Niedawny szczyt Unii Europejskiej w Brukseli byłby nieważny, gdyby nie padło sakramentalne zdanie: „Najgorsze już za nami".
Tym razem wypowiedział je prezydent Francji Francois Hollande, co jest o tyle zaskakujące, że akurat Hollande'owi nie udało się przeforsować w Brukseli swoich pomysłów na walkę z kryzysem. Wygrała raz jeszcze, co już nie jest zaskakujące, Angela Merkel. Kanclerz Niemiec uparła się, aby ogólnoeuropejski nadzór nad instytucjami finansowymi zaczął działać nie 1 stycznia 2013 r., jak ustalono kilka miesięcy temu, lecz później, a konkretnie - po wyborach do Bundestagu jesienią przyszłego roku. A wiadomo, że jak pani kanclerz się przy czymś uprze, to musi to dostać. Można by sparafrazować słynną sentencję angielskiego piłkarza Gary'ego Linekera: na unijne szczyty przyjeżdża 27 przywódców państw, a zwyciężają zawsze Niemcy...
Zła wiadomość dla Rajoya
„Najgorsze już za nami" - stwierdził Hollande, choć nie wiadomo, co miał na myśli, bo na szczycie tak naprawdę nie podjęto żadnych rewolucyjnych decyzji. Nawet José Manuel Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej, nie uznał szczytu za „kluczowy" ani „przełomowy", w przeciwieństwie do 15 poprzednich. To daje do myślenia. Paradoksalnie jedyne konkretne rozstrzygnięcie - wspomniane odłożenie w czasie powstania unii bankowej - to raczej krok wstecz. Przynajmniej w porównaniu z ustaleniami czerwcowego - „kluczowego" i „przełomowego" - szczytu UE.
Jak zwrócił uwagę komentator francuskiego dziennika „Le Figaro", dotąd Rada Europejska obradowała zazwyczaj pod ogromną presją rynków, tym razem zaś było inaczej. Oprocentowanie obligacji państw najbardziej zagrożonych bankructwem jest od dłuższego czasu stabilne - głównie dzięki zapowiedzi Maria Draghiego, iż EBC jest gotów do ich skupowania na dużą skalę. W przypadku Hiszpanii to ok. 5,5 proc. (w lipcu 7,5 proc.), włoskie papiery zaś zeszły nawet poniżej poziomu 4,8 proc. Rządy w Madrycie i Rzymie mogły odetchnąć z ulgą, lecz z drugiej strony zapał europejskich liderów do reformowania UE wyraźnie przygasł.
Unijny nadzór bankowy zacznie więc działać najpewniej pod koniec nadchodzącego roku - wedle życzenia rządu niemieckiego. Oznacza to jednak, iż banki (przede wszystkim hiszpańskie i irlandzkie, najbardziej poturbowane przez kryzys) nie dostaną w najbliższym czasie dokapitalizowania z Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego.