. Tak stało się w przypadku ludobójstwa Ormian (w czasie I wojny światowej), które zaczęło się od deportacji ludności”. Historyk, choć nie wprost, zestawił powojenne wysiedlenia Niemców z Polski i Czechosłowacji z mordem na narodzie ormiańskim.
Wina państwa jednonarodowego
Inny uczestnik dyskusji, dyrektor fundacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie Manfred Kittel zadeklarował, że na wystawie „Widocznego znaku” zostanie pokazana historia wysiedleń ludności w XX wieku osadzona w kontekście II wojny światowej i nazizmu, ale także w historii europejskiej. I znowu padły niepokojące sformułowania, jak istotny wpływ na decyzje o powojennych deportacjach Niemców miała przedwojenna idea państwa jednonarodowego w krajach Europy Środkowej, w tym także w Polsce. Prof. Kittel mówił : „Decydujące jest, by ukazać całą genezę (wysiedleń), w tym ideę państwa narodowego - fatalną utopię pochodzącą z XIX wieku, I wojnę światową, traktat wersalski, problemy okresu międzywojennego. To wszystko jest ważne, by poznać prehistorię problemu”. Z widowni głos zabrał przewodniczący Ziomkostwa Śląskiego Rudi Pawelka. Jego zdaniem niesłusznie uznano deklarację poczdamską za „podstawę prawną” wypędzeń. „Jeśli zaś chodzi o obozy pracy przymusowej dla Niemców, to w koncepcji (wystawy) mówi się jedynie o ciężkim znęcaniu się nad Niemcami w Czechosłowacji i Polsce. Wiem, że tam zginęło ponad 100 tysięcy ludzi, uwięziono tam wiele tysięcy dzieci. Są już na ten temat prace historyków z Polski” - podkreślał. Pawelce nie podobało się też traktowanie wysiedleń jako konsekwencji zbrodniczej polityki III Rzeszy. „Inne narody też były wypędzane, choć nie miały Hitlera. Wypędzenie jest zawsze konsekwencją nacjonalizmu i rasizmu” - mówił.
Recydywa rewizjonizmu
Przebieg berlińskiej konferencji potwierdza, że z ogłoszonej niedawno koncepcji ekspozycji Centrum przeciw Wypędzeniom można wybierać jak z bufetu. Między deklaracjami, że powojennych przesiedleń nie byłoby bez II wojny światowej i zburzenia przez Hitlera ładu europejskiego, mamy przesadzone tezy o planach elit m.in. polskich i czechosłowackich dotyczące pozbycia się niemieckich współobywateli. To stare tezy historiografii ziomkostw niemieckich, które przerzucają winę za powojenne decyzje deportacyjne na kraje, które padły ofiarą niemieckiej agresji w latach 1939-1941. To także częściowa recydywa niemieckiego rewizjonizmu historycznego. Do dominującej jeszcze dwie dekady temu w RFN opinii, że powojenne wysiedlenia były efektem II wojny rozpętanej przez Niemców, tacy historycy jak Naimark i Kittel dodają coraz więcej „kontekstów” i „porównań”. Podkreślając rolę nacjonalizmów w krajach Europy Środkowej, umniejszają znaczenie wybuchu II wojny światowej i zbrodni niemieckich, które leżały u podstaw postulatu wysiedleń. Jeszcze bardziej niepokoić musi to, że badacz z USA, podobnie jak Rudi Pawelka, bagatelizuje rolę konferencji poczdamskiej w decyzji o deportacjach i skupia się na podkreślaniu winy Polski i Czech.